[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Taras, który stanowił ich trasę między urwiskiem i powodzią, zmienił się w pewnej chwili w ogromne pole głazów narzutowych.Głazy te były przeważnie ejektamentami wyrzuconymi z okolicznych kraterów albo szczątkami po rozległych ruchach zwietrzeliny.Dla Ann droga wyglądała tak, jak gdyby duże żłobkowane i zbite zatoki korozyjne w południowej ścianie skalnej zostały podmyte, co stworzyło opadające w dół kaniony dopływowe.Takie było jej pierwsze skojarzenie, a nie miała czasu, aby przyjrzeć się dokładniej.Podróżnikom często się wydawało, że szlak przed nimi całkowicie zablokowały głazy eratyczne.Obawiali się wtedy, że mimo wszystkich tych dni i przebytych kilometrów, mimo przejechania prawie całego Marineris, mimo przedarcia się niemal przez środek tak gwałtownego kataklizmu, nie uda im się jechać dalej – na samym krańcu zatrzymają ich straszliwe strumienie powodzi.Zawsze wtedy niespodziewanie znajdowali drogę.Potem znowu zatrzymywała ich woda i znowu szukali kolejnego szlaku.I tak dalej, dzień po dniu.Wysiłek był ogromny, a jadali teraz zaledwie po pół racji.Ann prowadziła pojazd częściej niż inni, ponieważ czuła się mniej zmęczona, a poza tym była świetnym kierowcą; umiejętnościami przewyższał ją tylko Michel.Wiedziała, że jest to winna przyjaciołom po swoim żenującym załamaniu nerwowym, które trwało przez większą cześć podróży.Pomagała więc im teraz we wszystkim.Kiedy nie prowadziła łazika, wychodziła na zewnątrz i badała dalszą drogę.Na dworze nadal panował paraliżujący hałas i ziemia drżała pod stopami.Ann nie potrafiła się do tego przyzwyczaić, chociaż ze wszystkich sił starała się to ignorować.Światło słoneczne przeświecało przez mgłę i parę wodną szerokimi, niesamowitymi rozbryzgami, a o zachodzie słońca pojawiały się na niebie tęcze lodowe i parheliony otoczone kręgami światła; często całe niebo jarzyło się barwami niczym ognisko.Turnerowska wizja apokalipsy.Dość szybko Ann również zaczęła odczuwać zmęczenie i – tak samo jak pozostałym – praca wydawała jej się wyczerpująca.Zrozumiała teraz, dlaczego jej towarzysze byli tak znużeni, dlaczego traktowali tak szorstko ją i siebie nawzajem.Michel nie potrafił odnaleźć żadnej z trzech kryjówek, które powinny się znajdować gdzieś w okolicy; musiały zostać zasypane ziemią albo zalane wodą (dla nikogo nie miało już znaczenia, co się z nimi stało).Maleńkie racje żywnościowe, które teraz spożywali, dawały im zaledwie 1200 kalorii dziennie, a zużywali o wiele więcej.Brak jedzenia i snu spowodował – przynajmniej u Ann – powrót dawnej depresji.Trwała niczym śmierć, rosła w niej jak potop, jak czarna papka błota, pary, lodu lub śmieci.Ann uparcie pracowała, ale co chwila jej myśli zaczynały gdzieś błądzić, nie mogła się skupić, a w uszach wiecznie huczał jej łomot pędzącej wody, który obracał wszystko w monotonny jęk rozpaczy.Droga stawała się coraz trudniejsza.Pewnego dnia udało im się przejechać zaledwie kilometr.Następnego jeszcze mniej, byli niemal całkowicie zablokowani, ponieważ na tarasie przed nimi leżało wiele ogromnych głazów ustawionych w rzędzie jak barykada w postaci betonowych bunkrów.Linia Maginota Wielkiego Człowieka.– Wygląda, jak idealna płaszczyzna fraktalna – zauważył Sax – o wymiarach około 2,7.Nikt nie podjął rozmowy.Kasei wysiadł i udał się na poszukiwanie przejścia.Znalazł drogę w dół tuż przy brzegu powodzi.W tej chwili cały widoczny obszar wypływu był zamarznięty, tak jak przez kilka ostatnich dni.Rozciągał się aż po horyzont, nierówna powierzchnia przypominająca Morze Arktyczne na Ziemi, tyle że to było brudniejsze; stanowiło mieszaninę czarnoczerwonobiałych brył.Przybrzeżny lód był jednak płaski i w wielu miejscach klarowny.Gdy spojrzeli w dół, dostrzegli, że ma parę metrów głębokości; woda zamarzła do samego dna.Zjechali na brzeg i podążyli drogą tuż przy krawędzi lodu.Prowadziła Ann i kiedy zbyt wiele skał zagrodziło jej drogę, musiała zjechać najpierw lewymi kołami, potem całym pojazdem na lód.Jechało się po nim, tak jak po każdej innej powierzchni.Nadia i Maja prychały pogardliwie, gdy któryś z towarzyszy podróżników okazywał nerwowość lub strach z powodu jazdy po tej śliskiej i kruchej trasie.– Całe zimy spędzaliśmy jeżdżąc po rzekach Syberii – oświadczyła Nadia.– To były najlepsze drogi, jakie tam mieliśmy [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl