[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Załóżmy, że Kelvin mówił prawdę? Że naprawdę zabił Helen? Nie odzywała się ani słowem, ale gdyby zmarła gdzieś za granicą, wieść o tym z pewnością dotarłaby do niego.Myślę, że właśnie dlatego tak skwapliwie odpowiedział na nasze ogłoszenie.Miał nadzieję, że naprowadzimy go na jakiś ślad Helen, że dowie się, gdzie ona jest i co robi.Uważam bowiem za zupełnie nienaturalne, aby człowiek zniknął tak.tak całkowicie jak Helen.To samo w sobie jest wysoce podejrzane.- Zgadzam się z panem - stwierdziła panna Marple.- Ale wspomniał pan o alternatywie.- Myślałem także - zaczął Giles powoli - o drugiej możliwości.Jest dość nieprawdopodobna, a nawet nieco przerażająca.Wiąże się bowiem z.jak by to powiedzieć.czymś w rodzaju złej woli.- Tak - przytaknęła Gwenda.- Zła wola to właściwe określenie.A nawet, jak sądzę, coś z pogranicza choroby psychicznej.-wzdrygnęła się.- Myślę, że wiele na to wskazuje - przytaknęła panna Marple.- W całej tej sprawie jest strasznie dużo.fałszu.więcej niż można było sobie wyobrazić.Natknęłam się na to.Na jej twarzy odbiła się zaduma.- Widzicie, nie da się tego wyjaśnić w sposób naturalny -powiedział Giles.- Przyjmuję teraz mało prawdopodobną hipotezę, że Kelvin Halliday nie zabił żony, choć naprawdę był przekonany, że to.zrobił.Czyli zakładam to, w co doktor Penrose, który wydaje się uczciwym człowiekiem, najwyraźniej stara się wierzyć.Jego pierwsze wrażenie po spotkaniu Hallidaya było takie, że ojciec Gwendy zabił żonę i chciał się oddać w ręce policji.Potem musiał uwierzyć doktorowi Ken-nedy'emu, który twierdził, że tak się nie stało.Nieco na siłę postawił więc diagnozę: Halliday stał się ofiarą kompleksów, odchyleń, czy jak oni to zwą w tym swoim żargonie, ale w gruncie rzeczy wcale mu się takie rozwiązanie nie podobało.Ma duże doświadczenie w rozpoznawaniu tego typu przypadków i Halliday mu nie pasował.Jednakże, poznawszy go lepiej, nabrał głębokiego przekonania, że Halliday nie należał do mężczyzn, którzy mogliby udusić kobietę, bez względu na to, jak bardzo by ich prowokowała.Zaakceptował więc teorię obłędu, ale z zastrzeżeniami.A to w rzeczywistości znaczy tyle, że tylko jedna teoria pasuje do tego przypadku: taka oto, że ktoś wpoił Hallidayowi przekonanie, że zabił żonę.Innymi słowy, doszliśmy do tego, że był jakiś X.Analizując bardzo szczegółowo wszystkie fakty, doszedłem do wniosku, że ta hipoteza jest co najmniej.możliwa.Według własnej relacji Halliday wszedł tego wieczora do domu, w jadalni nalał sobie drinka, jak zazwyczaj robił.przeszedł do następnego pokoju, zobaczył liścik i stracił przytomność.Giles przerwał wyczekująco, a panna Marple z aprobatą kiwnęła głową.- Załóżmy - podjął po chwili Giles - że to nie była utrata przytomności, tylko skutek działania narkotyku, jakiejś domieszki do whisky.Następny krok jest całkiem oczywisty, prawda? X udusił Helen w korytarzu, ale potem zaniósł ją na górę i ułożył na łóżku w pozycji crime possionel.Tamwłaśnie znalazł się Kelvin po odzyskaniu przytomności.I wtedy ten biedny człowiek, którego mogła dręczyć zazdrość o żonę, pomyślał, że ją zamordował.Co zatem zrobił? Poszedł, i to piechotą, do swojego szwagra, mieszkającego po drugiej stronie miasta.Dało to naszemu X czas na następną sztuczkę.Zapakował i wyniósł z domu walizkę z ubraniami, a także usunął ciało, choć - zakończył Giles z pewną irytacją - nie mam zielonego pojęcia, co z nim zrobił.- Dziwi mnie, że pan to powiedział, panie Reed - wtrąciła panna Marple.- Powiedziałabym, że to jest akurat najmniejszy problem.Ale proszę, niech pan mówi dalej.- „KIM BYLI MĘŻCZYŹNI W JEJ ŻYCIU?" - zacytował Giles.- Zobaczyłem taki tytuł w gazecie, kiedy wracaliśmy pociągiem do domu.Skłoniło mnie to do namysłu, ponieważ to jest kluczowa kwestia, prawda? Jeśli istnieje jakiś X, a założyliśmy przecież jego istnienie, to wiemy o nim tylko tyle, że musiał szaleć na jej punkcie.i to dosłownie szaleć.- Dlatego nienawidził mojego ojca - odezwała się Gwenda - i chciał, żeby ojciec cierpiał.- To wszystko, do czego na razie doszliśmy - podsumował Giles.- Wiemy, jakiego typu dziewczyną była Helen.-zawahał się.- Zwariowaną na punkcie mężczyzn - podsunęła mu Gwenda.Panna Marple spojrzała na nich, jakby chciała coś powiedzieć, ale się rozmyśliła.-.i że była piękna.Ale nie mamy żadnych wskazówek, jacy inni panowie, prócz męża, odgrywali rolę w jej życiu.A mogło ich być wielu.Panna Marple pokręciła głową z powątpiewaniem.- Chyba niezbyt wielu.Jak wiecie, Helen była bardzo młoda.A poza tym niezupełnie ma pan rację, panie Reed.Wiemy coś o, jak pan to nazwał, „mężczyznach w jej życiu".Był taki jeden, którego zamierzała poślubić.- Ach, tak, ten prawnik.Jak on się nazywał?- Walter Fane - podpowiedziała panna Marple.- No właśnie.Ale trudno go brać pod uwagę.Był w Malezji, Indiach czy gdzieś tam.- Czy aby na pewno? Wiecie, że on bardzo niedługo zajmował się uprawą herbaty? Wrócił tu i podjął pracę w firmie, a obecnie jest starszym wspólnikiem.- Zapewne przyjechał za nią! - wykrzyknęła Gwenda.- Niewykluczone.Nie wiemy tego.Giles przyglądał się z zaciekawieniem starszej pani.- Jak się pani tego dowiedziała?Panna Marple uśmiechnęła się z zażenowaniem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|