[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Był to stary amerykański boeing, ale on nie należał do tych, który martwiliby się bezpieczeństwem lotu.Ludziom zagrażają o wiele większe niebezpieczeństwa.W hotelu wyjął z torby terminarz, wyszedł przed budynek i znalazł budkę telefoniczną.– Powiedz Pablowi, że Miguel już tu jest.Gracias.– I poszedł do baru na drinka.Miejscowe piwo okazało się nie takie złe.Choć było to niezgodne z jego religijnymi przekonaniami, musiał wtopić się w środowisko, a tu każdy pił alkohol.Muhammad posiedział kwadrans i wrócił do hotelu.Rozglądał się, czy ma ogon, ale żadnego nie zauważył.Jeśli więc go śledzono, to robili to eksperci, a wtedy trudno się obronić.Przynajmniej w obcym mieście, gdzie każdy mówi po hiszpańsku i nikt nie wie, gdzie leży Mekka.Muhammad posługiwał się brytyjskim paszportem, nazywał się Nigel Hawkins i mieszkał w Londynie.Pod wskazanym adresem rzeczywiście znajdował się budynek mieszkalny.To działało na jego korzyść, nawet gdyby policja zatrzymała go do rutynowej kontroli.Jednak żadna przykrywka nie jest wieczna i jakby przyszło co do czego.no to by przyszło.Nie można żyć w strachu przed nieznanym.Trzeba robić plany, podejmować środki ostrożności – a potem grać w swoją grę.Interesujące.Hiszpanie byli dawnymi wrogami islamu, a w tym kraju mieszkali głównie ich potomkowie.Ale też ludzie, którzy nienawidzili Ameryki niemal tak bardzo jak on sam – tylko niemal, bo dla nich Ameryka była źródłem ogromnych zysków z kokainy.Jego majątek był wart setki milionów amerykańskich dolarów, przechowywanych w różnych bankach na całym świecie, w Szwajcarii, Liechtensteinie, a ostatnio na Bahamach.Mógł sobie oczywiście pozwolić na własny samolot, lecz byłby on zbyt łatwy do zidentyfikowania i – tego był pewien – do zestrzelenia nad oceanem.Muhammad gardził Ameryką, ale nie był ślepy na jej potęgę.Zbyt wielu dobrych ludzi nieoczekiwanie przeniosło się do raju, bo o tym zapomnieli.Nie był to zły los, lecz on miał wykonać pracę pośród żywych, a nie umarłych.– Hej, kapitanie!Brian Caruso odwrócił siej ujrzał Jamesa Hardesty’ego.Było ledwie przed siódmą rano.Właśnie skończył poranne ćwiczenia ze swym niewielkim oddziałem marines, zakończone pięciokilometrowym biegiem.Tak jak jego ludzie nieźle się przy tym spocił.Wysłał ich pod prysznic i kiedy wracał do swej kwatery, natknął się na Hardesty’ego.Zanim jednak odpowiedział, usłyszał bardziej znajomy głos.– Kapitanie?Odwrócił się i zobaczył sierżanta broni Sullivana, starszego podoficera w swoim oddziale.– Tak, sierżancie.Chłopcy dobrze sobie radzili dziś rano.– Tak jest, sir.Nie zamęczał nas pan.Miło z pana strony – stwierdził E-7.– Jak poszło kapralowi Wardowi? – Dlatego właśnie Brian ich nie zamęczał.Ward mówił, że jest gotów wrócić do akcji, ale jeszcze całkiem nie wydobrzał.Rany były paskudne.– Trochę dyszy, ale nie padł.Sanitariusz Randall ma na niego oko.Nie jest taki zły jak na kalmara – pozwolił sobie dodać sierżant.Marines zazwyczaj troszczą się o kompanów z marynarki, zwłaszcza tych twardzieli, którzy idą na akcję ze zwiadem.– Prędzej czy później SEAL zaproszą go do Coronado.– Prawda, szefie, i będziemy musieli wprowadzić nowego kalmara.– O co chodzi, sierżancie? – spytał Caruso.– Sir.a, już tu jest.Witam, panie Hardesty.Właśnie usłyszałem, że przyjechał pan spotkać się z szefem.Przepraszam, kapitanie.– Nie ma sprawy.Widzimy się za godzinę, sierżancie.– Tak jest, sir.Sullivan elegancko zasalutował i skierował się w stronę koszar.– Niezły z niego podoficer – stwierdził Hardesty.– Ma wielką przyszłość – zgodził się Caruso.– Tacy jak on trzymają w garści korpus.Takich jak ja tylko tolerują.– Co powiesz na śniadanie?– Najpierw potrzebuję prysznica, ale pewnie, czemu nie.– Jaki plan na dziś?– Zajęcia z komunikacji, żeby upewnić się, że wszyscy potrafimy wezwać wsparcie artylerii i lotnictwa.– Jest z tym jakiś problem? – zdziwił się Hardesty.– Wie pan, jak drużyna baseballowa ćwiczy z trenerem odbicia przed meczem? Chociaż wszyscy wiedzą, jak trzymać kij, nie?– Łapię.– W końcu fundamentalne podstawy faktycznie muszą być fundamentami.A ci marines, jak baseballiści, nie mieli nic przeciw lekcji.Jedna akcja – i zrozumieli, jak ważne są fundamenty.Do kwatery Carusa było niedaleko.Kiedy brał prysznic, Hardesty usiadł z kawą nad gazetą.Kawa była niezła jak na żołnierską.Gazeta, jak zwykle, nie donosiła wiele więcej ponad to, co już wiedział, z wyjątkiem wyników sportowych.Ale zawsze można pośmiać się z komiksów.– To co z tym śniadaniem? – spytał Brian, już odświeżony.– Jakie tu mają jedzenie?– Trochę ciężko spieprzyć śniadanie, co?– Święta prawda.Prowadź, kapitanie.Wsiedli do mercedesa C Carusa i podjechali niedaleko, do kantyny.To wóz kawalera.Co za ulga, pomyślał Hardesty.– Nie spodziewałem się pana tak szybko – oznajmił Caruso.– A może wcale? – łagodnie sprecyzował były oficer sił specjalnych.– To też, sir.– Zdał pan egzamin.Caruso zdziwiony odwrócił głowę.– Jaki egzamin, sir?– Nie spodziewałem się, że pan zauważy – zaśmiał się Hardesty.– Cóż, udało się dziś panu mnie skołować, sir.– A to, Caruso był pewien, było częścią planu.– Jest takie stare powiedzenie: „Jeśli nie jesteś skołowany, jesteś niedoinformowany”.– Brzmi ciut złowrogo.– I skręcił na parking.– Może i tak.– Hardesty wysiadł i poszedł za nim do kantyny.Był to duży parterowy budynek pełen wygłodniałych marines.Kontuar zastawiony był tacami z najzwyklejszym amerykańskim śniadaniem: od płatków po bekon i jajka.A nawet.– Może pan spróbować bajgli, ale nie są zbyt dobre, sir – ostrzegł Caruso, biorąc dwie bułeczki drożdżowe i prawdziwe masło.Za młody był, by martwić się o cholesterol i inne problemy wieku podeszłego.Hardesty wziął sobie pudełko cheerios, mleko niskotłuszczowe i słodzik
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|