[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Spostrzegł z niepokojem, że dzierżące broń ramię Kane'a nie słabnie z upływem minut i że sam coraz mocniej spychany jest do obrony.Zguba Czarnoksiężników pokrywała się karbami od uderzeń głowni z Carsultyalu, a rękojeść wilgotniała od potu.Cięższy miecz Kane'a podobnie ucierpiał od niesłabnących cięć, zasłon, pchnięć.Potem, gdy Kane odbił potężne uderzenie Dragara, młodzieniec szybko pchnął ze skrętem - wystarczająco, by koniuszek głowni przejechał na ukos przez czoło Kane'a, rozcinając jego opaskę.Płytkie cięcie, ale krew spływała swobodnie, nasycając lepiące się kosmyki rozpuszczonych włosów.Kane cofnął się, otarł krew i luźne włosy sprzed oczu.Wtedy Dragar skoczył.Za szybko, by Kane w pełni się zasłonił.Ostrze wyryło bruzdę wzdłuż całego lewego przedramienia czarownika.Długi miecz Kane'a zachwiał się.Barbarzyńca.natychmiast walnął w jego zasłonę.Miecz wypadł z garści Kane'a, gdy ten niezdarnie odbijał gwiezdną głownię i przez ułamek sekundy zawisł swobodnie w powietrzu.Dragar tryumfując, że wreszcie wytrącił broń z uchwytu Kane'a, uniósł ramię do morderczego ciosu.Ale prawa ręka Kane'a złapała kręcącą się broń z wyćwiczoną pewnością.Wiodąc miecz z wprawą niewiele mniejszą niż w zwykle dzierżącej broń ręce, Kane sparował błyskawiczne cięcie Dragara.Nim zaskoczony barbarzyńca oprzytomniał, miecz Kane'a spadł na żebra Dragara.Siła uderzenia rzuciła młodzieńca na łoże.Zguba Czarnoksiężników wypadła z niesłuchających nerwów palców i ześliznęła się na szerokie dębowe deski.Z gardła Dessylyn wydarł się krzyk niewyrażalnego bólu.Rzuciła się ku Dragarowi i złożyła jego głowę na swym podołku.Rozpaczliwie i bezskutecznie przyciskała palce do pulsującej na piersi rany.- Proszę, Kanie! - łkała.- Oszczędź go!Kane spojrzał płonącymi oczyma na rozpłataną pierś młodzieńca i roześmiał się.- Zostawiam go tobie, Dessylyn - powiedział butnie.- I oczekuję cię w mojej wieży - oczywiście jeśli nie planujesz nadal uciec ze swym młodym kochankiem.Krew ściekała po jego ręce i - nieco ciemniejsza - po mieczu, gdy wyszedł z pokoju w nocną mgłę.- Dragarze! Dragarze! - jęczała Dessylyn, całując wynędzniałą twarz i pokryte pianą usta.- Ukochany, proszę, nie umieraj! Onthe, nie pozwól mu umrzeć!Przytulała się do jego bladego oblicza, jej łzy spadały mu na twarz.Nie wierzysz mu, prawda, Dragarze? No to co, że uknułam nasze spotkanie, najdroższy! Nadal cię kocham! Naprawdę cię kocham! Zawsze będę cię kochać, Dragarze!Spojrzał na nią błyszczącymi oczami.- Suka! - plunął i zmarł.Ile razy, Dessylyn?Ile razy grałaś w tę samą grę? (Ale ta była po raz pierwszy.!) Pierwszy? Na pewno, Dessylyn? (Przysięgam.!.Skąd mogę mieć pewność?)A ilu po nim? Ile kręgów, Dessylyn?) (Kręgów? Czemu taki mrok w mej głowie?) Ile razy, Dessylyn, zachowałaś się jak Lorelei? Ilu poznało twój przyzywający wzrok.Ilu słyszało twój syreni śpiew, Dessylyn?Ile dusz rzuciło się dla ciebie w morze, Dessylyn? Ilu zginęło w cieniach kryjących się w dole, zostało wciągniętych do piekła przez odpływającą falę? Ile razy, Dessylyn?(Nie mogę sobie przypomnieć.)VII„ŻE MUSI UMRZEĆ.”- Wiesz, że musi umrzeć.Dessylyn pokręciła głową.- To zbyt niebezpieczne.- Na pewno mniej niż pozostawienie go żywym - wskazał ponuro Mavrsal.- Z tego, co mi mówiłaś, Kane nigdy nie pozwoli ci odejść - to coś zupełnie innego niż ucieczka od jakiegoś zazdrosnego pana.Macki czarownika sięgają dalej niż baśniowej Oraychy.Co do opuszczenie Carsultyalu, jeśli czary Kane'a dościgną nas gdzieś dalej? Nawet na pełnym morzu zdoła dognać nas jego cień.- Może mu uciekniemy - mruknęła Dessylyn.- Oceany są bez granic, a na falach nie zostają ślady.- Czarnoksiężnik o mocy Kane'a zawsze znajdzie sposób na śledzenie nas.- Mimo wszystko to zbyt niebezpieczne.Nie jestem nawet pewna, czy Kane'a można zabić! - palce Dessylyn bawiły się niespokojnie szmaragdem na jej szyi; mocno zaciskała usta.Mavrsal z gniewem patrzył, jak jej dłonie skręcają szeroki kołnierz z jedwabiu i skóry.Damy w Carsultyalu mogły uważać to za szykowne, ale niepokoiło go, iż nosiła tę ozdobę nawet w łóżku.- Nigdy nie uwolnisz się od niewolniczej obroży Kane'a warknął, wyrażając na głos swą myśl - jeśli ten diabeł nie zginie.- Wiem - cicho wzdychnęłą, a w jej zielonych oczach było coś więcej, niż strach
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|