[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czaruś jechał przez las na zdobycznym rumaku, z Excaliburem przytroczonym rzemieniem do pleców, prowadząc za sobą swego własnego konia.Cudownie było czuć obecność tego miecza.Po jakimś czasie młodzieniec usłyszał niskie mruczenie poniżej swego prawego ucha i stwierdził, że to Excalibur mamrocze sam do siebie.- Co się dzieje? - zapytał królewicz.- Nic wielkiego.Bierze mnie rdza.- Rdza! - Czaruś wyciągnął Excalibura i dokładnie obejrzał lśniące ostrze.- Nie widzę ani śladu rdzy.- Czuję, że mnie weźmie - odparł miecz.- Trzeba mnie nasmarować.- Nie mam oleju.- Odrobina krwi lub ichoru zrobi mi bardzo dobrze.- Też nie mam.- To zapomnij o tym, chłopaczku, i pozwól mi drzemać oraz śnić o dawnych czasach.Odpowiedź wydała się Czarusiowi bardzo dziwna, ale puścił ją mimo uszu i jechał dalej.Wyglądało na to, że miecz usnął, ponieważ dolatywało od niego lekkie chrapanie.Czaruś nie miał pojęcia o tym, że gadające miecze potrafią także chrapać.Usiłował ignorować dobiegające go dźwięki i jechał aż do chwili, gdy spotkał mężczyznę w zakonnej opończy.Braciszek pozdrowił Czarusia, i rozeszli się w swoje strony.- Czy widziałeś jego podstępne i nieprzyjazne spojrzenie? - zapytał Excalibur.- Nie zauważyłem nic podobnego.- Ten mnich zamierza cię zniszczyć - upierał się miecz.- Cóż za wyniosłość! I jaka wrogość!- Wcale nie był taki! - sprzeciwił się Czaruś.- Masz mnie za kłamcę? - zapytał Excalibur.- W żadnym wypadku - odparł Królewicz, ponieważ przezorność jest naturalną rzeczą, kiedy rozmawia się z za czarowanym mieczem; szczególnie z takim z runami.- Mam nadzieję, że jeszcze spotkamy tego zakonnika! - stwierdził Excalibur i zatrząsł się od niskiego, złowieszczego śmiechu.Tego samego dnia mijali się jeszcze z grupką kupców.Byli to bardzo grzeczni ludzie, ale nie zdążyli nawet na dobre zniknąć z pola ich widzenia, kiedy miecz powiedział Czarusiowi, że tak naprawdę kupcy owi stanowią bandę złodziejaszków zamierzających rozwalić Czarusiowi łeb i skraść jego, Excalibura.Królewicz ośmielił się stwierdzić, że nie uważa tak, ale miecz nie chciał go słuchać.Ostatecznie wyskoczył zza pasa Czarusia i mówiąc: “Zaraz wracam!”, błysnął stalą, znikając w lesie.Wrócił po godzinie - ociekając krwią i chwiejąc się na boki.Klął i ryczał sprośne piosenki niczym karczemny ochlaptus, a w końcu począł oskarżać Czarusia, że ten knuje przeciwko niemu coś złego, jak na przykład stopienie go w najbliższej odlewni.Było oczywiste, że miecz ma jakiś problem.Tego wieczoru, gdy Czaruś położył się, by trochę odpocząć, a miecz usnął, Królewicz wstał i uciekł chyłkiem od Excalibura tak szybko, jak tylko niosły go nogi.ROZDZIAŁ 2Uwolniwszy się od groźnego towarzystwa Excalibura, Czaruś kontynuował swoje poszukiwania zamku Księżniczki Scarlet.Poruszał się cicho przez las, pokonując otaczające go zewsząd ogromne drzewa, pnącza oraz liany zajmujące każdy skrawek wolnej przestrzeni.Wyglądało to niczym podmorski pejzaż, zielony i wilgotny, pełen tajemniczych odgłosów dochodzących z każdej strony.Królewicz szedł pieszo, ponieważ nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności wielki czarny koń Parsifala uciekł wraz z jego własnym wierzchowcem, kiedy porzucił Excalibura.W tym samym czasie Azzie, w Augsburgu, miotał się szaleńczo po pałacu, usiłując zebrać do kupy wszystkie rzeczy, którymi zamierzał obsypać Czarusia, gdy go tylko znajdzie.- Szybko, Frike, spakuj flakon magicznej maści na rany.- Cięte czy tłuczone?- Najlepiej spakuj obie, nie mamy pojęcia, co go może spotkać.- Lady Ylith wróciła, milordzie - zaanonsował Frike.- Tak? Myślałem, że ma oko na Scarlet.Więcej bandaży, Frike!- I to właśnie robi.Jednak podczas pańskiej nieobecności czuła się zobowiązana do wypełniania waszej umowy wobec obserwatora i przekazywania mu w pańskim imieniu regularnych, codziennych sprawozdań na temat rozwoju wypadków.- Obserwatorowi? To znaczy Babrielowi? Oczywiście.Dobra dziewczyna.Gdzie ona teraz jest?- W saloniku, jak sądzę.Konferuje z obserwatorem nad filiżanką herbaty.Tu są bandaże.- Zajrzę tam, zanim wyruszymy, by się przywitać.Dzięki, Frike.Ylith i Babriel zerkali na siebie ukradkiem spoza wysokich karafek do wina i wymieniali spojrzenia poprzez mgiełkę otaczającą ich gorejące uczuciem głowy.Wyglądało na to, iż poczynili znaczne postępy i zasmakowali we własnym towarzystwie.W przypadku Ylith znać to było szczególnie po tym, jak nachylała się ku Babrielowi przy każdej sposobności; gdy zaś o tego ostatniego idzie, to rodziło się w nim coś na kształt niebiańskiego pożądania.Azzie wpadł do pokoju, szczerząc się i krzywiąc stosownie do okoliczności, co spowodowało, że Ylith skoczyła na równe nogi.- Azzie, mój drogi, sądziłam, że nadal przebywasz poza domem! - oznajmiła, śpiesząc mu na spotkanie i obejmując go.- Właśnie korzystałam ze sposobności.- Sposobności do czego? - zapytał Azzie.- No, by dowiedzieć się, jak stoją sprawy pod koniec całego przedsięwzięcia - oznajmiła wiedźma [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl