[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Proszę posłuchać, nie mogę tak po prostu wyjechać bez.- Chodzi o Lilę? Zostaw wiadomość, że skontaktujesz się z nią na poste restante w Saintes-Maries.Tylko się pospiesz.Wrócę za chwilę, muszę się spakować.Poszedł do swego pokoju.Przy drzwiach zatrzymał się na moment.Południowy wiatr szumiał w koronach drzew i pluskała fontanna - były to jedyne dźwięki, jakie słyszał.Wszedł i zaczął w pośpiechu upychać w walizce rzeczy jak popadło.Gdy wrócił do pokoju Cecile, zastał ją nadal piszącą coś pośpiesznie.- Poste restante, Saintes-Maries to wszystko, co masz podać przyja­ciółce.Historię twojego życia już zna, jak przypuszczam.Gdy podniosła głowę, zobaczył na jej nosie okulary, ale to go nie zaskoczyło.Popatrzyła na niego jak na nieszkodliwego ale uprzykrzo­nego robaka na ścianie i wróciła do pisania.Po dwudziestu sekundach złożyła podpis ozdobiony zawijasem, zbędnym gdy czas naglił, schowa­ła okulary do futerału i skinęła głową na znak, że jest gotowa.Złapał jej walizkę i oboje opuścili pokój, gasząc światło i zamykając drzwi na klucz.Bowman wziął swój bagaż, poczekał aż Cecile wsunie kartkę pod drzwi pokoju przyjaciółki i razem wyszli na zewnątrz.Cicho przedostali się przez taras i ścieżkę prowadzącą do drogi na tyłach hotelu.Cecile trzymała się blisko i cały czas milczała.Bowman już zaczął sobie w du­chu gratulować doskonałych metod wychowawczych, gdy zdecydowa­nym ruchem złapała go za ramię i zmusiła do zatrzymania się.Spojrzał na nią z wyrzutem, ale nie odniosło to żadnego skutku, podobnie jak zmarszczenie brwi.Pomyślał, że to wina jej krótkowzroczności i po­czekał na wyjaśnienie.- Jesteśmy tu bezpieczni? - spytała.- Chwilowo tak.- Więc proszę postawić te walizy.Postawił, dochodząc do wniosku, że trzeba zmienić metody wycho­wawcze.- Dalej nie pójdę -- oświadczyła stanowczo.- Byłam grzeczną dziewczynką i zrobiłam, co pan chciał, ponieważ istniała, i przyznaję, że istnieje, jedna szansa na sto, iż nie jest pan szaleńcem.Jednak pozostaje dziewięćdziesiąt dziewięć procent i dlatego domagam się wyjaśnienia.Tu i teraz.Bowman doszedł do smutnego wniosku, że jej rodzice także nie odnieś­li większych sukcesów w wychowaniu córki.Natomiast w jednej sprawie czyjeś wysiłki zostały uwieńczone powodzeniem - jeśli bowiem Cecile była wściekła lub przestraszona, to nie okazywała tego w żaden sposób.- Jesteś w poważnych tarapatach, w które nieświadomie cię wpako­wałem - wyjaśnił.- Teraz jestem odpowiedzialny za wydostanie cię z tego.- Ja jestem w tarapatach?- Oboje w to wdepnęliśmy.Trzech typków z tego cygańskiego obo­zu o§wiadczyło, że zamierzają mnie załatwić.Potem zaś ciebie.Ponie­waż przyznali mi pierwszeństwo, gonili mnie do Les Baux, potem przez miasteczko i ruiny.Przyjrzała mu się podejrzliwie, bez cienia strachu czy troski, której się spodziewał.- Jeśli pana ścigali.- Zgubiłem ich.Syn ich kacyka, miły młodzian imieniem Ferenc , być może nadal mnie szuka z nożem w jednej, a pistoletem w drugiej ręce.Jak się w końcu zniechęci, to wróci do tatusia i kolejna grupa przetrząśnie nasze pokoje.Mój i twój.- Dlaczego mój? Co ja takiego zrobiłam?- Byłaś ze mną cały wieczór i widzieli, że udzieliłaś mi schronienia parę godzin temu.- Ależ.to śmieszne! I tylko dlatego wzięliśmy nogi za pas.- po­trząsnęła głową.- Myliłam się.Panie Bowman, jest pan w stu procen­tach szalony.- Być może - przyznał, że ma prawo tak myśleć.- Przecież wystarczyło zatelefonować.- I?- Policja, głuptasie.- Żadnej policji, bo nie jestem głuptasem.Widzisz, Cecile, został­bym aresztowany za morderstwo.Powoli potrząsnęła głową z niedowierzaniem, a może niezrozumie­niem.48- Nie było tak łatwo ich zgubić - dodał.- Zdarzył się wypadek, a właściwie dwa wypadki.- Fantazja - szepnęła, ponownie potrząsając głową.-- Przerost wy­obraźni.- Zgoda - wziął ją za rękę.- Chodź, pokażę ci ich ciała.Wiedział, że nie uda mu się po ciemku odnaleźć Hovala, ale odszuka­nie ciała Koscisa nie powinno stanowić większego problemu, a do udo­wodnienia, że mówi prawdę powinien wystarczyć jeden nieboszczyk.Zorientował się jednak, że niczego nie musi udowadniać - w twarzy Cecile, bladej ale spokojnej, coś się zmieniło.Nie miał pojęcia o co chodzi, lecz zmiana była widoczna.Przysunęła się bliżej i ujęła jego drugą rękę.Nie drżała, nie odsunęła się z odrazą.Po prostu podeszła i ujęła jego drugą dłoń- Dokąd chcesz jechać? - spytała cicho, przechodząc wreszcie na ty.- Riwiera? Szwajcaria?Miał ochotę ją uściskać, ale postanowił poczekać na odpowiedniejszy moment.- Saintes-Maries - powiedział cicho.- Dokąd?- Tam, gdzie wszyscy Cyganie.Tam właśnie chcę pojechać.Nastąpiła długa chwila ciszy, którą przerwał dziwnie bezbarwny głos Cecile.- By umrzeć w Saintes-Maries.- By żyć w Saintes-Maries, a raczej by zrobić coś pożytecznego.Wiesz, to taka fanaberia leniwych nicponiów.Spoglądała na niego bez słowa, ale tego się spodziewał.Należała do osób, które wiedzą, kiedy być cicho.W §wietle księżyca można było dostrzec na jej uroczej twarzy cień smutku.- Chcę się dowiedzieć, dlaczego zginął ten chłopak - ciągnął Bow­man.- Chcę się dowiedzieć, dlaczego jego matka i trzy inne Cyganki są śmiertelnie przerażone.Chcę się dowiedzieć, dlaczego trzech Cyga­nów robiło co mogło, by mnie dziś w nocy zabić.I chcę wiedzieć także, dlaczego są gotowi pójść na takie ryzyko jak zabicie ciebie.Nie chcia­łabyś się dowiedzieć tego wszystkiego?Przytaknęła, puszczając jego rękę.Bowman podniósł walizki i poszli dalej, starannie omijając główne wejście do hotelu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl