[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ukrył je podkamizelką i przez resztę dnia już się z nimi nie rozstawał; wziął je z sobą nawet do łóżka iwłożył pod poduszkę.Ponieważ widział dziewczynę dziś rano, zaś jutro miał ją znowuzobaczyć, usnął mocno i spokojnie, ale już wczesnym rankiem wstał rześki i jął jaknajstaranniej czyścić i oporządzać swoje ubogie odświętne ubranie.Zwróciło to uwagę matki i zdziwiona spytała, jakie ma plany, bo od dawna już nie ubierałsię z taką dbałością.Odpowiedział, że chce pochodzić i rozejrzeć się nieco po okolicy, wprzeciwnym bowiem razie rozchoruje się w tym domu. Zachciewa mu się włóczęgi nie wiadomo po co  zrzędził ojciec, ale matka rzekła: Pozwól mu iść, może mu to wyjdzie na dobre, żal patrzeć, jak mizernie wygląda. A masz pieniądze na spacery? Skąd je masz?  zapytał stary. Nie potrzebuję pieniędzy  powiedział Sali. Masz tu guldena  odparł stary rzucając mu pieniądz  możesz iść do wsi i tam goprzejeść, aby nie myśleli, że jesteśmy w nędzy. Nie pójdę do wsi i nie potrzeba mi guldena, zatrzymajcie go sobie. Miałeś go, ale szkoda by go było dla ciebie, uparciuchu  zawołał Manc i wsadziłguldena z powrotem do kieszeni, lecz jego żona, która  sama nie wiedząc czemu odczuwała dzisiaj dziwne wzruszenie i niepokój o syna, przyniosła mu wielki, czarnymediolański szal z czerwonym brzegiem; szal ten nosiła rzadko, syn zaś od dawna już miałna niego ochotę.Sali owinął szal dokoła szyi, pozwalając fruwać długim jego końcom; po razpierwszy też  w przypływie wiejskiej dumy  kołnierz od koszuli, który zwykle nosiłwyłożony, postawił aż po uszy, solidnie, wysoko i po męsku, po czym już o godzinie siódmejwyruszył w drogę z trzewiczkami w kieszeni surduta.Gdy opuszczał izbę, dziwny jakiśimpuls skłonił go do podania ręki ojcu i matce, na ulicy zaś kilkakrotnie obejrzał się na dom. Zdaje mi się  powiedział Manc że chłopak lata za jakąś babą.Tego nam jeszczepotrzeba! Dałby Bóg, aby znalazł szczęście, przydałoby się biednemu chłopcu  odrzekła żona. Rzeczywiście  powiedział mąż  tego mu jeszcze potrzeba! Raj na ziemi znajdzie, jeślinatrafi na jaką sekutnicę! Zwietnie chłopczyna na tym wyjdzie! Naturalnie!Sali zrazu skierował kroki ku rzece, gdzie miał czekać na Weronkę, ale po drodze zmieniłzamiar i poszedł prosto do wsi, by wstąpić po nią do domu, nie mógł bowiem wytrzymać dopół do jedenastej. Co mnie obchodzą ludzie  myślał  nikt nam nie pomaga, a zamiarymam uczciwe i nie boję się nikogo.Wszedł więc niespodzianie do izby i równieniespodzianie zastał Weronkę całkowicie ubraną i przystrojoną, oczekującą chwili, w której24 mogłaby już wyjść; brakło jej jeszcze tylko trzewików.Ale Sali, widząc dziewczynę takpiękną jak nigdy, stanął cicho na środku izby z otwartymi ustami.Miała prostą sukienkę zufarbowanego na niebiesko płótna, lecz czystą i świeżą, uwydatniającą doskonale smukłą jejkibić.Na suknię narzuciła śnieżnobiały muślinowy szal i to stanowiło cały jej strój.Brązowekędzierzawe włosy były starannie ułożone, a rozwiane zazwyczaj loki otaczały terazwdzięcznie jej głowę; ponieważ Weronka od wielu tygodni nie opuszczała prawie domu, atakże na skutek trosk i zmartwień, policzki jej stały się bledsze i bardziej przezroczyste niżzwykle.Obecnie miłość i radość nasycały tę przezroczystość raz po raz purpurą; do piersiprzypięła piękny bukiet z rozmarynu, róż i wspaniałych astrów.Siedziała przy otwartymoknie oddychając cicho świeżym, przepojonym słońcem powietrzem poranka; ujrzawszySalego wyciągnęła ku niemu dwoje ślicznych ramion odsłoniętych po łokcie i zawołała: Jak to dobrze, że już przyszedłeś.A przyniosłeś trzewiki? Na pewno? Nie wstanę, zanimich nie włożę! Sali wyjął z kieszeni upragniony dar i wręczył go pięknej dziewczynie; onaodrzuciła stare buciki, wsunęła stopy w nowe, które leżały jak ulał.Teraz dopiero podniosłasię z krzesła, stała chwilę w nowym obuwiu, po czym przemierzyła izbę ostrożnie kilka razy.Odgarnęła nieco błękitną suknię i przyglądała się z upodobaniem czerwonym wełnianymwstążkom zdobiącym trzewiki.Sali nie odrywał oczu od delikatnej, uroczej postaci, która w przemiłym podnieceniuporuszała się przed nim radośnie. Przyglądasz się memu bukietowi?  rzekła Weronka. Prawda, że piękny? Trzeba ciwiedzieć, że są to ostatnie kwiaty, jakie znalazłam jeszcze na naszym pustkowiu.Tu rosłaróżyczka, ówdzie aster, teraz zaś, gdy złożyła się z nich wiązanka, wcale nie poznać, że są tokwiaty wyrosłe na ruinie mojej ojcowizny.Lecz najwyższy czas, by stąd odejść.W ogródkuani kwiatka, a dom także już pusty [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl