[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.obozu bez twego zezwolenia.Wobec tego doglądałem zwierząt oczekując na wasz powrót.- Wydaje mi się, że powinieneś zajrzeć do nich, aby dowiedzieć się, czy nie potrzebują naszej pomocy,- Może udalibyśmy się tam razem? - zaproponował Tomek.- Jestem przekonany, że oni pragną uniknąć wszelkiego rozgłosu.Lepiej sam wybierz się do nich i zapytaj, czy przypadkiem nie potrzebują czegoś od nas.Tego dnia Tomek nie zdążył odwiedzić O'Donellów.Oglądanie złowio­nych przez towarzyszy zwierząt wypełniło mu czas do zachodu słońca.Oprócz małych, zwinnych skalnych kangurów schwytali oni dwie jaszczurki płaszczowe[79].Gady te, dochodzące do długości jednego metra, miały na głowie oraz szyi fałd skórny, do złudzenia przypominający duży kołnierz.Biegały na tylnych łapach jak kangury.Złowiono również kilka molochów[80], o ciałach okrytych kolczastymi wyrostkami skórnymi, węża-tygrysa, łusko-noga oraz parę ptaków zwanych zimorodkami olbrzymimi lub kookaburrami.Te ostatnie przypomniały Tomkowi O'Donellów.Przecież to kookaburra swoim denerwującym chichotem zdradziła wtedy poszukiwaczom złota jego obecność.Niestety, było już zbyt późno na wycieczkę do parowu.Tomek postanowił udać się tam następnego ranka.Miała to być jego pożegnalna wizyta u O'Donellów, ponieważ łowy na zwierzynę australijską dobiegały końca.W zamian za niedźwiadki koala oraz kilka skalnych kangurów Bentley zobowiązał się dostarczyć łowcom szereg gatunków ptaków australij­skich, które w nadmiarze mnożyły się w ogrodzie zoologicznym w Mel­bourne.Nazajutrz w godzinach przedpołudniowych Tomek osiodłał pony i razem z Dingo wyruszył do parowu.Bez przeszkód dotarł do skalnego bloku za­gradzającego drogę, za którym znajdował się obóz poszukiwaczy złota.Przywiązał pony do drzewa, po czym wspiął się na skałę.Jednocześnie z Dingo wychylił głowę, spoglądając ciekawie za załom parowu.O'Donellowie siedzieli przy ognisku.Smażyli ryby złowione w strumieniu.Tomek zsunął się ze skały i podbiegł do nich.- Oho, mamy miłego gościa! - zawołał starszy O'Donell na jego wi­dok.- Myślałem, że pogniewałeś się na nas.Cieszę się mogąc pożegnać się z tobą przed wyjazdem z Australii.- Przyjechałem dowiedzieć się, czy nie potrzebujecie od nas pomocy.Widzę, że syn pana czuje się znacznie lepiej - odparł Tomek.- Rana goi się dobrze.Jutro wyruszamy do Sydney, skąd odpływająstatki do Europy.Wracamy w rodzinne strony, do Irlandii.Dzięki tobie powrócimy tam zaopatrzeni w pieniądze konieczne do rozpoczęcia nowego życia.- My również wkrótce opuścimy Australię - wyjaśnił Tomek.O'Donellowie okazywali mu swą wdzięczność na każdym kroku.Spożył z nimi śniadanie, a później czas szybko mijał im na rozmowie.Dopiero po dwóch godzinach Tomek zaczął zbierać się do powrotu do obozu.W czasie pożegnania stary O'Donell był bardzo wzruszony.Przytrzymał dłużej dłoń Tomka i powiedział:- Przygotowałem dla ciebie skromną pamiątkę.Zaciekawi cię ona na pewno jako swego rodzaju osobliwość.Otóż w parowie tym znalazłem ory­ginalną glinę zmieniającą swój kolor po zanurzeniu w morskiej wodzie.Po­znasz po jej ciężarze, że nie jest to zwykła ziemia.O'Donell wygrzebał z plecaka kawał gliny wielkości pięści dorosłego mężczyzny.Owinął ją dokładnie w kraciastą chustkę.- Przyrzeknij mi, że nie pokażesz jej nikomu do chwili zanurzenia w morskiej wodzie.Sprawisz tym sobie niespodziankę, a mnie wielką przy­jemność.Dobrze? - poprosił O’Donell.- Jeśli panu na tym zależy, to mogę obejrzeć ten podarunek dopiero na statku, gdzie będę, miał morskiej wody pod dostatkiem.- Jestem przekonany, że taki dżentelmen jak ty zawsze dotrzymuje słowa.Tomek z trudem tłumił wesołość.Jaki śmieszny był ten staruszek! Dla­czego mówił z taką powagą o bryle gliny? Nie miał zamiaru pozbawiać go przyjemności.Wziął więc zawiniątko i z trudem wepchnął je do kieszeni spodni.- Nie zgub tylko - upominał O'Donell.- Sprawi ci ona nie lada niespodziankę.- Bardzo dziękuję.Na pewno nie zgubię - przyrzekł Tomek, żegnając poszukiwaczy złota.Ruszył w powrotną drogę.Ciężki kawał gliny zawadzał mu w kieszeni.Zaledwie przybył do obozu wrzucił zawiniątko do walizy i natychmiast o nim zapomniał.Najbliższe dni łowcy spędzili bardzo pracowicie.Przygotowywali klatki dla zwierząt i gromadzili zapasy pożywienia.W końcu przygotowania do drogi zostały ukończone.Pewnego dnia o świcie zwinęli obóz i ruszyli na południe.Ze względu na dużą liczbę złowionych zwierząt mogli posuwać się naprzód bardzo powoli.Zatrzymywali się co pewien czas na dłuższe wy­poczynki.Częste oczyszczanie klatek oraz gromadzenie żywności pochłaniało wiele czasu, lecz dbałość o higienę zwierząt przynosiła dobre wyniki.Czworonożni więźniowie czuli się w niewoli prawie znośnie.Niektóre zwie­rzęta zdążyły się już nawet zaprzyjaźnić z łowcami.Nadchodził koniec listopada.Upał dawał się podróżnikom mocno we znaki.Wilmowski z niepokojem czekał na najgorętszy w Australii miesiąc lata, który miał rozpocząć się już za kilka dni.Nieliczne rzeczki napotykane u podnóża wzgórz wysychały coraz bardziej, tra­wa żółkła niemal w oczach, a ziemia twardniała i pękała z gorąca.Obawy Bentleya, że lato bę­dzie suche, sprawdzały się w pełni.W końcu, po nadzwyczaj męczącej jeździe, wyprawa dotarła do brzegu rzeki.Według Ben­tleya była ona jednym z dopływów Murrayu.O dwa dni jazdy w dół rzeki znajdowała się sta­cja kolejowa.Tym samym zaopatrzenie w wodę było już zabezpieczone.Ze względu na zmęcze­nie koni ciągnących wozy Wilmowski zarządził kilkudniowy postój.Rozbicie obozu i wyładunek klatek ze zwierzętami zajęły łowcom prawie całe popołudnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl