[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- “Tak nie wolno myśleć - zdecydował stanowczo.- Nie będę myślał o tym!”Postanowił zachowywać się tak, jakby po prostu chciał pójść do kupca, gdzie ostatnio często wstępował.Od czasu wielkiego wydarzenia na przystani spokojnie wchodził do sklepu wobec wszystkich, w jakiś zupełnie od­mienny sposób niż dawniej.We własnym mniemaniu był teraz pełnowartościowym mężczyzną, dał temu wyraz prze­wożąc łodzią dwie dziewczyny.- Czy mam pójść dzisiaj po zakupy? - zapytał po obie­dzie niby od niechcenia, chociaż już zdążył się ogolić.- Nie poznaję cię teraz - zauważyła Hege.- Napraszasz się, żeby pójść do sklepu?Wysłuchał tych słów ze spokojem, niech sobie mówi.Prze­cież nie wiedziała, w jakim zamiarze tam szedł, ani też że chodziło o życie lub śmierć.- Dasz pieniądze? - poprosił trochę onieśmielony.Hege dała bratu pieniądze na sprawunki i dołożyła kilka ore dla Mattisa.- To dla ciebie.- Dzisiaj nie kupię karmelków, jeśli o tym myślałaś - dodał pospiesznie.- A czemu nie? Nie jesteśmy w tej chwili ubożsi niż zawsze.- Nie pora myśleć o cukierkach, kiedy piorun zwalił drzewo - oświadczył Mattis, a jednocześnie poczuł tajem­ne ukłucie w sercu.Natomiast Hege przyjęła te słowa obojętnie:- O, można doskonale.Hege przeraziła brata lekkomyślnością.- Teraz należy myśleć o dużo ważniejszych sprawach, może nie? Myślałem, że to zrozumiałaś.- Weź, masz tu dziesięć ore.Kup sobie cukierków, jak zwykle - odpowiedziała nie zmieniając wyrazu twarzy.- Strzeż się! - zawołał wzburzony Mattis.Wziął pieniądze na zakupy, natomiast dziesięć ore pozo­stawił na stole.Postanowił zmykać, zanim siostra zacznie dalej nalegać.Chodziło mu tylko o to, żeby mieć okazję do wyjścia na główny trakt, bo tam mógł spotkać któregoś z najbliższych sąsiadów, a ci oczywiście doskonale znali osiki.Sklep był położony dość daleko, toteż kupiec nie mógł wiedzieć, które drzewo ściął piorun.Droga była pusta, gdyż o tej porze ludzie pracowali w po­lu.Mattis o tym zapomniał.Mijały go tylko samochody.Poszedł do sklepu, godnie i spokojnie dokonał zakupów.Dwóch obcych turystów kupowało biszkopty i lemoniadę, jak zwykle.W chwili kiedy Mattis zbierał się do wyjścia, zaszło coś nieoczekiwanego.Ponieważ nie nabył on tego dnia zwykłej porcji karmelków, kupiec przypuszczał prawdopodobnie, że zabrakło mu pieniędzy, wobec czego prędko nasypał trochę cukierków do torebki i położył ją obok reszty zakupów, mrugając jednocześnie porozumiewawczo.Mattis się zaczerwienił.Widział nieraz, że kupiec postępu­je w ten sposób, gdy chodziło o dzieci.Zgarnął prędko zaku­pione artykuły, cukierki natomiast zostawił na ladzie.- Weź, Mattis.Następnym razem kupisz.Po tych słowach Mattis znalazł się w trudnym położeniu.Został obdarzony cukierkami niby dziecko, on, który wie­dział o sprawach tak ważnych jak rozszczepione drzewo i ostrzeżenie o śmierci.Wziął podarunek, mruknął słowo po­dziękowania, włożył cukierek do ust.Potraktowano go jak dzieciaka.Najgorsze zaś było to, że kupiec okazał się miłym człowiekiem.Mattis musiał wybrnąć z tej sytuacji.- Nic nie możesz na to poradzić - oświadczył głośno i do­bitnie zwracając się do kupca.Kupiec był zaskoczony, wzrok jego wyrażał zdziwienie.- Na co nie mogę poradzić?- Ze jesteś taki, jaki jesteś.Mattis uważał, że dobrze sobie poczyna.- Masz rację, tak sądzę.- Uspokojony kupiec śmiał się wesoło.Mattis wyszedł.Stojąc przed sklepem uznał, że najlepiej będzie zjeść dru­gi cukierek.Włożył karmelek do ust, potrzymał chwilę na języku, a potem zaczął go ssać - poczuł przyjemną słodycz, tę samą co zawsze.Na drodze spotykał samych obcych.Szedł prosto przed siebie, nie dostrzegał pędzących samochodów, patrzył w stronę osik widocznych z traktu.Wieczór się zbliżał, ludzie schodzili z pól.Na drodze pojawili się ci, którzy naj­mowali się do pracy w cudzych gospodarstwach.Mattis, wi­dząc mężczyznę idącego mu naprzeciw, podszedł do niego i zagaił rozmowę pytaniem:- Co dzisiaj robiłeś?Postawił niewłaściwe pytanie.Zmęczony mężczyzna spoj­rzał na Mattisa z niechęcią:- A ty co robiłeś dzisiaj? - odpalił gniewnie, zabiera­jąc się do odejścia.Mattis wzdrygnął się, ale nie dał się zastraszyć.- Mnie chodzi o coś ważnego - odpowiedział sztywno - a zapytałem, tak jak wszyscy to robią.Mężczyzna przypomniał sobie zapewne, z kim miał do czynienia, zmienił bowiem oschły ton.- Wracam od kośby, jeszcze nie wszyscy skończyli ko­szenie - wyjaśnił siadając na przydrożnym kamieniu.- Powiedz prędko, o co ci chodzi, Mattis, bo sam rozumiesz, że jestem zmęczony i głodny.- Nie wiem, jak to powiedzieć, a prędko nie da się tego zrobić.- Może zaczekamy, aż się namyślisz, i porozmawiamy in­nym razem.Mattis nie odpowiedział, tylko ruchem wskazał rosnące opodal osiki, z których jedną raził piorun.Mężczyzna spieszył się, dłużej czekać nie zamierzał.- Jeżeli nie możesz powiedzieć od razu, to lepiej.- Przecież pokazuję - przerwał mu Mattis porywczo.- Co?- Widzisz, co pokazuję?- Las.- Nie cały las - zauważył Mattis patrząc na osiki.- Myślę, że wiem, o co ci chodzi - odpowiedział roz­mówca wyraźnie zmieszany.“Ten też jest rozgarnięty” - pomyślał Mattłs.- Bystry jesteś - zauważył.- Teraz będzie mi łatwiej.Chłop nie zdawał sobie sprawy, że został obdarzony wiel­ką pochwałą.Obecnie Mattis troszczył się jedynie o to, żeby właściwie dobrać słowa.- Widzisz obie? - zapytał bardzo z siebie zadowolony.- Tak.- Ale czy widzisz, co piorun zrobił z jedną?- Naturalnie.Mattis miał utorowaną drogę.- Więc kto to jest?Zaledwie mężczyzna usłyszał pytanie, od razu zmienił taktykę i zamilkł.- Nie pamiętam - odpowiedział niechętnie.Mattis czekał.Ten człowiek wiedział aż nadto dobrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl