[ Pobierz całość w formacie PDF ] .W małej izdebce mieli dla siebie niewiele miejsca, choć wszystkie trzy lóżka były bardzo wąskie.I twarde, jak stwierdził Rand rzuciwszy się na jedno z nich.Zdecydowanie nie był to najlepszy z pokoi.Thom zatrzymał się w nim tylko na chwilę, aby wyjąć z futerałów flet i harfę, i wyszedł, już po drodze ćwicząc teatralne pozy.Lan poszedł z nim.To dziwne, pomyślał Rand, przewracając się na niewygodnym łóżku.Jeszcze tydzień temu niczym kamień szybko sturlałby się z tych schodów, aby tylko móc posłuchać barda, choćby dla samej wrzawy, jaka mu towarzyszyła.Ale już od tygodnia słuchał co wieczór opowieści Thoma i na pewno tak samo będzie jutro i pojutrze.Poza tym gorąca kąpiel rozluźniła skurcze w jego mięśniach, choć myślał, że będą go dręczyć już zawsze, a pierwszy od tygodnia gorący posiłek napełnił go uczuciem senności.Prawie zasypiając, zastanawiał się, czy Lan rzeczywiście znał fałszywego Smoka, Logaina.Mimo iż z dołu dobiegły go stłumione okrzyki ludzi witających Thoma, zasnął niemalże natychmiast.W pełnym cieni kamiennym korytarzu panował półmrok, prócz Randa nikogo w nim nie było.Nie potrafił określić, skąd dochodzi mętne światło.Na szarych murach nie zawieszono żadnych świec, ani lamp, niczego, co mogłoby stanowić źródło bladej łuny.Wydawało się, że po prostu jest.Powietrze było nieruchome i stęchłe, a gdzieś z oddali dobiegało rytmiczne, głuche kapanie wody.Mógł być wszędzie, tylko nie w oberży.Marszcząc się ze zdziwienia, potarł czoło.Oberża? Bolała go głowa, trudno było skupić myśli.Czy coś go wiązało z tą.oberżą? W każdym razie nie była to żadna oberża.Zwilżył wargi językiem i zapragnął się czegoś napić.Był potwornie spragniony, wyschnięty jak pył.Dlatego gdy posłyszał odgłos kapiącej wody, postanowił coś zrobić.Nie miał przed sobą żadnego celu prócz zaspokojenia pragnienia, ruszył więc tam, skąd dobiegał monotonny plusk.Korytarz ciągnął się bardzo długo, nie krzyżując z żadnym innym, jego wystrój pozostawał niezmienny.Monotonię przerywały tylko pary zwykłych drzwi, osadzonych naprzeciwko siebie w równych odstępach.Wszystkie z obłażącego drewna, zupełnie wyschłego pomimo wilgotnego powietrza.Cienie cofały się przed Randem, ani razu nie zmieniając swych kształtów, kapanie wody cały czas słychać było z takiej samej odległości.Po dłuższej chwili postanowił nacisnąć klamkę u którychś z drzwi.Otworzyły się bez trudu, mógł wejść do ponurej, kamiennej komnaty.W jednej ze ścian wykuty był sklepiony serią łuków otwór, wychodzący na balkon z szarego kamienia, a za nim rozciągał się widok nieba, jakiego Rand nigdy dotąd nie widział.Płynęły po nim wartko, jakby napędzane przez burzowe wiatry, czarno-, szaro-, czerwono- i pomarańczowo-pręgowane chmury, bezustannie zlewające się ze sobą.Nikt nigdy nie mógł widzieć takiego nieba, po prostu nie mogło istnieć.Przestał wyglądać z balkonu, ale widok komnaty nie przedstawiał się lepiej.Dziwaczne łuki i kąty, kolumny, które zdawały się wyrastać z samej podłogi, jakby ten pokój sam się zupełnie przypadkowo wytopił ze skały.Jak u kowala w kuźni huczał ogień na palenisku, ale nie dawał ciepła.Kominek był zbudowany z dziwnych owalnych kamieni, kiedy patrzył na nie wprost, wydawały się normalnymi kamieniami, nie wiedzieć czemu mokrymi pomimo ognia, ale gdy spoglądał na nie kątem oka, przypominały twarze, twarze mężczyzn i kobiet wijących się w śmiertelnym bólu i krzyczących coś bezgłośnie.Krzesła z wysokimi oparciami i wypolerowany stół pośrodku pomieszczenia były zwyczajne, ale to tylko podkreślało niesamowitość całego otoczenia.Na ścianie wisiało lustro, znowuż zupełnie niezwykłe.Kiedy w nie spojrzał, zobaczył jedynie zamazaną plamę, w miejscu gdzie powinien znaleźć swoje odbicie, natomiast cała reszta pokoju odbijała się tak, jak powinna.Przed kominkiem stał jakiś człowiek, Rand z początku go nie zauważył.Gdyby nie wiedział, że to niemożliwe, powiedziałby, że człowieka nie było dopóty, dopóki na niego nie spojrzał.Mężczyzna był ubrany w ciemne, znakomicie skrojone ubranie, wyraźnie wkraczał właśnie w wiek dojrzały.Rand przypuszczał, że kobiety uważałyby go za przystojnego
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|