[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nieprzyjaciel wyczuł, że jestem ranny, iwalczył zacieklej, topory spadały na pogięte tarcze i szczerbiły głownie mieczy, leczpowoli wychodziłem z omdlenia i zdałem sobie sprawę, iż stoję w drugim szeregu,nadal bezpieczny za błogosławioną osłoną tarczy i nadal z Hywelbane em w dłoni.Głowa mnie bolała, lecz tego byłem nieświadom, wiedziałem jedynie, że muszę kłuć,rąbać, krzyczeć i zabijać.Issa wypełnił wyrwę uczynioną przez psy, zawzięcie siekącSasów, którzy wdarli się w nasz pierwszy szereg; uszczelniał nasz szyk ich ciałami.Cerdyk miał nad nami przewagę liczebną, lecz nie mógł nas oskrzydlić odpółnocy, tam bowiem była ciężka konnica, a że nie chciał rzucać ludzi w góręwzniesienia, przeciwko szarży konnicy, posłał żołnierzy, by obeszli nas od południa.Sagramor przewidział taki manewr i zapełnił tę przestrzeń swoimi ludzmi.Pamiętamłomot tarcz.Krew nasączyła prawy but i mlaskała, kiedy tylko stawałem na tę nogę;w głowie pulsował ból, usta wykrzywił wilczy grymas.Mąż, który zajął moje miejscew pierwszej linii, nie chciał się cofnąć.- Ustępują, panie! - wrzeszczał.- Ustępują!I doprawdy napór wrogów malał.Nie byli pokonani, jedynie wycofywali się inagle wielki okrzyk wezwał ich do odwrotu, a oni po raz ostatni dzgali włóczniamilub machali toporami i ustępowali znacznie.Nie pognaliśmy za nimi.Byliśmy zbytwykrwawieni, zbyt obici i zmęczeni, a drogi broniły stosy trupów, sięgające linii,najeżonej żelezcami włóczni i okrytej tarczami.Niektórzy w tych stosach bylimartwi, inni drgali w agonii i błagali o dobicie.Cerdyk wycofał się, chcąc stworzyć nowy mur tarcz, na tyle silny, by przebićsię do Aelle a, teraz okrążonego przez oddziały Sagramora, który zamknął obszarmiędzy mną a rzeką.Pózniej dowiedziałem się, iż Aelle został zepchnięty do rzekiprzez włóczników Tewdryka.Arturowi wystarczyło jeno tylu żołnierzy, by zamknąćpotrzask wokół Sasów, a resztę posłał na pomoc Sagramorowi.Mój hełm wygiął się po lewej stronie i pękł u podstawy, cios bowiem przebiłgo wraz ze skórzaną wyściółką.Kiedy zdjąłem go z głowy, wyszarpnąłem sobiekępkę skrwawionych włosów.Ostrożnie obmacałem czaszkę, ale nie wyczułempęknięcia, tylko opuchliznę i pulsujący ból.Na lewym przedramieniu miałemszarpaną ranę, tors był obolały, prawa kostka nie przestawała krwawić.Issa kulał, aletwierdził, że to tylko draśnięcie.Niall, przywódca Tarczowników Czarnych, nie żył.Włócznia przebiła napierśnik i leżał na wznak; drzewce sterczało z piersi w niebo,krew lśniła w rozdziawionych ustach.Eachern stracił oko.Obwiązał pusty oczodółkawałkiem szmaty, nasadził hełm na byle jaki opatrunek i klął się, że nieprzyjacielzapłaci setką oczu za to jedno.Artur zjechał ze wzgórza, by pochwalić moich ludzi.- Zatrzymajcie ich jeszcze raz! - krzyknął.- Zatrzymajcie, dopóki Oengus nieprzybędzie, i wtedy wykończymy ich na zawsze!Za nim podążał Mordred, wielki królewski sztandar powiewał obokniedzwiedzia.Nasz król dzierżył nagi miecz, a w szeroko wybałuszonych oczachodbijało się podniecenie.Brzeg rzeki na długości dwóch mil zakrywały trupy,umierający, kurz, krew, żelazo i ludzkie szczątki.Złoto-szkarłatne szeregi Tewdryka zwierały się coraz ciaśniej wokół tychludzi Aelle a, którzy jeszcze żyli.Nadal walczyli i Cerdyk kolejny raz próbował siędo nich przebić.Artur powiódł Mordreda w górę wzgórza, podczas gdy my znówuformowaliśmy szyk.- Palą się do bitwy - zauważył Cuneglas, kiedy zobaczył, że Sasi znównacierają.- Bo nie są pijani - powiedziałem.Cuneglas był nietknięty i pełen uniesienia męża, który uwierzył, że jego życiechroni jakiś czar.Walczył w pierwszej linii, zabijał i nie został nawet draśnięty.Nigdy nie był sławny jako wojownik, w przeciwieństwie do jego ojca, i terazuwierzył, że zasłużył sobie na koronę.- Uważajcie na siebie, panie - rzekłem, gdy oddalał się do swoich ludzi.- Zwyciężamy, Derflu! - krzyknął, odjeżdżając z pośpiechem, by odeprzećatak.Zapowiadał się szturm o wiele potężniejszy niż za pierwszym razem, Cerdykbowiem ulokował swoją drużynę w środku linii, a ta wypuściła wielkie psy bojowe.Pomknęły na Sagramora, komenderującego z centrum naszym szykiem.Zaraz potemsascy włócznicy wdarli się w wyrwy utworzone przez psy.Usłyszałem szczęk tarcz, apotem nie miałem czasu na myślenie o Sagramorze, bo saskie prawe skrzydłouderzyło na moich ludzi.Znów zagrzechotały tarcze.Znów pchaliśmy włóczniami i cięliśmy mieczami,znów parliśmy jedni na drugich.Mój saski przeciwnik cisnął włócznię na ziemię iusiłował dobrać mi się do żeber nożem.Ostrze szczerbiło się na kolczudze, a saskiwoj stękał, zagryzał zęby i dzgał, wwiercając sztych noża między żelazne kółka.Niemiałem na tyle miejsca, by złapać go za nadgarstek, tak więc tłukłem go po głowiegłowicą Hywelbane a, tłukłem i tłukłem, aż osunął się na ziemię i mogłem gopodeptać.Nadal próbował mnie dzgnąć, lecz wojownik za mną przeszył go włócznią,po czym tak pchnął mnie tarczą, że poleciałem na wroga.Po mojej lewej saskibohater rąbał na prawo i lewo toporem, otwierając ścieżkę w naszym murze, lecz ktośpodciął mu nogi drzewcem włóczni i pół tuzina wojowników rzuciło się napowalonego męża, dziurawiąc go mieczami i włóczniami.Umarł wśród trupówswoich ofiar.Cerdyk jezdził za saską linią, krzykiem nakazując swoim ludziom przeć izabijać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|