[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Wystąpili przeciw prawu i tym samym zamknęli sobie wstęp do jakiegokolwiek dużego miasta portowego, rojącego się od policji i wojska.O nieoczekiwanym pokrzyżowaniu uprzednich planów należało jak najszybciej powiadomić przebywającego na statku Pandita Davasarmana.Toteż Smuga wyprawił Pawiowa z obozu pod pretekstem, że na przystani ma oczekiwać posłańca od Gołosowowa i podczas jego nieobecności poczynił niezbędne przygotowania.Przede wszystkim część niepotrzebnego już sprzętu obozowego, jak wozy, klatki ze zwierzętami, a także Udadżalakę oraz Goldów załadował na statek płynący w dół Amuru od Chabarowska.Tam Udadżalaka miał rozstać się z tropicielami i dalej pojechać pociągiem do Kraju Ussuryjskiego.Instrukcje przesłane przez Udadżalakę dla Pandita Davasarmana zalecały mu spieszne opuszczenie Władywostoku.Smuga doradzał kilkusetkilometrowy rejs do japońskiego portu Otaru na zachodnim wybrzeżu wyspy Hokkaido[123], skąd po dwóch miesiącach od chwili opuszczenia obozu nad Amurem przez Udadżalakę, powinien wyruszyć w kierunku zatoki Tierniej na wybrzeżu Kraju Ussuryjskiego.Tam bowiem Smuga zamierzał doprowadzić wyprawę po uwolnieniu zesłańca.W myśl dalszej instrukcji Davasarman powinien w ustalone dni dwa razy w tygodniu przybliżać się w nocy do brzegu, wygaszając światła na statku.Znaki ogniowe nadawane z lądu sposobem indiańskim miały oznaczać, że łódź ze statku może przybyć po członków wyprawy.Cały plan uprowadzenia zesłańca, szczegółowo opracowany przez Smugę, wymagał od wszystkich członków wyprawy jak najdokładniejszego wykonania.Ekspedycja operująca na lądzie musiała ściśle współdziałać z Davasarmanem czuwającym na statku na morzu.Najmniejsze niedopatrzenie mogło spowodować nieobliczalne w skutkach następstwa, toteż Smuga, zmuszony przez Wilmowskiego do trzymania Pawiowa w niewoli, nakazał bosmanowi strzec go jak oka w głowie.Pawłow tymczasem, upewniwszy się, że życiu jego nic na razie nie zagraża, udawał przestraszonego i potulnego.Wiedział, dokąd dąży wyprawa.Miał więc kilka tygodni czasu, by przy nadarzającej się okazji pomyśleć o odwecie.Teraz dopiero mógł w pełni ocenić olbrzymie doświadczenie podróżnicze spiskowców, jak w myślach nazywał uczestników wyprawy.W obcym kraju, posługując się jedynie niezbyt dokładną mapą i kompasem, szybko zdążali ku celowi, unikając osiedli.Oszczędzali koni, zapasów żywności, zacierali ślady po wieczornych biwakach, wykorzystywali leśne mokradła i grunt o skalistym podłożu, by mylić tropy.Wyprawa przeszła w bród rzekę Urkan, po czym, posuwając się wokół podnóża gór Tukaringra, ominęła leżące na południu przy szlaku dwie osady.Po ponownej przeprawie przez zakole Urkanu Smuga wyprowadził kawalkadę na stary szlak.Wierzchowce ponaglone ruszyły z kopyta.Teraz w ciągu jednego dnia przebyli długi odcinek drogi, zaledwie czterokrotnie napotykając małe karawany krajowców.Smuga nie obawiał się takich przygodnych spotkań z ludnością tubylczą.W tych okolicach Syberii Wschodniej, rozciągającej się z zachodu na wschód na przestrzeni trzech tysięcy kilometrów, a z południa na północ mierzącej ponad dwa tysiące pięćset kilometrów[124], dość rzadko spotykało się znienawidzonych przez krajowców przedstawicieli carskiej administracji.Uczestnicy wyprawy, ubrani w półkożuszki baranie, futrzane czapki oraz w buty filcowe, nie zwracali na siebie zbytnio uwagi, w razie konieczności Wilmowski, posługując się dokumentami Pawiowa, mógł udawać agenta do specjalnych poruczeń gubernatorskich.Tuż przed wieczorem podróżnicy dostrzegli na horyzoncie dymy unoszące się z kominów.Było to już ostatnie osiedle na szlaku przed Górami Stanowymi.Wkrótce też Smuga sprowadził wyprawę z traktu.Zanim zapadła noc, rozłożyli się obozem w łęgowym lasku topolowym nad brzegiem jednego z dopływów Zei.Tutaj również popasali przez cały dzień następny.Konie musiały wypocząć przed forsowną przeprawą przez Góry Stanowe, które mieli przejść pomiędzy źródłami rzek Ałdan i Gonam, wypływającymi z tego łańcucha górskiego.Następne dni były bardzo nużące tak dla jeźdźców, jak i wierzchowców.Szlak wspinał się na kamieniste górskie zbocza, to opadał po osypiskach w dzikie wąwozy, wiódł przez wartkie strumienie po chybotliwych balach bądź zmuszał do przeprawy przez usiane głazami brody.Smuga teraz wciąż ponaglał wszystkich do pośpiechu.Miał nadzieję, że w Jakucji uda się im wymienić zmęczone wierzchowce lub nabyć inne.Przecież Jakuci, szczególnie osiadli wzdłuż wędrownego szlaku, oprócz bydła rogatego i owiec hodowali konie, znane z odporności na trudy.Bosman, który nie lubił górskich wędrówek, jak zwykle utyskiwał na wyboistym, trudnym szlaku.Nie odchodząc ani na krok od Pawłowa, nie mógł swobodnie rozmawiać z Tomkiem ani przekomarzać się z nim.Toteż odetchnął z niezmierną ulgą, gdy w końcu ujrzeli przed sobą rozległą panoramę Płaskowyżu Ałdańskiego.Wilmowski powstrzymał wierzchowca, a w ślad za nim uczynili to inni.Oto przybyli do wrót Wschodniej Syberii, mało wówczas znanej i w większości bezludnej, tajemniczej krainy.Była ona prawdziwym królestwem tajgi i najsroższej na świecie zimy.Gdyby człowiek mógł lotem ptaka wznieść się wysoko ponad nią, ujrzałby w pełni krótkiego tutaj lata bezkresny leśny kobierzec ciemnej zieleni, okolony na południowym krańcu żółtozielonym pasem stepów, ścielących się przeważnie na zboczach gór, a na północnych rubieżach oddzielony od Oceanu Lodowatego około trzystukilometrową brudno-zieloną tundrą.Wśród tego leśnego oceanu, niby lądy i potężne wyspy, wznosiły się grzbiety pasm górskich, pokryte rdzawego koloru porostami i bladożółtym chrobotkiem reniferowym bądź też zupełnie nagie: czarne, szare, żółte i czerwone skały.Długie niebieskie wstęgi szeroko rozgałęzionych rzek i na wyżynach połyskujące niezliczone jeziora urozmaicały krajobraz.Podczas zimy rozległa kraina jakby zapadała w letarg.Już we wrześniu ziemia zaczynała stygnąć i podmarzać; w październiku przyoblekała się w zimowy biały kożuch śniegu.Wszystkie rzeki i jeziora pokrywały się lodem.Noce stawały się coraz dłuższe.Życiodajne słońce na krótko tylko rozświetlało bezmierne przestrzenie.Gdy zachodziło, znikały ptaki, wszelki zwierz krył się w norach.Nawet wiatry cichły, gdy całe życie zamierało w okowach srogiej zimy.Tylko od czasu do czasu słychać było w tajdze trzask drzew pękających od mrozu.Gdyby istniał Demon Zimy, to chyba tę właśnie krainę obrałby za królestwo.Bo tutaj zima właściwie nigdy się nie kończyła.Jedynie od kwietnia do sierpnia cofała się podstępnie w głąb skutej wiecznym mrozem ziemi, przyczajała się na szczytach Gór Sajańskich, Wierchojańskich i Czerskiego[125], gdzie nawet latem bieliły się czapy nigdy nie topniejącego śniegu
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|