[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Usiadł na zbyt miękkiej kanapie Blackburna, zamknąłoczy i - powoli, spokojnie - oczyścił umysł.Kiedy odprężyłsię wewnętrznie, kiedy przestało mu zależeć na odnalezieniuAgozyena, otworzył oczy i jeszcze raz rozejrzał się po salonie,zachowując spokój umysłu.Jego wzrok podążył w stronę wspaniałego obrazuGeorges a Braque a, wiszącego skromnie w kącie.Niejasnoprzypominał sobie ten obraz, wczesne arcydzieło francuskiegokubisty, ostatnio wystawione na aukcji u Christiego wLondynie - zakupione, jak pamiętał, przez nieznanegonabywcę.Spoczywając na sofie, oglądał obraz z przyjemnością.Siedem minut. 45.LeSeur zastąpił drogę zastępcy kapitana Mason, kiedyprzechodziła przez zewnętrzną śluzę bezpieczeństwa namostek.Zatrzymała się, gdy zobaczyła wyraz jego twarzy.- Pani kapitan.- zaczął i głos mu się załamał.Patrzyła na niego z nieprzeniknioną miną.Nadalwydawała się chłodna i opanowana, włosy miała schowanepod kapitańską czapką, ani jeden kosmyk nie wystawał.Tylkooczy zdradzały głęboki niepokój.Spojrzała przez wewnętrzną śluzę w głąb mostku,szybkim, profesjonalnym rzutem oka odczytała bieżący statusoperacyjny i znowu przeniosła na niego wzrok.- Chciał mi pan coś powiedzieć, panie LeSeur? - zapytaławystudiowanym, neutralnym tonem.- Słyszała pani o ostatnim zabójstwie?- Tak.- Komodor Cutter nie zgadza się skręcić do St.John s.Utrzymujemy kurs na Nowy Jork.Sześćdziesiąt pięć godzin zokładem.Mason milczała.LeSeur odwrócił się, żeby odejść, alezatrzymała go jej dłoń na ramieniu.Poczuł lekkie zdziwienie: nigdy jeszcze go nie dotykała.- Oficerze LeSeur - powiedziała.- Chcę, żeby pan mitowarzyszył podczas rozmowy z komodorem.- Odesłano mnie z mostku, sir.- Przywracam pana na stanowisko.Proszę wezwać namostek drugiego i trzeciego oficera oraz pana Halseya, szefamechaników.Potrzebuję ich jako świadków.LeSeurowi serce szybciej zabiło.- Tak jest, sir.W ciągu pięciu minut zebrał po cichu młodszych oficerówi razem z Halseyem wrócili na mostek.Mason spotkała ich wśluzie bezpieczeństwa.Nad jej ramieniem LeSeur widziałkomodora, który nadal chodził tam i z powrotem przedekranami.Jeszcze bardziej zwolnił krok i ustawiał jedną stopęprzed drugą z męczącą precyzją, pochyliwszy głowę,ignorując wszystko i wszystkich.Na odgłos ich wejściazatrzymał się wreszcie i podniósł wzrok.LeSeur wiedział, żeCutter musiał zobaczyć personel mostku ustawiony za nim wszeregu.Wodniste oczy Cuttera przeskoczyły z Mason na LeSeurai z powrotem.- Co tu robi pierwszy oficer, kapitanie? Odesłałem go. - Kazałam mu wrócić na mostek, sir.Zapadło długie milczenie.- A tamci inni oficerowie?- Im także kazałam tu przyjść.Cutter dalej się w nią wpatrywał.- Wykazuje pani niesubordynację, kapitanie.Mason odpowiedziała dopiero po chwili:- Panie komodorze, z całym szacunkiem proszę, żebyuzasadnił pan swoją decyzję, by utrzymać kurs na Nowy Jork,zamiast skręcić do St.John s.Spojrzenie Cuttera stwardniało.- Już to ustaliliśmy.Taka zmiana kursu jest niepotrzebna ipochopna.- Proszę wybaczyć, sir, ale większość pańskich oficerów.dodam, że również delegacja prominentnych pasażerów.uważa inaczej.- Powtarzam: wykazuje pani brak subordynacji.Niniejszym zwalniam panią ze stanowiska dowódcy.- Cutterodwrócił się do dwóch ochroniarzy pełniących straż przyśluzie.- Proszę wyprowadzić kapitan Mason z mostku.Dwaj funkcjonariusze ochrony przystąpili do Mason.- Pozwoli pani z nami, sir - powiedział jeden. Mason ich zignorowała.- Komodorze Cutter, nie widział pan tego, co ja.co mywidzieliśmy.Na pokładzie tego statku znajduje się czterytysiące trzystu przerażonych pasażerów i członków załogi.Ochrona nie jest w stanie opanować kryzysu takichrozmiarów, co pan Kemper sam przyznaje.A kryzys dalejnarasta.Kontrola nad statkiem, czyli bezpieczeństwo, jestzagrożona.Nalegam, żebyśmy skręcili do najbliższego portu,czyli do St.John s.Każdy inny kurs narazi statek, co oznaczazaniedbanie obowiązków w świetle artykułu piątego KodeksuMorskiego.LeSeur ledwie oddychał.Czekał na wybuch wściekłościalbo zimną odmowę w stylu kapitana Blighta.Zamiast tegoCutter zrobił coś nieprzewidzianego.Poszedł i oparł się okrawędz konsoli, rozluzniony, z założonymi rękami.Całe jegozachowanie się zmieniło.- Kapitanie Mason, wszyscy jesteśmy trochę wytrąceni zrównowagi.- Spojrzał na LeSeura.- Może udzieliłem panuzbyt pospiesznej odpowiedzi, panie LeSeur.Nie bez powodustatek ma dowódcę, którego rozkazów nie wolnokwestionować.Nie mamy czasu ani możliwości, żebyprowadzić dyskusje, spierać się, urządzać głosowania jak w komisji.Jednakże w danych okolicznościach zamierzamwyjaśnić powody mojej decyzji.Wyjaśnię to raz i tylko raz.Spodziewam się - spojrzał na oficerów pokładowych orazszefa mechaników i głos mu ponownie stwardniał - że mniewysłuchacie.Wszyscy musicie przyjąć starą i uświęconątradycję, która przyznaje dowódcy prawo do podejmowaniadecyzji na jego statku, nawet decyzji dotyczących spraw życiai śmierci jak obecnie.Jeśli się mylę, zajmiemy się tym podopłynięciu do portu.Wyprostował się.- Do St.John s dopłyniemy w dwadzieścia dwie godziny,ale tylko jeśli utrzymamy szybkość.Jeżeli skręcimy,skierujemy się w sam środek sztormu.Zamiast na falinadążającej znajdziemy się na fali bocznej, a potem, kiedyminiemy Grand Banks, na fali czołowej.Będziemy mieliszczęście, jeśli szybkość nie spadnie poniżej dwudziestuwęzłów.Według tych obliczeń mamy trzydzieści dwiegodziny do St.John s, nie dwadzieścia dwie.i tylko wtedy,kiedy sztorm się nie pogorszy.Nie zdziwiłbym się, gdybyśmydopłynęli do St.John s po czterdziestu godzinach.- To nadal cały dzień przewagi.Dowódca podniósł rękę, twarz mu pociemniała. - Przepraszam.Jednakże prosty kurs do St.John s skierujenas niebezpiecznie blisko do Eastern Shoal i Carrion Rocks.Będziemy musieli wykreślić kurs omijający te przeszkody, naczym stracimy co najmniej następną godzinę lub dwie.Czylimamy czterdzieści dwie godziny.Na Grand Banks pełno jeststatków rybackich, a niektóre większe pływające przetwórnieprzeczekują sztorm na morzu, z rzuconymi kotwicami,unieruchomione, czyli we wszystkich spotkaniach będziemystatkiem ustępującym z drogi.Odliczając dwa węzłyszybkości i uwzględniając pole manewru, tracimy następnekilka godzin.Chociaż mamy lipiec, sezon na góry lodowe sięnie skończył i ostatnio doniesiono o aktywności lodu naobrzeżach Prądu Labradorskiego, na północ od Eastern Shoal.Zatem do St.John s nie dopłyniemy w dwadzieścia dwiegodziny.tylko w czterdzieści pięć.Zrobił dramatyczną przerwę.- Britannia stała się teraz miejscem zbrodni.Wszyscypasażerowie i załoga są podejrzani [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl