[ Pobierz całość w formacie PDF ] .— Salomon też by nic nie rozumiał — pocieszył się profesor.Oczekiwał Adasia przez cały dzień, lecz go się nie doczekał.Ani on, ani inni, niecierpliwie czekający.A panna Wanda przypominała marcowy dzień, co to popłacze odrobinę, osuszy łzy błyskiem słońca i znowu popłakuje.— Ujrzymy go jutro o świcie! — pocieszył ich profesor.Gdy legł na łoże, westchnął siedem razy, bo nigdy nie wzdychał do pary, zgasił świecę i zanurzył się w sen jak w ciepłą wodę.Nagle mu się wydało, że ktoś leciutko stuka w szybę.Nie mógł przez dłuższą chwilę zrozumieć, czy to naprawdę ktoś puka, czy to tylko jego serce, oczekujące gwałtownych zdarzeń? Nie, to nie serce! Więc ostrożnie zwlókł się z loża i ostrożnie zbliżył do okna.Ten ktoś za oknem, ujrzawszy blade widmo w nocnej koszuli, zaczął mu dawać znaki, a znaki były przyjazne.— Adaś, jak mi Bóg miły! — szepnął profesor.Otworzył okno w wielkiej cichości i wyciągnął ręce.— Panie profesorze! — szepnął Adaś.— Czy mogę wejść przez okno?— Czemu przez okno?— Mógłby się ktoś obudzić.I Staszek Burski jest ze mną…— Właźcie prędko!— Niech pan profesor nie zapala światła… My widzimy w nocy jak koty… Staszek, właź!Po chwili zaczęły latać w ciemności gorące szepty:— Panie profesorze! Znalazłem drzwi!— Nie może być!— I drzwi znalazłem, i napis.Wszystko wiem! Teraz trudno o tym opowiadać.Ja tylko na chwilę.Panie profesorze najdroższy! Niech pan teraz o nic nie pyta, bo nie mamy czasu.Czy w domu wszyscy śpią?— Być może, że tylko Wandzia płacze… Przez cały dzień dzisiaj płakała…— Och! — westchnął Adaś cichutko.Przez moment milczenie nasiąkło mrokiem, po czym Adaś zaczął mówić:— Niech pan profesor będzie taki dobry i pójdzie zobaczyć czy kto nie śpi? We wszystkich oknach ciemno, ale trzeba być ostrożnym.— Nie rozumiem, o co idzie, ale pójdę.Dziwne rzeczy, dziwne rzeczy!Jak białe widmo w długiej koszuli, tak długiej jak opowieści o duchach, zniknął za drzwiami.Obaj chłopcy oczekiwali jego powrotu.— Czemu panna Wanda przez cały dzień płakała? — spytał Staszek szeptem.— Skąd ja mogę wiedzieć?— Śliczna dziewczyna… — szeptał Burski rozmarzony.— Staszek! Ja…— Nie kończ! Rozumiem… Byłbym ostatnia małpa… Cicho! Pan profesor powraca…Biały duch, tym się od zawodowego ducha różniący, że nie klapał zębami i nie chrzęścił piszczelami, wsunął się do pokoju.— Cały dom śpi! — oznajmił.— A co teraz?— Teraz my pójdziemy na strych, a pan profesor niech stoi na czatach.Gdyby schody skrzypnęły i gdyby się kto obudził, niech go pan profesor uspokoi.— Na strych? Teraz? Piotrusiu! Gdybym nie wiedział, że jesteś przy zdrowych zmysłach…Adaś zaśmiał się cichutko.— Niech pan profesor będzie spokojny! Staszek!… Miej latarkę w pogotowiu… Tędy!Profesor usiadł na łóżku i łowi uchem każdy szmer.“Czego oni szukają o północy na strychu? — rozmyślał zaniepokojony.— Straszny chłopiec! Jakaś wielka przygotowuje się awantura… Długo nie wracają… Nic nie słychać… Oho! Są…”— Wszystko w porządku, panie profesorze — szeptał Adaś rozradowanym szeptem.— Bardzo przepraszam za obudzenie.Jutro się zjawię.Ach! Panie profesorze… Przyjdę ze Staszkiem rano w porze śniadania i wcale się nie będę ukrywał.Przeciwnie, o jedno proszę: niech pan profesor uczyni wielki zgiełk na moje powitanie.Taki zgiełk, żeby z daleka go słyszano.I niech pan profesor będzie zdumiony, że mnie widzi.— Ja w ogóle będę zdumiony!— O to idzie, aby nikt nawet nie przypuszczał, że ja tu byłem w nocy.— Rozumiem! Mam być chytry!… Będę chytry! I będę się darł wniebogłosy.Zresztą gdybym ja tego zaniedbał, mój brat huknie tak, że słychać będzie na trzy mile.Co ty tu masz, chłopcze?— Nic.Taki sobie drobiazg…— Na strychu go znalazłeś?— Tak.Przypomniałem sobie, że to widziałem, kiedyśmy zwiedzali strych.Pamięta pan profesor? Ale my już musimy iść — rzekł szybko, jakby unikając dalszych pytań.— Znowu przez okno?— “Z księżycem przez szpary!” — jak mówi Słowacki.Do widzenia, panie profesorze! Staszek, wyłaź pierwszy!— Chłopcy, na Boga, dokąd wy idziecie?— “Z dali w dal!” — jak mówi poeta — zaśmiał się cicho Adaś.— Nie żartuj, Piotrusiu! Czy nic wam nie grozi? Daj mi słowo, że się nie narażasz na niebezpieczeństwo!— Oho! Staszek–ptaszek już wyleciał! — szepnął Adaś nie odpowiedziawszy na bolesne pytanie.— Dobranoc, drogi panie profesorze! Niech pan cichutko zamknie okienko… I nikomu ani słowa…— Piotrusiu!“Piotrusia” jednakże już nie było.Dwa cienie, skulone i zgarbione zaczerniły się na chwilę i wsiąkły w mrok jak dwie atramentowe plamy w bibułę.— Boję się! — jęknął duch w długiej nocnej koszuli l wreszcie stał się podobny do zawodowego ducha, gdyż z zimna zaszczekał zębami.XIII.Któż to z płaskiego nie chce jeść talerza?— Na Boga! Co się stało? — spytała z trwożnym zdumieniem pani Gąsowska, kiedy nagle w połowie śniadania cichy zawsze pan profesor począł się drzeć jak opętany.Wszyscy spojrzeli na niego z zatroskaniem, można bowiem było przypuścić, że czcigodny historyk postradał nagle zmysły.A on na nic nie zważając potężnym wrzaskiem trwożył przyrodę utkwiwszy spojrzenie w jeden punkt.Ponieważ śniadanie spożywano na ganeczku przed domem, więc wszyscy zwrócili oczy w stronę bramy, tam bowiem rozkrzyczany profesor ujrzał coś, o czym całemu oznajmiał światu.— Adaś idzie! — zawołała panna Wanda i porzuciwszy dary boże pobiegła jak sarna.— Ona go jeszcze pocałuje… — szepnęła ze strachem pani Gąsowska widząc serdeczne powitanie.— A cóż by w tym było złego? — rzekł profesor głosem już jako tako ludzkim.— Hej, chłopcy, prędzej tu do nas!— “Ach, co widzę — tu śniadanie!” — mówił Adaś, z radosnym rżeniem wygłaszając wiersz Papkina z “Zemsty”.— Staszek, do roboty!Najpierw jednakże odbyło się powitanie wzruszające i rozrzewniające, zanim młodość poczęła pożerać razowy chleb, który wydaje zapach ziemi najpiękniejszy
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|