[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nigdy nie wybieramy łatwych sposobów, prawda?Osobiście wolałby, żeby wszystkie morza wyschły.Ludzie mają nogi, nie płetwy.A teraz czeka nas wędrówka lądem przez pełne much, bezwodne pustkowie, gdzie ludzie uśmiechają się tylko po to, by oznajmić, że chcą cię zabić.Dzień ciągnął się bez końca.Skrzypek dygotał, a twarz miał zieloną.Pomyślał o towarzyszach, których zostawił na Genabackis.Żałował, że nie maszeruje teraz u ich boku.Idą na religijną wojnę.Nie zapominaj o tym, Skrzypek.Takie wojny to nie zabawa.Podczas podobnych konfliktów nie miał zastosowania rozsądek, który nieraz pozwalał się poddać.Niemniej drużyna była wszystkim, co znał od lat.Gdy wyszedł z jej cienia, czuł się osierocony.Ze starej paki został tylko Kalam, a on zwie kraj, do którego się wybieramy, ojczyzną.I uśmiecha się, nim zabije.A do tego zaplanowali z Szybkim Benem coś, o czym nie chcą mi powiedzieć.– Znowu te latające ryby – odezwała się Apsalar.Jej głos pozwolił mu zidentyfikować miękką dłoń, która spoczęła na jego barku.– Są ich całe setki!– Ściga je coś wielkiego, co wypłynęło z głębin – stwierdził Kalam.Skrzypek wyprostował się z jękiem.Moby wykorzystał tę sposobność, by zdradzić motyw ukryty za całodziennym gruchaniem.Wlazł saperowi na kolana, zwinął się i zamknął żółte oczy.Skrzypek zacisnął ręce na nadburciu i razem z trojgiem towarzyszy wpatrzył się w ławicę latających ryb, widoczną w odległości stu jardów po prawej burcie.Długie jak ręka mężczyzny mlecznobiałe ryby wyskakiwały z wody, przelatywały około trzydziestu stóp, a potem znikały pod powierzchnią.W Morzu Kansu latające ryby polowały niczym rekiny.Ich ławica potrafiła w niespełna godzinę ogryźć do kości całego wieloryba.Wykorzystywały swą umiejętność latania, by spadać mu na grzbiet, gdy się wynurzał, chcąc zaczerpnąć powietrza.– Co, na Maela, może na nie polować?Kalam zmarszczył brwi.– W Kansu nie powinno być nic takiego.W Głębi Poszukiwacza są oczywiście dhenrabi.– Dhenrabi! Ach, to mnie pociesza, Kalam! Niesamowicie!– Czy to jakiś wąż morski? – zapytał Crokus.– Wyobraź sobie wija długiego na osiemdziesiąt kroków – zaczął Skrzypek.– Owija się wokół wieloryba albo statku, wydmuchuje powietrze spod swego pancerza i tonie jak kamień, pociągając za sobą zdobycz.– Są rzadkie – uspokoił go Kalam – i nigdy ich nie widziano w płytkich wodach.– Do tej pory – dorzucił Crokus, podnosząc zalękniony głos.Dhenrabi wynurzył się w samym środku ławicy latających ryb.Miotał łbem z boku na bok, a jego rozwarta paszcza o ostrych jak brzytwa zębach rozszarpywała dziesiątki ofiar.Łeb stwora miał aż dziesięć sążni szerokości.Jego segmentowany, porośnięty pąklami pancerz był ciemnozielony, a z każdego członu wyrastały długie, pokryte chityną kończyny.– Osiemdziesiąt kroków długości? – wysyczał Skrzypek.– Chyba po przecięciu na pół!Kalam wyprostował się.– Przygotuj żagiel, Crokus.Spróbujemy ucieczki.Na zachód.Skrzypek zrzucił z kolan piszczącego Moby’ego, otworzył plecak i przystąpił do rozpakowywania kuszy.– Kalam, jeśli to bydlę uzna, że wyglądamy apetycznie.– Wiem – mruknął skrytobójca.Montując pośpiesznie wielką, żelazną broń, Skrzypek podniósł wzrok i spojrzał w szeroko wybałuszone oczy Apsalar.Jej twarz zupełnie zbielała.Saper mrugnął znacząco.– Jeśli spróbuje nas zaczepiać, mamy dla niego niespodziankę, dziewczyno.Skinęła głową.– Pamiętam.Dhenrabi w końcu ich zauważył.Porzucił ławicę ryb latających i, wijąc się, popłynął w ich stronę.– To nie jest zwykły potwór – mruknął Kalam.– Czujesz ten zapach, Skrzypek?Ostry, korzenny.– Na oddech Kaptura, to jednopochwycony!– Kto? – zdziwił się Crokus.– Zmiennokształtny – wyjaśnił Kalam.Umysł Skrzypka wypełnił ochrypły głos.Wyraz twarzy jego towarzyszy świadczył, że oni również go słyszeli.Śmiertelnicy, mieliście pecha, że widzieliście, jak tędy przepływam.Saper stęknął.Stwór nie sprawiał wrażenia zbytnio zmartwionego.Musicie zginąć, choć nie zhańbię waszych ciał, pożerając je – ciągnęła bestia.– To miło z twojej strony – mruknął Skrzypek, ładując do kuszy wielki pocisk, w którym żelazny grot zastąpiono glinianą kulą wielkości grejpfruta.Kolejna łódź rybacka zaginie bez wieści – ciągnął ironicznym tonem jednopochwycony.Niestety.Skrzypek powlókł się na rufę i przykucnął obok Kalama [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl