[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wolałbym zatrudniać wyzwoleńców, ale człowiek zarządzający rynkiem powiedział, że w ostatnich latach coraz trudniej o nich.W ciężkich czasach decydują się oni wyzbyć jedynej rzeczy, jaką posiadają – wolności – i sprzedają się w niewolę, by uniknąć śmierci głodowej.Kiedy skręciliśmy z via Cassia w naszą drogę, Aratus zrównał się ze mną i powiedział, że mamy gości.Istotnie, dwa obce konie stały uwiązane pod stajnią, jak dwie plamki, biała i czarna, na tle ściany.Zostawiłem zarządcę z niewolnikami i przyspieszyłem.Pod moją nieobecność pieczę nad gospodarstwem sprawował Meto; wyraźnie zaznaczyłem, że przekazuję mu odpowiedzialność, by pogłaskać jego dumę.Kiedy jednak dotarłem do domu, nigdzie nie było go widać, nie wyszedł też na moje wołanie.Niewolnik, który pełnił wartę (od czasu znalezienia Forfeksa zawsze trzymałem kogoś jako obserwatora), przemknął po dachu stajni i zeskoczył na ziemię.– Gdzie jest Meto? – spytałem go.– Przy młynie, panie.– A goście?– Też przy młynie.– Jest ich tylko dwóch?Skinął głową.Ruszyłem galopem, ale zwolniłem, dojeżdżając do młyna.Zsiadłem z konia i pozwoliłem mu powędrować w poszukiwaniu delikatniejszej trawy i jakiejś kałuży wody w wyschniętym korycie strumienia.Podchodząc do budynku, usłyszałem z wnętrza znajomy głos.– A więc problem musi tkwić tutaj.No, to jasne, że te dwa tryby nigdy nie mogłyby się zazębić.To tak, jakby próbować skrzyżować osła z kozą.Odpowiedzią był śmiech.Meto śmiał się tak szczerze, jak już od wielu dni nie słyszałem.Wtórował mu ktoś inny.Stanąłem w drzwiach i zobaczyłem Tongiliusa opartego o ścianę, z rękami założonymi na piersi.Tunikę miał zakurzoną, a włosy rozwiane od długiej jazdy.Meto stał nieopodal i obaj patrzyli na Katylinę pochylonego nad wielkimi drewnianymi kołami.Kiedy wszedłem, wszyscy odwrócili się ku mnie.– Witaj, Gordianusie! – powiedział Katylina.– Ależ dzieło stworzyłeś! Sam sporządziłeś projekt?– Z pewną pomocą mojego ekonoma.– Zadziwiające! Znany już jesteś ze sprytu, ale niech nikt nie śmie twierdzić, że brak ci ambicji.Myślałem, że wszyscy inżynierowie zajęci są budową katapult i wież oblężniczych dla armii albo mostów i akweduktów dla senatu.Masz spory talent.Kto cię tego nauczył?– Książki i zdrowy rozsądek.Dobrze jest też mieć oczy i uszy.Ale obawiam się, że to za mało.młyn nie chce działać.– Ach, ale zacznie.Tylko jedno mu w tym przeszkadza.– Co masz na myśli?– Spójrz na ten wał.Jest źle umieszczony.– Jak to? – Irytowała mnie jego pewność siebie, ale zarazem świtało mi, że wie, co mówi.– Powinien wychodzić stąd – wskazał palcem – i leżeć pod kątem prostym do obecnego położenia.– Ale to by oznaczało zmianę całej konstrukcji.– Nie dowierzałem, że rozwiązanie może być tak proste.– Wcale nie.Te dwa tryby spotkają się w jednej linii zamiast prostopadle.W obecnym układzie cały mechanizm musiałby się rozerwać przy jednym pełnym obrocie.Ale po tej prostej zmianie.– Na Herkulesa! – Starałem się nie robić głupiej miny, zaszokowany prostotą metody.Miał absolutną rację.– Dlaczego nie dostrzegłem tego, co cały czas tkwiło na widoku?Katylina wzruszył ramionami.Włosy miał tak samo rozwiane jak Tongilius, a twarz jeszcze zaczerwienioną od wiatru.Wyglądał jak człowiek młodszy o połowę, zadowolony i pewny siebie, w niczym nie przypominający skradającego się spiskowca.– Czasami spojrzenie świeżym okiem może być nieopisanie pomocne, Gordianusie.Nie jesteś jedynym, który tego od czasu do czasu potrzebuje.– Katylina zaakcentował ostatnie słowa i rzucił mi znaczące spojrzenie.Przyglądałem się trybom, próbując się przekonać do prostoty jego rozwiązania.Jak on mógł w parę chwil ujrzeć odpowiedź na pytanie, które nurtowało mnie od miesięcy? Byłem jednocześnie poirytowany, uradowany, pełen podziwu i powątpiewania.– Widzę, że macie za sobą długą drogę – powiedziałem z roztargnieniem.– Ale chyba nie jedziecie aż z Rzymu?– Nie, z północy – odparł Tongilius.Katylina konferował ze swym wodzem Manliusem i weteranami Sulli w Faesulae, pomyślałem.– Twoje zaproszenie wciąż jest ważne, mam nadzieję? – wtrącił z uśmiechem Katylina.– Marek Celiusz dał mi to do zrozumienia.Nabrałem powietrza do płuc i udałem, że znów przyglądam się mechanizmowi, by usprawiedliwić puste brzmienie mego głosu.– Tak, oczywiście.– Ach, to dobrze.Byłbyś zaskoczony.a może i nie.jak wielu z moich przyjaciół i znajomych nagle nie znajduje dla mnie miejsca pod swoim dachem po mojej ostatniej katastrofie wyborczej.Ale na ich miejsce pojawiają się nowi przyjaciele i równowaga jest zachowana.Katylina i Tongilius udali się do domu, by odpocząć i się przebrać.Byłem zbyt podekscytowany perspektywą ostatecznego ukończenia budowy młyna, by do nich dołączyć.Zamiast zabrać się do wznoszenia nowego muru, postawiłem wynajętych robotników do pracy przy zmianie ustawienia trybów przekładni.Pracowaliśmy aż do nocy.Bethesda przysłała Dianę, by zawołać mnie na kolację, ale poprosiłem tylko, by przyniesiono mi trochę chleba i sera.Wreszcie nowy układ był gotowy.Z braku wartkiego strumienia koło wodne zaczęli obracać niewolnicy.Wewnątrz młyna mechanizm zadrżał i zaczął pracować.Wały się kręciły, tryby pasowały do siebie, zazębiając się idealnie, żarna wykonały jeden obrót, potem drugi i następny, bez najmniejszego problemu.Niezbędne będą drobne poprawki, trzeba też dokończyć obudowę, a samo praktyczne zastosowanie też na pewno podsunie jakieś ulepszenia, ale konstrukcja młyna była udana.Ta chwila przepełniła mnie niezwykłą radością.Aratus uśmiechał się tak szeroko, jak jeszcze nigdy dotąd
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|