[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Świat wstrzymywał oddech.– ACC.– Zezwalam.– LWO.– Zezwalam.Bruce Ng siedział w bufecie JPL razem z setkami inżynierów, którzy dali Iris wszystko, co mogli.Wpatrywali się w duży ekran oświetlony przez projektor.Niektórzy nie mogli usiedzieć w miejscu,niezdolni do zajęcia wygodnych pozycji.Inni trzymali się za ręce.Była szósta trzynaście rano wPasadenie, ale w pracy byli wszyscy.– AFLC.– Zezwalam.– Sterowanie.– Zezwalam.Miliony kilometrów dalej załoga Hermesa słuchała, stłoczona wokół stanowiska Johanssen.Dwuminutowy czas transmisji nie miał znaczenia.Nie mogli pomóc; nie musieli nic robić.Johanssenbacznie patrzyła w ekran, który pokazywał tylko siłę sygnału audio.Beck strzelił palcami u rąk.Vogel stał bez ruchu ze wzrokiem wbitym w podłogę.Martinez z początku cicho się modlił, aledoszedł do wniosku, że nie ma tego co ukrywać.Komandor porucznik Lewis stała z boku, z rękomazałożonymi na piersi.– PTC.– Zezwalam.– Kierownik wystrzelenia rakiety.– Zezwalam.– Houston, tu kontrola startowa, mamy zezwolenie na start.– Zrozumiałem – powiedział Mitch, sprawdzając odliczanie.– Tu kontroler lotu, startujemyzgodnie z harmonogramem.– Zrozumiałem, Houston – nadeszło od kontroli startowej.– Start zgodnie z harmonogramem.Gdy zegar wskazał – 00.00.15, stacje telewizyjne dostały to, na co czekały.Kontroler zegarazaczął odliczanie na głos.– 15… 14… 13… 12… 11…Tysiące ludzie zebrało się na przylądku Canaveral; największy tłum w dziejach, który miałoglądać wystrzelenie misji bezzałogowej.Słuchali głosu kontrolera zegara, gdy odbijał się echem odtrybun.– 10… 9… 8… 7…Rich Purnell, zakopany w swoich obliczeniach orbit, stracił rachubę czasu.Nie zauważył, kiedyjego współpracownicy wyszli do wielkiej sali spotkań, gdzie ustawiono telewizor.Z tyłu głowykołatało mu, że biuro jest nadzwyczaj ciche, ale nie poświęcił temu więcej uwagi.– 6… 5… 4…Sekwencja zapłonu rozpoczęta.– 3… 2… 1…Uchwyty zostały zwolnione; rakieta nośna ruszyła w górę w pióropuszu ognia i dymu.Z początkuwolno, ale szybko przyśpieszała.Zgromadzony tłum zaczął wiwatować.– Start rakiety z sondą Iris – powiedział kontroler zegara.Mitch nie miał czasu oglądać wznoszenia się rakiety na ekranie głównym.– Ustawienie?! – zawołał.– Ustawienie prawidłowe – nadeszła natychmiastowa odpowiedź.– Kurs? – zapytał.– Na kursie.– Wysokość tysiąc metrów – powiedział ktoś.– Przekroczyliśmy punkt bezpiecznego odwołania! – krzyknął ktoś inny, informując, że od tejchwili w razie potrzeby rakieta mogłaby spaść do Atlantyku, nie robiąc nikomu krzywdy.– Wysokość tysiąc pięćset metrów.– Rozpoczęcie manewru pitch and roll.– Zaczyna lekko chybotać, kontrolerze.Mitch spojrzał na kierownika lotu wznoszącego.– Powtórz.– Trochę chybocze.Sterowanie pokładowe daje radę to kompensować.– Miej na to oko – polecił Mitch.– Wysokość dwa i pół tysiąca metrów.– Pitch and roll zakończony, dwadzieścia dwie sekundy do odrzucenia pierwszego stopnia.*JPL, projektując szybko, lecz starannie Iris , wzięło pod uwagę katastrofalne awarie w trakcielądowania.Zamiast normalnych zestawów żywieniowych, większość żywności stanowiły sześciennebloczki białkowych batoników.Nawet jeśli Iris nie otworzyłaby swoich balonów do odbijania się iuderzyła z niewyobrażalną prędkością w powierzchnię Marsa, batoniki nadal byłyby jadalne.Ponieważ Iris była misją bezzałogową, nie miała ograniczeń przyśpieszenia.Zawartość sondywytrzymała przyśpieszenia, których żaden człowiek nie mógłby przeżyć.NASA przetestowała efektyekstremalnych przeciążeń działających na batoniki, ale nie zrobiła tego samego z równoczesnymiwibracjami bocznymi.Gdyby mieli więcej czasu, zrobiliby i to.Niegroźne chybotanie, spowodowane niewielką niestabilnością mieszanki paliwowej,wstrząsnęło ładunkiem.Zamocowana w kapsule na szczycie rakiety Iris trzymała się pewnie.Batoniki w środku nie.Na mikroskopowym poziomie batoniki były niczym innym jak stałymi cząsteczkami jedzeniazawieszonymi w gęstym oleju roślinnym.Cząsteczki jedzenia zostały zgniecione do mniej niż połowypoczątkowego rozmiaru, ale olej był praktycznie niezagęszczony.To drastycznie zmieniło stosunekfazy stałej do płynnej, co sprawiło, że ten agregat zaczął się zachowywać jak ciecz.Białkowesześciany zamieniły się w gęstą płynną masę.Wcześniej w ładowni nie było wolnego miejsca, terazbatony mogły się przelewać.Chybotanie było także źródłem niestabilności ładunku, co sprawiło, żezebrały się z boku ładowni.Przesunięcie masy tylko pogłębiło problem, powodując wzrostchybotania.*– Chybotanie narasta – zameldował kierownik lotu wznoszącego.– Jak bardzo? – spytał Mitch.– Bardziej, niżbyśmy chcieli.Ale akcelerometry wyłapały to i obliczyły nowy środek ciężkości.Komputer sterujący dopasowuje ciąg silników, żeby temu przeciwdziałać.Nadal jest dobrze.– Informuj mnie – powiedział Mitch.– Trzynaście sekund do odrzucenia pierwszego stopnia.Niespodziewane przesunięcie masy ładunku nie zapowiadało katastrofy.Wszystkie systemyzostały zaprojektowane do zmierzenia się z najgorszymi scenariuszami.Wszystkie spisały sięznakomicie.Rakieta zmierzała w stronę orbity, tylko niewielka korekta kursu została przeprowadzonaprzez specjalistyczne oprogramowanie.Pierwszy stopień wyczerpał paliwo i rakieta nośna przez ułamek sekundy sunęła spokojnie, gdyodrzucała zaciski, detonując zamontowane małe ładunki wybuchowe.Teraz pusty stopień odpadł odpojazdu, a silniki drugiego stopnia przygotowywały się do odpalania.Brutalne siły zniknęły.Białkowa maź unosiła się w ładowni.Gdyby dano jej dwie sekundy,rozciągnęłaby się z powrotem i zestaliła.Ale miała tylko ćwierć sekundy.Gdy odpaliły silniki drugiego stopnia, jednostka doświadczyła silnego szarpnięciaspowodowanego ogromną siłą.Nieobciążona dłużej nieużyteczną masą pierwszego stopnia rakietanabrała ogromnego przyśpieszenia.Trzysta kilogramów mazi uderzyło w tył swojego pojemnika.Punkt uderzenia był na krawędzi Iris, tam, gdzie nigdy nie miała znaleźć się masa.Mimo że Iris była przytrzymywana na miejscu przez pięć potężnych sworzni, siła zostałaskierowana w całości na jeden z nich.Sworzeń był zaprojektowany tak, żeby wytrzymać ogromnesiły, w miarę potrzeby nawet masę całego ładunku.Ale nie był przygotowany na niespodziewaneuderzenie trzystu kilogramów.Sworzeń się oderwał.Ciężar spoczął na pozostałych czterech.Silne uderzenie minęło, pracapozostałych sworzni była znacznie mniejsza niż ich poległego towarzysza.Gdyby załoga wyrzutni miała czas przeprowadzić normalne kontrole, zobaczyliby niewielki defektw jednym ze sworzni
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|