[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Te godności miał jednak w pięcie.Cały Lwów znał i miłował tego wybornego pomyleńca, co urzędował kilka dni w miesiącu, a resztę czasu, chytrze wyłudzonego cesarzowi Francowi, obracał na najdziwniejsze zajęcia.Antek Zoil polował, malował, fotografował, śpiewał, grał i last not least — w zastraszający sposób niszczył dobre piwnice.Nierozłączna para, Adam Didur i Antek Zoil, znana była powszechnie.Jeden, światowej sławy bas, drugi wspaniały, choć amator, baryton.Wyborne te towarzyskie zalety nie byłyby najdoskonalszym tytułem pochwały, gdyby nie wzruszająca zacność i uczynność tego brata–łaty.Zoll był dygnitarzem w Radzie Szkolnej Krajowej, który wiele znaczył i wiele mógł.Szeptaliśmy mu przeto w lewe ucho, co należy zrobić dobrego, a pan radca bieżał czym prędzej, aby to chytrze wykonać, i wtedy urzędował gorliwie.Porządny chłop! Austriacki minister oświaty byłby sobie wyrwał włosy z brody, gdyby był wiedział, co w jego lwowskiej filii wyprawia pan dr Zoll.Cesarski we Lwowie namiestnik cośkolwiek o tym słyszał, ale oczy przymykał, bo ten jego gorliwy urzędnik był taki czarujący, że czarowi temu ulegał i srogi namiestnik.Trzeba było na ten przykład zrobić wielkiego poetę, Jana Kasprowicza, profesorem uniwersytetu.Jego cesarsko–królewska a do tego apostolska mość byłby się na to nigdy nie zgodził, gdyby był wiedział, że jeden z poematów młodego jeszcze buntownika był skonfiskowany i obłożony klątwą.Musiał się jednak zgodzić, bo życiorys Kasprowicza pisał dla Wiednia nikt inny, tylko Antek Zoil.Pan Bóg zakrył ręką twarz, bo w sprawozdaniu Zoila łgarstwo jechało na łgarstwie, ale stary cesarz czytał zadowolony w tonacji ra–moll, że niejaki Jan Kasprowicz jest szczerze oddany domowi Habsburgów i jest najpobożniejszym z ludzi, więc podpisał nominację z zakrętasem.W miłym tym Zoilu, w tym „czerepie rubasznym”, piękna mieszkała dusza.Po wojnie dał swój dygnitarski, zlotem i czarnym pierzem strojny piróg psu do zjedzenia i czym prędzej zgłosił się do służby u Rzeczypospolitej.Dnia jednego wraz z Didurem odwiedził mnie w Zakopanem.Źli ludzie, plotkarze z wyparzonymi pyskami, opowiadali, że w promieniu dwudziestu kilometrów zabrakło wtedy wina.Z dziesięciu kilometrów plotka zrobi zawsze dwadzieścia…„Antek” Zoll umarł, jako polski starosta, do końca swoich dni radosny i huczny, dobry i zacny.I z Kasprowiczem spotkał się w niebie, i z Didurem, i z Sichulskim.— Kiedyż nareszcie zjawi się tu Kornel? — zapyta niedługo jeden drugiego.Bo to nieładnie tak rozbijać kompanię…Jak w romansie StevensonaLiterackie biurko jest zawsze małym muzeum, lamusem, bric a brac’iem, przedziwną rupieciarnią.Człowiek zamiłowany w porządku zawyłby na widok takiego muzeum wielkim głosem.W jakim celu literat chowa te skarby, tego nikt nie wie, a on nie wie tego też.Gdyby je jednak spalić, pękłoby mu serce na siedemdziesiąt siedem części; jemu się zdaje, że minione życie śpi pięknym snem wśród tych szpargałów, z których wylatują wspomnienia i mole.Rozkazem domowym nr 7899 (licząc od pierwszego lipca r.b.) polecono mi spełnić polityczną radę księdza Robaka i „wymieść śmiecie”.Wzdychania moje słychać było na całej ulicy.Nie wiem, czemu przypomniał mi się dzielny Herakles i niechlujny Augiasz? Począłem przeglądać stare, głupawe wiersze, pisane na odwrocie kopert, listy miłosne od krawców grożących kryminałem i wieczną hańba, sterty listów znakomitych przyjaciół — Perzyński zaczynał je zawsze: „Łysa Pało!” — i mnóstwo fotografii.Same wspaniałe gęby, cokolwiek zapijaczone, robione „na demona” i „na szatana”, dzięki umiejętności i zacności fotografa do ludzkich jako tako podobne.„Galeria moich bliźnich”, Kolegów i przyjaciół, żywo przypomina album policyjne, ze mną włącznie.W pewnej chwili uśmiechnęła się do mnie jakaś twarz… „Przyjrzałem się niepewnie starej fotografii, zdumiony cokolwiek, skąd się w moich zbiorach wziął wizerunek, wyobrażający przedziwną scenę: albo ślub indyjskiego maharadży, albo koronację pary królewskiej jakiegoś zakazanego królestwa? Przed ołtarzem stoi olbrzym we wspaniałym rosyjskim, szlacheckim mundurze, a obok niego przysięga mu „miłość, szacunek i posłuszeństwo bez granic” dama też ogromnego wzrostu.Kto to być może? Wśród maharadżów i królów mam mało znajomości, tym dziwniejsza jest dedykacja: „Drogiemu Kornelowi…” i zamierzchła data [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl