[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Trochę czytam z ust, ale niczego nie mogłem zrozumieć – prawdopodobnie rozmawiali w jakimś obcym języku, lecz nie po francusku ani po włosku.Kiedy Gregori skończył, Henriques ze zrozumieniem pokiwał głową, patrząc na nas dziwnym wzrokiem.To spojrzenie bardzo mi się nie podobało – Henriques wyglądał na człowieka wyjątkowo złośliwego.Lufą pistoletu Gregori wskazał na policjantów, którzy jechali za nim samochodem.- Ściągać mundury - rozkazał krótko.No, jazda!Policjanci popatrzyli na siebie i jeden z nich burknął przez zaciśnięte zęby - Ani mi się śni! - Zginiesz, idioto, jeśli tego nie zrobisz - powiedziałem - Nie wiesz z kim masz do czynienia? Rozbieraj się.- Za żadne skarby - zaklinał się policjant.-To rozkaz! - wściekle warknął Hardanger ponaglającym tonem.- Myślisz, że sprawisz mu więcej kłopotu, jeżeli zdejmie twój mundur z trupa? Rozbierajcie się - zakończył z naciskiem, powoli cedząc słowa.Z pewnym ociąganiem obaj potulnie zdjęli mundury i stali drżąc z zimna w ulewnym deszczu.Henriques pozbierał je i wrzucił do jaguara.- Kto w jaguarze obsługuje krótkofalówkę? - spytał Gregori.chociaż się tego spodziewałem, poczułem jednak jakby przebił mnie szpadą i zaczął nią wiercić.- Ja - odparł sierżant-- Świetnie - rzekł Gregori.- Połącz się z komendą główną powiedz im, że nas złapaliście i udajecie się do Londynu.Dodaj żeby odwołali wszystkie radiowozy z tego rejonu.oczywiście z wyjątkiem tych, które normalnie pełnią tu służbę patrolową.- Róbcie, co wam każe - odezwał się Hardanger zmęczonym głosem.- Myślę, sierżancie, że jesteście zbyt inteligentni, aby coś kombinować.Zrobicie dokładnie to, co on powiedział.,Sierżant skrupulatnie wykonał rozkaz.Nie miał wyboru czując lufę pistoletu, którą Gregori wciskał mu w ucho.Gdy policjant skończył, Gregori z zadowoleniem pokiwał głową.- To powinno wystarczyć - stwierdził spoglądając na Henriquesa, który wsiadał do humbera.- Nasz samochód i którym przyjechali ci dwaj, co tak się trzęsą, ukryjemy w lesie i na wszelki wypadek uszkodzimy w nich rozdzielacze.Do świtu nikt ich nie znajdzie.Po odwołaniu obławy, mając policyjnego jaguara i te dwa, mundury, oddalimy się stąd chyba bez najmniejszych trudności.Potem zmienimy samochód - Z żalem spojrzał na jaguara.- Kiedy w komendzie głównej zorientują się że zagineliście, ten wóz będzie już dobrze znany.Pozostał tylko jeden problem co zrobić z wami? Rzucając obojętne spojrzenia spod ociekającego wodą kapelusza zaczekał, aż Henriques ukryje oba samochody a potem spytał - Czy w jaguarze jest latarka? Chyba to przepisowe wyposażenie, sierżancie?- Jest w bagażniku - flegmatycznie odparł sierżant.- Wyjmij ją – rozkazał Gregori, uśmiechając się z miną tygrysa schwytanego w pułapkę i patrzącego na człowieka, który ją wykopał i sam też w nią wpadł.– Nie mogę was zastrzelić, choć zrobiłbym to bez wahania, gdyby ten dom stał trochę dalej.Nie będę próbował was ogłuszyć, bo wątpię żebyście nie stawiali oporu.Nie mogę was związać , ponieważ nie mam w zwyczaju nosić przy sobie tylu lin i knebli, żeby unieruchomić i uciszyć ośmiu ludzi.Ale wydaje mi się, że szopa czy stodoła powinna zapewnić mi to, czego wymagam od prowizorycznego więzienia.Sierżancie, zgaś reflektory w samochodzie, włącz latarkę i ruszaj tam.Reszta dwójkami za nim.Pani Cavell pójdzie ze mną na końcu.Będzie miała lufę mojego pistoletu między łopatkami, a jeśli któryś z was zechce uciekać albo w inny sposób sprawi mi kłopot, to po prostu nacisnę spust.Nie miałem wątpliwości, że to zrobi.Żaden z nas nie miał.Budynki gospodarcze okazały się puste, to znaczy nie było w nich ludzi.Z obory dochodziły odgłosy poruszających się iprzeżuwających krów-skończyła się już pora wieczornego dojenia.Gregori nie zatrzymał się przy oborze.Minął mleczarnię, stajnię zamienioną na garaż dla traktorów, dużą wybetonowaną chlewnię i paszarnię.Zawahał się przechodząc koło stodoły, a potem znalazł dokładnie to, czego szukał.Muszę przyznać, że dokonał właściwego wyboru.Długi, wąski budynek z kamienia miał okna, które tak bardzo przypominały strzelnice, że człowiek instynktownie podnosił wzrok w poszukiwaniu murów obronnych zwieńczonych blankami.Wyglądem przywodził na myśl starą prywatną kaplicę, a swą obecną funkcją zapewne niezbyt się od niej różnił.Służył do produkcji jabłecznika, o czym świadczyła widoczna w głębi staromodna dębowa prasa, długie rzędy półek na jabłka, pokrywających całą jedną ścianę , a pod drugą zaszpuntowane beczki i przykryte kadzie ze świeżym napojem.Solidne drzwi, podobnie jak prasa wykonane z litej dębiny, po zamknięciu od zewnątrz na sztabę można by wyważyć jedynie taranem.Wprawdzie nie mieliśmy tarana, ale za to byliśmy zdesperowani zaradni i w sumie dość inteligentni.czy Gregori może być taki głupi, aby sądzić, że nie zdołamy się stąd wydostać? Czyżby uważał, że jacyś ludzie albo gospodarze nie usłyszą naszych wołań z odległości niespełna stu metrów? straszliwa pewność bliskiego końca zmroziła mi serce i pozbawiła zdolności rozsądnego myślenia, kiedy nagle zrozumiałem, że on wcale nie jest taki głupi.On wiedział, że nie będziemy wołać ani forsować drzwi, wiedział ponad wszelką wątpliwość, że żaden z nas nigdy stąd nie wyjdzie, a opuścimy to miejsce na noszach pod przykryciem.Miałem wrażenie, jakby na kręgosłupie ktoś wygrywał mi Rachmaninowa zamiast palców używając lodowatych sopli.- Do samego końca i nie ruszać się, póki nie zamknę drzwi - rozkazał Gregori.- Brak czasu nie pozwala mi na wyszukane mowy pożegnalne.Za dwanaście godzin, na zawsze opuszczając ten przeklęty kraj, nie omieszkam was wspomnieć.Żegnam.- Bez żadnych wielkodusznych gestów wobec pokonanego wroga?- spytałem odzyskując rezon.- Skoro tak usilnie prosisz, Cavell, to ci powiem, że mam jeszcze trochę czasu, żeby oddać drobną przysługę człowiekowi, który naraził mnie na tyle kłopotów i omal nie zniweczył wszystkich moich planów.Podszedł do mnie, lewą ręką wcisnął mi lufę hanyatti w żołądek, a muszką pistoletu trzymanego w prawej dłoni powolnym i pełnym nienawiści ruchem rozorał mi twarz z obu stron.Poczułem wściekle piekący ból rozrywanej skóry i ciepłą krew na zimnych policzkach.Mary piskliwie coś krzyknęła i chciała do mnie podbiec, ale Hardanger schwycił ją silnymi ramionami i trzymał tak długo, aż przestała się wyrywać.Gregori cofnął się i rzekł: - To dla żebraków, Cavell.Pokiwałem głową.Nawet nie uniosłem rąk do twarzy.Była już dostatecznie zniekształcona i nie sposób jeszcze bardziej ją zeszpecić.- Mógłbyś przynajmniej zabrać moją żonę - powiedziałem.- Pierre! - załkała Mary - a w jej głosie udręka mieszała się z rozpaczą i brutalnie zranioną dumą.- Co ty wygadujesz!? – warknął Hardanger i ze złością zaklął cicho.Generał milczał, niczego nie rozumiejąc.Gregori stał bardzo spokojnie, patrząc mi prosto w oczy wzrokiem pustym, bez żadnego wyrazu Potem w jakiś dziwny sposób krótko skinął głową i zaczął mówić.- Teraz ja ciebie o coś proszę : wybacz mi.Nie sądziłem, że wiedziałeś.Mam nadzieję, że kiedy przyjdzie kole na mnie.– urwał i odwrócił się przodem do Mary.– Źle by się stało.Śliczne dziecko.Nie myśl sobie, Clavell, że jestem pozbawiony wszelkich ludzkich uczuć, a przynajmniej gdy chodzi o kobiety i dzieci [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl