[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Był to fakt tak niezrozumiały, tak straszny, tak wstrząsający, że Lesiowi zakręciło się w głowie.W najwyższym stopniu spłoszony przestał myśleć.Rzucił się do przywracania porządku w takim pośpiechu, jakby od bicia rekordów w tej dziedzinie zależała reszta jego życia.Urwany w łazience wieszak za nic w świecie nie chciał się trzymać.Lesiowi nawet przez myśl nie przeszło, żeby zostawić to na kiedy indziej.Wyciągnął narzędzia stolarskie, łupnął młotkiem w szlakbor raz i drugi, przebił w ścianie łazienki dziurę na wylot do przedpokoju i odłupał potężny kawał tynku, który grubą warstwą pokrył odzież, podłogę i sprzęty.Porządki zapowiadały się coraz okazalej.Stojące dotychczas na pierwszym planie wyniki totolotka poszły w zapomnienie.Dopingowany panicznym lękiem przed nieznanym wiszącym nad nim, tajemniczym kataklizmem, Lesio wpadł w rozpęd.Niezbędne do robót murarskich materiały miał w domu.O wpół do dwunastej, po zamurowaniu dziury, otynkowaniu ściany w przedpokoju, wysuszeniu jej suszarką do włosów żony i zamalowaniu plakatówką, po zagipsowaniu kołków do wieszaka w łazience i zawieszenia firanek, co do których wahał się nawet przez chwilę, czyby ich od razu nie uprać, przystąpił do odświeżania podłóg.O pierwszej w nocy blask bił ze wszystkich parkietów, a Lesio pracowicie wydłubywał z wanny kilogramy piasku, cementu i gipsu, które zapchały mu odpływ.O wpół do drugiej zakończył wreszcie te straszliwe, gigantyczne, iście herkulesowe wysiłki, padł na stołek kuchenny i spróbował uporządkować myśli.Kasieńki ciągle nie było.Nie porzuciła go chyba definitywnie, zbyt wiele rzeczy pozostało w domu.Jakieś nieszczęście? Katastrofa.?! Po dwudziestu minutach miał już załatwione telefonicznie wszystkie dyżurujące szpitale, oddziały pogotowia i milicję.Żadna z tych placówek nic o Kasieńce nie wiedziała.Lesio czuł się coraz gorzej.Usiłując zanalizować i ocenić sytuację, przypomniał sobie przeklętego, zaniedbanego totolotka.Tego było za wiele.Uczuł dławienie w gardle, zamęt w głowie i dziwne drżenie w okolicy żołądka.Pomimo śmiertelnego wyczerpania po katorżniczej pracy nie będąc w stanie usiedzieć na miejscu, gnany zdenerwowaniem, które dawno już przekroczyło granice histerii, ubrał się pośpiesznie i wybiegł z domu.Dokładnie w dziesięć minut później wróciła Kasieńka.Rozrywkowo usposobieni przyjaciele wykazali się olśniewającą inwencją twórczą i wymyślili oryginalny sposób spędzenia wieczoru.Postanowili mianowicie udać się w plener, znaleźć stosowne miejsce, rozpalić ognisko i upiec w nim gęś w glinie.Entuzjastycznie nastawione do tej rozrywki towarzystwo liczyło osiem osób i dwa samochody.Pertraktacje z właścicielką gęsi, prowadzone w jednej z podwarszawskich nadwiślańskich wsi, potrwały dość długo, konserwatywnie nastawiona właścicielka bowiem wytrwale odmawiała sprzedaży ptactwa w tak niestosownej porze roku, proponując dziwnemu towarzystwu odłożenie transakcji do listopada.Rozpalenie ogniska na błoniach w pobliżu rzeki, dokonane za pomocą zbieranego w okolicznych zagajnikach wilgotnego opału również nieco się przeciągnęło.Jeszcze bardziej przeciągnęły się poszukiwania odpowiedniego gatunku gliny, wykopywanie jej w ciemnościach gołymi rękami i kradzież z sąsiedniego pola kartofli, mających służyć jako nadzienie.W końcu gęś zaczęła się piec.Rozbawionemu towarzystwu czas nie mógł się dłużyć, zważywszy bowiem rodzaj terenu, o paliwo nie było łatwo.Siedem osób z rozwianym włosem i drapieżnym spojrzeniem kłusowało w promieniu co najmniej dwóch kilometrów wokół świętego ognia, ósma osoba zaś czyniła rozpaczliwe starania o utrzymanie zamierającego płomienia, grzebiąc w nim drągiem, wrzucając weń wszystko, co jej wpadło pod rękę, awanturując się i wymyślając ślamazarnym zbieraczom
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|