[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podziękował mi za troskę, dodał, że gdyby potrzebował pomocy, to by o nią poprosił, i odłożył słuchawkę.Wtedy rozmawiałem z nim ostatni raz.Dwa dni później już nie żył.Sara zakręciła prysznic i raptem - jakby moje własne ,ja” chciało przerwać nagłą ciszę - z zakamar­ków mózgu dobiegł mnie szept: zapomniałeś pójść na cmentarz, Hank.Był pierwszy dzień nowego roku, co oznaczało, że nie byliśmy tam z Jakubem przez trzysta sześćdziesiąt pięć dni.Chwilę rozważałem istotę oraz wagę tego spo­strzeżenia i doszedłem do wniosku, że kryjąca się za naszym rytuałem myśl - pamięć o rodzicach jako taka i sama w sobie - jest ważniejsza niż odwiedziny na cmentarzu.Nie dostrzegałem absolutnie nic, co zys­kaliśmy, jeżdżąc tam rok w rok.Poza tym chodziło tylko o jeden dzień i równie dobrze mogliśmy pojechać na groby dwadzieścia cztery godziny później, niż obie­caliśmy ojcu.Byłem pewien, że zważywszy okoliczno­ści, stary przebaczyłby nam tę opieszałość.Lecz jednocześnie uświadomiłem sobie, że waga na­szych wizyt wypływa z faktu surowego przestrze­gania ich regularności i punktualności: ten jeden jedyny dzień w roku musieliśmy zarezerwować na cmentarne odwiedziny, musieliśmy go sobie wydzielić i pokonując wszelkie zewnętrzne przeszkody, poświę­cić go na uczczenie pamięci rodziców.Na tej stosun­kowo małej niedogodności zasadzała się cała istota oraz wymowa naszych wizyt.Nowy Rok był granicą, nie­przekraczalnym terminem, który właśnie przekroczy­liśmy.Zacząłem się zastanawiać nad sposobami odpokuto­wania za grzech, ale wszystkie sprowadzały się do zwiększenia liczby wizyt w bieżącym roku.Doszedłem do dwunastu - co oznaczało, że musielibyśmy jeździć na groby co miesiąc - gdy z łazienki wyszła Sara.Jeśli nie liczyć żółtego ręcznika kąpielowego na głowie, była zupełnie naga.Piersi miała tak bardzo rozrośnięte, tak nabrzmiałe i pełne, że przy jej drobnej budowie ciała wyglądały komicznie, jak sprośny rysu­nek dojrzewającego chłopca.Sutki były jaskrawoszkar-łatne niczym dwie kostropate skazy na mlecznobiałej skórze, a brzuch wielki i obwisły, tak że gdy szła, musiała podtrzymywać go obiema rękami jak olbrzy­mią paczkę.Wyglądała niedołężnie i słoniowate.Re­sztki dawnego wdzięku dostrzegałem w niej tylko wtedy, gdy wypoczywała, bo wypoczywając podtrzy­mywała ośmiomiesięczne brzemię z dziwną majestaty-cznością, ze zwierzęcą wprost elegancją.Patrzyłem, jak kołysząc się niezdarnie, podchodzi do okien, jak pod­ciąga żaluzje.Do pokoju wpadło szarawe światło dnia.Niebo było zimne i zachmurzone, drzewa czarne i nagie.Miałem wpółprzymknięte oczy; spojrzała na mnie, ale chyba nie wiedziała, że już nie śpię.Zdjęła z głowy ręcznik, pochyliła się i zaczęła wycierać włosy.Obser­wowałem ją na tle zimowego nieba za oknem.- Zapomnieliśmy pojechać na cmentarz - mruk­nąłem.Zaskoczona, znieruchomiała i poderwała wzrok, ale się nie wyprostowała.Potem wróciła do przerwanej czynności.Wycierała włosy mocno i szybko, z takim wigorem, że słyszałem, jak chropowaty materiał szo­ruje skórę.Skończywszy, wyprostowała się i owinęła piersi ręcznikiem.- Możecie pojechać dzisiaj - odrzekła.- Gdy stamtąd wrócisz.Podeszła do łóżka i usiadła tyłem do mnie.Nogi miała rozkraczone, brzuch podtrzymywała rękami.Też usia­dłem, żeby ją lepiej widzieć.Zerknęła przez ramię i nagle zasłoniła dłonią usta.- Chryste, cały jesteś zakrwawiony!, Dotknąłem ręką czoła.Guz prawie zniknął, ale wy­czułem w tym miejscu wielki strup, nieregularny pla­cek zakrzepłej krwi.- Musiałem krwawić w nocy.- Boli?Pokręciłem głową, obmacując brzegi rany.- Nie.Jakby nic tam nie było.Sara milczała.- Pomyśl tylko, że mogła trafić mnie w oko.Otaksowała spojrzeniem moje czoło, lecz po wyrazie jej twarzy odgadłem, że myśli o czymś innym.- Trzeba powiedzieć Jakubowi, że jedziesz do samolotu.Może nawet powinieneś go z sobą za­brać.- Po co?- Bo tak by było zręczniej.Brakowałoby tylko, żeby Jakub albo Lou przejeżdżali przez park i zobaczyli twój samochód.Pomyśleliby, że coś knujesz, że chcesz ich wykiwać.- Nic nie zobaczą.Zdążę obrócić, zanim zwloką się z łóżka.- Chodzi tylko o zachowanie ostrożności, Hank.Od tej chwili musimy być bardzo ostrożni.Musimy cały czas myśleć i przewidywać., Rozważałem to chwilę i, nie do końca przekonany, kiwnąłem głową.Sondowała mnie wzrokiem, jakby myślała, że zacznę się z nią wykłócać.Gdy zre­zygnowałem, wsunęła rękę pod koc i ścisnęła mnie za nogę.- Ale o tym, że zostawisz w samolocie pół miliona dolarów, jemu nie powiemy.Będziesz musiał ukryć pieniądze pod kurtką i wejść do kabiny sam.- Chcesz powiedzieć, że gdyby o tym wiedział, to byjeukradł?- Kto wie.Jakub jest tylko człowiekiem, a to reakcja naturalna, bardzo ludzka.Albo wychlapałby wszystko Lou.A Lou na pewno by je świsnął.- Odgarnęła kosmyk włosów.Były mokre i sprawiały wrażenie ciemniejszych, prawie brązowych.- Nie, nie mogą o tym wiedzieć.Zamartwilibyśmy się na śmierć.A tak będziemy bezpieczni.Pomasowała mi stopę.- Dobrze?Kiwnąłem głową.- Dobrze.Uśmiechnięta nachyliła się nade mną i cmoknęła mnie w czubek nosa.Poczułem zapach szamponu, chyba cytrynowego, i pocałowałem ją w usta.Wszedłem do łazienki, a Sara narzuciła wielki, ciem­nozielony szlafrok i zniknęła na dole, żeby przygotować śniadanie.Odkręciłem kran i czekając, aż popłynie gorąca woda, podszedłem do lustra, żeby obejrzeć skaleczenie.Dokładnie pośrodku czoła widniało małe wgłębienie, nie większe niż blizna po trądziku.Wokół wgłębienia zaschła krew - zakrzepła spiralnie, nadając rance wygląd tarczy strzelniczej z wyraźnie zaznaczoną „dzie­siątką”Gapiłem się na swoje odbicie, aż lustro zaszło parą.Potem starłem kciukiem trochę krwi i zrzuciłem piżamę.Byłem wypluty i lekko zamroczony, jakby moje ciało instynktownie wyczuło, że jest Nowy Rok i auto­matycznie przyjęło, że muszę mieć kaca.Szykując się do wejścia pod prysznic, zauważyłem, że w łazience nie ma ręczników.Gdy otworzyłem drzwi, żeby je przynieść, zobaczyłem w sypialni Sarę.Przykucnęła koło łóżka tyłem do mnie.U jej stóp leżała pusta torba, a na dywanie walały się paczki banknotów.Usłyszała, że wszedłem i zerknęła na mnie przez ramię z grzesznym uśmiechem na twarzy.Widząc ten uśmiech, poczułem, że coś we mnie drga, że cisną mi się do głowy dziwaczne podejrzenia, leciutkie niczym dreszczyk.Wiedziałem, że są zupełnie nieuzasadnione, wiedziałem, że to tylko zaskoczenie wywołane jej nie­oczekiwaną obecnością w sypialni i widokiem pienię­dzy na podłodze - przecież myślałem, że jest na dole, w kuchni - i natychmiast zdałem sobie sprawę, że swymi podświadomymi oskarżeniami w jakiś sposób ją krzywdzę.- Szukam ręcznika.Znieruchomiałem w progu łazienki [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl