[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wszędzie już pociski były założone, liny napięte.Nad stanowiskami lekkich katapult unosiły się już dymki – to zapalano gary ze smołą, aby w niej zanurzać przed wyrzuceniem falaryki, pociski z grudami żywicy.– Oby tylko nasi wytrzymali! Oby nie zdradzili się przed czasem! Nakazałem surowo, ale to przecież nie żołnierze! Mogą nie wytrzymać! A tu trzeba dopuścić tę flotę jak najbliżej! Aby każdy nasz pocisk był celny! Aby nikt z nich nie zdołał się cofnąć!– Och, Melkarcie, spraw, aby nasi wytrzymali!– Jeszcze czas.Patrz, jak wolno podpływają.– Wiatr mają od wschodu i znosi ich na mielizny.Dlatego tak ostrożnie manewrują.To prawie szaleństwo atakować, mając wiatr tak niepomyślny!– Widać konsulowie są bardzo pewni siebie, a nas lekceważą!– Hasdrubal mówił, że może być inna przyczyna.Oto kończy się rok władzy konsulów, wkrótce przybędą nowi, a ci obecni jeszcze próbują, może uda im się odnieść triumf!– Z triumfem wjadą do tego swego Hadesu! Aha, patrz, jak się przegrupowują! No, niedługo się zacznie!Obejrzał się raz jeszcze ku swoim ludziom.Potężnego wzrostu młodzik, o ledwie poczynającej się sypać brodzie, stał na wysokim występie muru, widny z daleka i trzymał w pogotowiu płachtę, którą miał skinąć na znak rozpoczęcia walki.Przedtem nie wolno było wyrzucić ani jednego pocisku.Eonos nie mógł się powstrzymać, aby nie krzyknąć ku niemu:– Ty uważaj, Matho! Na ciebie patrzą wszyscy! Na twój znak! Nie wolno ci skinąć bez rozkazu!– Ależ nie bój się! Pamiętam!– O, Melkarcie, daj im spokój i wytrwanie! To cięższe od boju! O, Baalszamain, co to będzie? Machiny nie są wypróbowane! Te nowe liny.Czy te liny będą coś warte? Jak polecą pociski? Niech Zebub pochłonie tych, co wydali dawne machiny! Delfina mogłeś trafić o dwa staje! Słoń nie mógł dźwignąć głazów, jakie miotały! Te psy nie ośmieliłyby się tak zuchwale podpływać!Flota rzymska rzeczywiście poczynała sobie zuchwale.Główna siła ustawiła się w trzy kolumny – więcej niż trzy statki nie zmieściłyby się obok siebie we wjeździe do portu – i płynęła równo, powoli, walcząc z bocznym wiatrem, który spychał ją ku mieliznom, zaczynającym się na zachód od portu.Reszta, około dwudziestu galer, rozwinęła się szeroko i krążąc przed murami, które tu stały nad samą prawie wodą, ostrzeliwała je uporczywie, ze spokojną pasją, coraz celniej.Nie było to obliczone na – niszczenie murów, tylko na wybicie, przerażenie, zmieszanie załóg.Nie wyrzucali głazów ani falaryków, tylko zwykłe, ciężkie, wielkości oszczepu, strzały używane do katapult.Te padały rojem na koronę murów, coraz celniej i celniej.Coraz też więcej było rannych, coraz częściej obrońcy zrzucali z murów do tyłu ciała poległych, coraz niecierpliwiej spoglądali wszyscy ku głównemu bastionowi, gdzie jednakowo nieporuszony stał Matho, czekając na Eonosa.Ten ostatni panował nad sobą, choć dygotał cały.Na dokuczliwe galery rzymskie nie zważał, zajęty obserwowaniem głównej kolumny.Wołał do Kadmosa:– Przynajmniej połowa ich musi znaleźć się w zasięgu naszych pocisków! Przynajmniej połowa! Patrz, wiatr się zmienia! O, Samura, boże łaskawy, dzięki ci! Widzisz, jak ich pcha, jak pogania? Ha, stłoczą się!– Ale mogą impetem przerwać nasz łańcuch!– Nie przerwą! Zresztą, od czego jest tam twój oddział! Widzisz, widzisz? Już wiatr zaczyna mieszać ich kolumny! Teraz w nich!Odwrócił się gwałtownie w stronę, gdzie stał Matho, ale już nie zdążył dać mu rozkazu.Dojrzał jeszcze tylko, że rosły sygnalista pada trafiony pociskiem z rzymskiej katapulty i trzymając kurczowo sygnałową płachtę wali się przez niskie w tym miejscu blanki, aż gdzieś ku podstawie muru.– Znak! Jak teraz dać znak? – krzyknął Eonos z rozpaczą.– Nasi czekają na znak! O, Zebub jest złośliwy! Jak dać teraz znak?– Pociski! Miotać pociski! – zakrzyknął Kadmos ku najbliżej stojącym machinom, ale nikt go nie posłuchał.A Rzymianie, korzystając z wiatru, zbliżali się szybko.Eonos skoczył ku blankom i wychylony jak tylko mógł, obserwował nieprzyjaciela.Tak, teraz jest chwila najlepsza! O, teraz, teraz! Ale jak dać znak? Dał wyraźny rozkaz: tylko na sygnał! A Matho zginął.Krzyknął i nagle aż odskoczył w pierwszej chwili, gdyż zahuczało coś w powietrzu i prawie w samym środku stłoczonej kolumny rzymskiej bryznęła w górę woda, rozdartą na dwie strony falą.Tylko bardzo ciężki głaz, rzucony mocarnie, mógł dać taki efekt.Szare smugi dymu, łukami znaczące powietrze i rozpływające się szybko – to ślad falaryków rzuconych rojem.Niezliczone mniejsze wytryski wody, jakby ciężki grad tłukł po morzu wokół floty rzymskiej – to dowód, jak gęsto sieką ich lżejsze pociski.Eonos obejrzał się zdumiony.Znak musiał być dany, i to w najwłaściwszej chwili.Czyżby Matho jakimś cudem? Nie.Na występie murów stała Keriza, obnażona, wyprostowana wśród gęsto padających pocisków i zerwaną pośpiesznie stolą dawała sygnały.Istny posąg odwagi i zwycięstwa!– Nike! – wykrzyknął z podziwem Eonos, półkrwi Kreteńczyk, znający Grecję, ale natychmiast zwrócił się ku walce.To było obecnie ważniejsze, jedynie ważne.Począł głośno podawać kierunki, ukazywać cele, przebiegał od machiny do machiny.A te pracowały składnie, jakby załogi były szkolone od lat i otrzaskane z bitwą.Malkus, główny budowniczy machin, obsługiwał sam wielki onager, zwany „Milkatem”.Na widok Eonosa krzyknął wesoło:– Doskonałe liny! To nasze niewiasty bronią miasta!Nowy pocisk był już założony, głaz okrągły, starannie obrobiony.Liny naprężyły się, poprzeczka z pnia palmy wygięła się.Malkus szarpnął za zastawkę – głaz przeciął z głośnym buczeniem powietrze.Odpowiedział daleki krzyk na morzu, trzask łamanych burt.– Trzeci raz trafiam! – śmiał się cieśla
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|