[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Wszystkie krzesła - wspominałaRosemary tonem rozmarzenia - obciągnięte były czerwoną skórą.Lubiłam tuprzychodzić, gdy mężczyzni wyjeżdżali na polowania.Przychodziłam i chłonęłamzapach starej skóry, dymu z cygar i whisky.Plantacja została nazwana kupamięci miejsca, gdzie mieszkali Butlerowie zanim nasz prapradziadek postanowiłzamienić Anglię na Barbados.Nasz pradziadek przeniósł się stąd do Charlestonuokoło sto pięćdziesiąt lat temu.To właśnie on zbudował ten dom, on założył tuogród.Jego żona, zanim go jeszcze poślubiła, nazywała się Sophia Rosemary Ross.Od niej to, jak się domyślasz, pochodzą imiona moje i mego młodszego brata.- Aimię Retta? - Rett odziedziczył imię po dziadku.- Mówił mi, że wasz dziadek byłpiratem.- Doprawdy? - roześmiała się Rosemary.- Właściwie czemu nie?.Naszdziadek przerwał angielską blokadę podczas Rewolucji, dokładnie tak samo, jak toniedawno czynił jego wnuk podczas Wojny.Staruszek uparł się, że przepchnieprzez angielski kordon swoje zbiory ryżu i nic nie było w stanie go powstrzymać.Przypuszczam, że na uboczu trudnił się też kontrabandą, lecz jego głównymzajęciem była uprawa ryżu.W Dunmore Landingh zawsze sadzono ryż.To właśniedlatego jestem tak wściekła na Retta.Scarlett silniej zakołysała się wfotelu.Ta dziewczyna najwyrazniej zaczyna tę swoją ryżową pogadankę.Jeszczechwila, a zacznę krzyczeć.Nocną ciszę przerwały dwa głośne strzały.Scarlettkrzyknęła.Zerwała się z fotela i podbiegła do drzwi.Rosemary też zeskoczyła złóżka, rzuciła się biegiem za nią.Dogoniła ją, objęła w pół i pociągnęła dotyłu, z powrotem do sypialni.- Pozwól mi iść, muszę być przy nim.-wykrztusiła Scarlett, ale nie dane było jej dokończyć, bo objęta żelaznymuściskiem dziewczyny zupełnie straciła dech.Poczuła, że uścisk osłabł.Uderzyłarękoma, chcąc się uwolnić.W ciszy słyszała swój własny ciężki oddech i - odziwo, coraz to wyrazniejsze - stuk, stuk, stuk fotela na biegunach.Im bardziejzwalniał jej oddech, tym wolniejszy się stawał stukot drewna o drewno.Jejomdlałe ręce zatrzepotały słabo, z udręczonego gardła wyrwało się cichechrząknięcie.Choć lampa ciągle płonęła, sypialnia zaczęła się pogrążać wciemności.Rosemary zwolniła chwyt.- Przepraszam - zdało się Scarlett,usłyszała z ust siostry Retta.Nieważne.W tej chwili liczyły się jedynie dwagłębokie hausty powietrza, które wreszcie mogło wypełnić jej zduszone płuca.Niewiele się też przejęła w momencie, gdy zupełnie bez własnej woli znalazła sięna czworakach.Teraz przynajmniej łatwiej było oddychać.Dużo czasu minęło,zanim zdołała wydobyć z siebie jakieś słowa.Uniosła głowę, ujrzała Rosemary -stała oparta plecami o drzwi.- Omal mnie nie zadusiłaś na śmierć - wydyszała.-Przepraszam.Nie chciałam wyrządzić ci krzywdy.Musiałam cię powstrzymać.- Aledlaczego? Przecież chciałam znalezć się blisko Retta.Rett znaczył dla niejwięcej niż wszystkie skarby świata.Czy ta głupia dziewucha naprawdę nie jest wstanie tego zrozumieć? Nie, nigdy tego nie pojmie, bo ani sama nikogo niekochała, ani nikt nie kochał jej.Uczyniła wysiłek dzwignięcia się na równenogi.Och, Panienko Najświętsza, alem słabowita.Chwyciła za słupek baldachimu ipowoli wywindowała się w górę.Była biała jak upiór i tylko te zielone oczypłonęły zimnym blaskiem.- Idę do Retta.A wtedy Rosemary zupełnie zwaliła ją znóg.Nie rękoma ani pięściami, bo to Scarlett byłaby w stanie wytrzymać. Rosemary spokojnie wypowiedziała tylko dwa zdania: - On cię nie potrzebuje.Wiemo tym od niego.24 Rett urwał w pół zdania.Spojrzał na Scarlett.- Co tu siędzieje? Nie mamy apetytu? A mówią, że wiejskie powietrze potęguje głód.Zdumiewasz mnie, kochanie.Chyba to po raz pierwszy w życiu widzę, jak grzebieszw talerzu.Scarlett podniosła wzrok znad nie tkniętego talerza i spojrzała naniego.Jak on śmiał mówić do niej w ten sposób, skoro za jej plecami rozgłaszałjej najgłębsze tajemnice? Bo i któż inny mógłby tak dobrze poinformowaćRosemary? Czy ktokolwiek w Charlestonie wiedział, że Rett wyprowadził się zAtlanty, a ona robi z siebie idiotkę usiłując go ściągnąć z powrotem do domu?Spuściła wzrok.Widelcem przesuwała kawałki jedzenia z jednego miejsca nadrugie.- Cóż więc się stało? - powtórzyła zniecierpliwiona Rosemary.- Ciąglenic z tego nie rozumiem.- Stało się dokładnie to, czegośmy oczekiwali.my,to znaczy ja i Miss Julia.Jej rolnicy i moi górnicy zmówili się.Wiesz, żeumowy o pracę podpisuje się w dzień Nowego Roku, i że obowiązują przez następnedwanaście miesięcy.Otóż więc robotnicy poszli do Miss Julii, twierdząc, żeskoro ja płacę górnikom niemal dwa razy tyle, ile wynoszą ich pensje, to albopodwyższy im zarobki, albo przejdą do mnie.Moi ludzie zagrali tę samąkomedyjkę, tyle że nieco inaczej.Nie przyszło im do głowy, iż ja i Julia Ashleywpadliśmy na trop.Wino wyszumiało się dokładnie w chwili, gdy wjeżdżaliśmy doposiadłości Ashleyów.Widziałaś, jak pilnie pracowali przy ryżu.Nie chcieliryzykować utratę pracy, poza tym wszyscy boją się śmiertelnie Miss Julii.Aleza to tutaj, w Dunmore Landing, sprawy nie poszły równie gładko.W świat poszłysłuchy, że moi ludzie coś knują [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl