[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem spojrzała na Gaynesa, który wciąż siedział na krześle z cygarem w drżących palcami, i miał wrażenie, że w jakiś cudowny sposób unosi się nad ziemią.- Oto Lone - rzekł Volke.- Chciałaby zostać pańskim przewodnikiem, jeśli pan sobie tego życzy.Jeśli sobie tego życzy? Chyba wybełkotał coś jakby “Chcę, oczywiście, bardzo, bardzo chcę.", coś potwornie niezręcznego, co jednak było absolutnie szczere.- Jestem szczęśliwa, że odzyskał pan świadomość - powiedziała Lone, a dźwięk jej głosu znowu zakłócił rytm serca Gaynesa.- Czekaliśmy na ten moment z wielką niecierpliwością.Zanim znalazł rozsądną odpowiedź na tę uprzejmość, Lone pochyliła się ku niemu i lekko ucałowała go w policzek.Zaczerwienił się gwałtownie.Mimowolne spojrzenie, jakim obrzucił wycięcie tuniki, potwierdziło częściowo jego pierwsze wrażenie na widok wchodzącej.Nie nosiła bielizny, przynajmniej do pasa była naga pod tuniką.Gaynesa ogarnęła dziwna euforia.Pomyślał, że tabletki Volkego są istotnie skuteczne.4.Upłynęło pięć dni i nocy - Lone opiekowała się Gaynesem.Nie jest to zresztą właściwe wyrażenie.Nie było tu mowy o “opiece" w powszechnym rozumieniu tego słowa.Gaynes mógł chodzić po Dzielnicy, dokąd tylko chciał, jego ciekawość mogła być w pełni zaspokojona.Przynajmniej takie odnosił wrażenie.wiedział, gdzieś w głębi duszy, że to więcej niż wrażenie; nie obawiał się już, że będą go przekonywać.Wątpić o tym było czystą głupotą.Prawdę mówiąc, to przeświadczenie nie opierało się na żadnym konkretnym dowodzie.Zwyczajna intuicja.Solidna jak zbrojony beton.Był wolny i otoczony przyjaciółmi.Właśnie.Czy nie te antydepresyjne pigułki, które systematycznie łykał, powodowały owo bezkrytyczne zaufanie? Czy może raczej postawa Lone i wszystkich osób spotykanych, wielkoduszna, przyjazna uwaga, jaką był otoczony, utkała wokół niego klimat dobrego samopoczucia i bezpieczeństwa, z którego czerpał teraz zadowolenie?Kilkakrotnie przychodziło mu na myśl, że pastylki są całkiem czym innym, jakimś środkiem powodującym niebezpieczne złudzenia.Wkrótce jednak pozbył się tych podejrzeń, odrzucił je machinalnie, jak podczas przyjemnego spaceru odrzucamy kłujące rzepy, które czepiają się naszego ubrania.Żył w świecie Lone i innych.Interesował się wszystkimi, nie tylko nią.z takim zapałem, z jakim oni wszyscy interesowali się nim.Upłynęło pięć dni i nocy.Gaynes nauczył się wielu rzeczy.I Volke miał rację.Stopniowo, w miarę przybywania nowych wrażeń, otrząsał się z osłupienia, które go ogarnęło w pierwszych chwilach po powrocie do świadomości.Wkrótce już bez wahania pytał o wszystko, a otrzymywane odpowiedzi przyjmował normalnie, choćby nie wiadomo jak zaskakiwały go początkowo - nie były przecież zaskakujące.Dla Gayhirny były normalne, i jeśli przejawiał jeszcze skłonność do zdumiewania się wobec oczywistych faktów w niejasnym odruchu utrwalonym w czeluściach podświadomości, to zawdzięczał tę reakcję jedynie automatycznym mechanizmom odmiennego kodowania myśli, mechanizmom ukrytym gdzieś tam w głębi zranionej istoty myślącej.Akceptował.Uczył się.Powoli stawał się integralną (choć zawsze zintegrowaną.) cząstką wszechświata, który w pewnej chwili zatarł się był w jego pamięci Każdy ze świadomie przeżytych na Gayhirnie dni wyrył się głęboko w dziewiczo czystej pamięci Gaynesa.Pod koniec tych pięciu dni i nocy mógł do woli “zwiedzać" wszystko to, co przeżył.Niczego nie zapomniał.Najmniejszego wrażenia, najkrótszej chwili, żadnego z początkowych lęków.Niczego.Było to zapisane ogromnymi literami, które z niezwykłą wyrazistością odczytywał, ilekroć zechciał.W służbie swego pięciodniowego życia zatrudnił znakomity, skuteczny mechanizm pamięci mniej więcej czterdziestoletniego mężczyzny - w ten sposób mógł ocenić sytuację.Na przykład pamiętał doskonale, że był jak nieśmiały chłopiec - zażenowany w czasie pierwszego spotkania sam na sam z Lone.Zaraz po odejściu Stina Volkego i później, w ciągu następnych godzin.Nie bardzo wiedząc dlaczego z trudem pojmował bezinteresowną uprzejmość Lone, najwidoczniej zwyczajną i naturalna troskę o niego.Nie wiedział także, dlaczego w głębi duszy uprzejmość wydawała mu się naturalnie sprzężona z pojęciem egoizmu.No i w końcu naprawdę przychodziło mu z trudem wytrzymywać zielone spojrzenie Lone.Ale za to wykorzystywał każdą okazję, by ukradkiem pożerać ją wzrokiem, wyobrażać sobie jej nagie ciało pod tuniką (nosiła jednakże slipy, to zauważył.), przywołując, choć nie zawsze, jej obraz z pierwszego spotkania.Nie mógł pohamować wyobraźni, która mu podsuwała tysiące szaleństw.Ponieważ Lone była najwyraźniej o milion kilometrów od takich myśli, czuł się jeszcze bardziej nieswojo.Zwierzęcy erotyzm, jakim promieniowała, na pewno nie był wystudiowany czy zamierzony.Miała w sobie tyle naturalności, co owoc na drzewie.Gaynes wymyślał sobie po cichu za każdym razem, gdy przyłapywał się na zerkaniu w kierunku sutek piersi sterczących w wycięciu tuniki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl