[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Sójeczka westchnął.– Wracaj na miejsce, Skrzypek, i od tej pory trzymaj gębę na kłódkę.Jasne?– Jeszcze jedno, dowódco.Mam złe przeczucia.co do.całego tego interesu.– Nie jesteś w tym osamotniony, żołnierzu.– Ale, hmm, chodzi o to.– Dowódco! – krzyknął żołnierz zwany Płotem, kierując konia w jego stronę.– Przeczucia tego chłopaka zawsze się sprawdzają.Powiedział sierżantowi Stryczkowi, żeby nie pił z tego dzbana, ale sierżant go nie posłuchał i teraz nie żyje.– Trucizna?– Nie, dowódco.Zdechła jaszczurka.Uwięzia mu w gardle.Stryczek zadławił się na śmierć zdechłą jaszczurką! Hej, Skrzypek! To świetne imię! Skrzypek! Ha!– Bogowie – wydyszał Sójeczka.– Dość tego.– Ponownie spojrzał na Kalama.– Ruszamy.Przewodnik pokiwał głową i wspiął się na siodło.Jedenastu magów uciekających na piechotę, bez zapasów, przez pozbawioną życia pustynię.Polowanie nie powinno trwać długo.Późnym popołudniem natknęli się na kolejne ciało, tak samo zmumifikowane jak pierwsze.Potem, gdy słońce zabarwiło horyzont na zachodzie na czerwono, znaleźli na szlaku trzeciego trupa.Na wprost przed nimi, w odległości półtorej mili, wznosiły się wyblakłe na słońcu, wyszczerbione wapienne klify, połyskujące krwawo w blasku zachodu.Kalam poinformował dowódcę, że ślad uciekających czarodziejów wiedzie w tamtą stronę.Konie były zmęczone, podobnie jak żołnierze.Zaczynało im brakować wody.Sójeczka zarządził postój i rozbito obóz.Po kolacji dowódca wyznaczył warty, a sam usiadł z Kalamem Mekharem przy ognisku.Skrytobójca cisnął w płomienie kolejną bryłkę nawozu, po czym sprawdził wodę, gotującą się w poobijanym, zawieszonym na trójnogu nad ogniskiem garnku.– Zioła w tej herbacie zmniejszą jutro utratę wody – oznajmił basem mieszkaniec Siedmiu Miast.– Mam szczęście, że zdołałem je zdobyć.Są rzadkie i stają się coraz rzadsze.Szczyny robią się od nich gęste jak zupa, ale tylko na krótko.Pocić się będziecie, ale to pomaga.– Wiem o tym – przerwał mu Sójeczka.– Siedzimy na tym cholernym kontynencie już wystarczająco długo, żeby nauczyć się paru rzeczy, dowódco szponu.Mężczyzna zerknął na przygotowujących się do snu żołnierzy.– Ciągle o tym zapominam, dowódco.Wszyscy jesteście tacy.młodzi.– Tak samo jak ty, Kalamie Mekhar.– A co ja widziałem na świecie? Niewiele.Byłem osobistym strażnikiem świętego falaha w Arenie.– Strażnikiem? Po co owijać w bawełnę? Byłeś jego prywatnym skrytobójcą.– Chciałem powiedzieć, że moja podróż dopiero się zaczęła.Wy.wasi żołnierze.to, co widzieliście i przez co musieliście przejść.– Potrząsnął głową.– Widać to w waszych oczach.Sójeczka przyjrzał mu się uważnie.Cisza się przeciągała.Kalam zdjął garnek znad ognia, napełnił dwa kubki pachnącym jak lekarstwo wywarem i wręczył jeden z nich Sójeczce.– Jutro ich dogonimy.– Tak sądzę.Cały dzień utrzymywaliśmy stałe tempo, dwukrotnie szybsze od żołnierskiego truchtu.Ile nadrobiliśmy nad tymi cholernymi magami? Dzwon drogi? Dwa? Nie więcej niż dwa.Używają grot.Skrytobójca zmarszczył brwi i z namysłem pokręcił głową.– W takim przypadku zgubiłbym trop, dowódco.Gdyby weszli do groty, wszelki ślad by po nich zaginął.– Tak.Ale odciski stóp prowadzą nieprzerwanie naprzód.Dlaczego?Kalam wpatrzył się w ogień.– Nie mam pojęcia.Sójeczka wypił gorzką herbatę, rzucił blaszany kubek na ziemię obok skrytobójcy i odszedł.Mijał dzień za dniem.Pościg prowadził ich przez rozpadliny, jary i łożyska wyschniętych potoków.Natrafili na kolejne, wysuszone ciała, które Kalam kolejno identyfikował: Renisha, czarodziej władający Wielką Meanas; Keluger, septymalny kapłan D’riss, Robaka Jesieni; Narkal, mag-wojownik, zaprzysiężony Fenerowi i aspirujący do tytułu Śmiertelnego Miecza; Ullan, jednopochwycona kapłanka Soliel.Łowcy padali ofiarą wycieńczenia.Padłe konie zjadano.Te, które jeszcze żyły, stawały się coraz chudsze.Gdyby ślad magów nie prowadził bezbłędnie do jednego ukrytego źródła po drugim, wszyscy zginęliby na bezlitosnym pustkowiu Raraku.Set‘alahd Crool, półkrwi Jhag, który ongiś wściekłym kontratakiem zmusił Dassema Ultora do cofnięcia się o kilka kroków, wyprowadzając ciosy mieczem gorejącym od błogosławieństwa nieznanego Ascendentu; Etra, pani groty Rashan; Bhith‘erah, mag władający grotą Serc, który potrafił ściągać z nieba burze, Gellid, czarownica od groty Tennes.Pozostał tylko jeden, który wciąż im się wymykał.Jego obecność zdradzały tylko płytkie odciski stóp.Łowcy ścigali go w ciszy.Ciszy Raraku.Słońce zahartowało ich, wypaliło, wyżarzyło.Konie nie ustępowały im pod żadnym względem, chude i zawzięte, nieustępliwe i rzucające oszalałe spojrzenia.Sójeczka powoli zdał sobie sprawę, co widzi w twarzy Kalama, gdy skrytobójca patrzy na niego i na jego żołnierzy, powoli zrozumiał, że wąskie oczy zabójcy wyrażają niedowierzanie, zachwyt, a także odrobinę strachu.W Kalamie jednak również zaszła zmiana.Nie oddalił się aż tak bardzo od kraju, który zwał domem, lecz zostawił za sobą cały swój świat.Wszystkich ich pochłonęła Raraku [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl