[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Przepraszam, ale ja nie mam ochoty.- urwał, jakby zrozumiał, że się zapędził.Bukowy pokiwał z politowaniem głową.- No tak.pan zawsze się asekuruje, żeby tylko się nie narazić.Smyga zmarszczył krzaczaste brwi.- Wypraszam sobie.Nie wiem, czy pan zdaje sobie sprawę, w jakich tu pracujemy warunkach?Bukowy uśmiechnął się kpiąco.- A my w jakich?- Zresztą - rzucił wymijająco Smyga - mamy tutaj konkretny wypadek i musimy trzeźwo stwierdzić, że sytuacja jest diabelnie trudna.- I znaleźć z tego jakieś wyjście - wtrącił pojednawczo Obertyński.Smyga wyczuł w jego głosie wahanie i niepewność.Natarł więc ostro:- Sytuacja jest piekielnie trudna.Wkopaliśmy się w cholerną kabałę i jak najszybciej musimy się pozbyć.- Czego, panie majorze? - przerwał mu Bukowy.Smyga unikał jego wzroku.- W każdym razie nie możemy wyprawić pogrzebu.Czy pan sobie zdaje sprawę, czym by to groziło? Zaraz sekcja zwłok, dochodzenie, śledztwo.No i zapomina pan, że Władek jest na fałszywych papierach.Bukowy zacisnął pięści.Zbliżył się do majora.- Pytam, co pan chce zrobić?Smyga cofnął się o pół kroku.Posłał Obertyńskiemu spłoszone spojrzenie, jak gdyby u niego szukał pomocy.- No cóż.Są rozmaite sposoby.Można upozorować wypadek.albo.- Albo co?- No, powiedzmy.stworzyć taką sytuację, żeby władze myślały, że utonął.Bukowy tak mocno zaciskał pięści, aż mu zbielały knykcie palców.- Wrzucić do Dunaju, jak ścierwo.To chyba razem z panem.- Jędrek! - zawołał ostro Obertyński.- Niech pan się opamięta.Bukowy zatoczył się, jak gdyby chciał z boku natrzeć na Smygę i uderzyć go, lecz opanował się.Uniósł tylko wysoko zaciśnięte pięści i powiedział przeciągle:- To taką otrzymuje zapłatę.To tak się mu odwdzięczacie.- Rozpaczliwym ruchem wskazał na zwłoki Władka Mrowcy.- Od trzech lat chodził jak maszyna.Zima nie zima, deszcz nie deszcz, kurniawa nie kurniawa.Jego koledzy siedzą po wszystkich więzieniach Słowacji i Gubernatorstwa, inni gryzą już ziemię, a pan - spojrzał nienawistnie na majora - ot tak, po prostu, do Dunaju.To wy nas jeszcze nie znacie.My górale.Z nami nie przejdzie.Smyga zbladł, cofnął się jeszcze o pół kroku i nagle powiedział zupełnie innym tonem:- Przepraszam pana.Może pan mnie źle zrozumiał.- O nie.dobrze zrozumiałem.Umyć ręce i cześć.Żeby tylko nie mieć kłopotu.- Bukowy! - rzucił ostro Obertyński.- Pan się również zapomina.Przywołuję pana do porządku.Rozumiem, że jest pan rozdrażniony, ale to jeszcze pana nie zwalnia od subordynacji.I w ogóle - powiedział już łagodniej - wszyscy jesteśmy zaskoczeni i przybici.W tej sytuacji należy działać z rozwagą.Ciekaw jestem, co pan by zrobił na naszym miejscu?- Ja? - uśmiechnął się żałośnie Bukowy.- Rozumiem, panowie są od wielkich spraw, od planów, strategii, rozkazywania.Ale dziwi mnie, że zamiast zbadać, w jakich okolicznościach Władek został raniony.- To jest inna sprawa - przerwał mu Smyga.Jędrek nawet nie spojrzał w jego stronę.Dokończył :-.panowie chcecie się jak najszybciej pozbyć kłopotu.Nie musicie się martwić.Dobrze.Postaram się sam to załatwić.3Deszcz padał cały dzień, a wieczorem szybko nastał zmrok.Bukowy stał przy oknie poddasza i z niepokojem spoglądał na widoczny z tego miejsca skrawek ulicy.Czekał na karetkę pogotowia.Krople spływały po szybie, ogród tonął we mgle.Od strony stacji kolejowej dochodziły cienkie, świdrujące gwizdy lokomotyw i drzewa szumiały ponuro.Oto muzyka żegnająca Mrówce.Bukowy obejrzał się.Zdawało mu się, że ktoś się poruszył.Ale to było złudzenie.Mrowca leżał martwy.Do tej pory Jędrek (nie mógł uwierzyć w ten nieodwracalny fakt.Władek nie żyje.Miesiąc temu szli razem do Zakopanego, Władek był jak zwykle wesoły.Dowcipkował.W Koprowej zatrzymali się przy szałasach.Mieli tam znajomą słowacką góralkę.Władek zalecał się do niej.A teraz.Czuł, że żal wzmaga się w mim gwałtownie.Coś go dławi, łzy ciekną mu bezwolnie po policzkach.Otarł je dłonią i pomyślał, że Władek nie byłby z tych łez zadowolony.Przypomniał sobie jedną rozmowę z Mrowca.Była zima.W Cichej zastała ich straszliwa kurniawa.Nie mogli tego dnia przejść przez granicę, więc nocowali w zasypanym po dach szałasie.Całą noc spędzili na rozmowie.Pamięta dokładnie, że Władek w pewnym momencie zapytał: "Jędrek, powiedz, kto z nas dłużej pożyje?" Starał się wtedy zbyć go żartem, ale Władek był natarczywy."Słuchaj - mówił - prędzej czy później capną nas albo zastrzelą.To jest przecież loteria.Uda się albo nie uda.Przecież wiesz, jak ktoś z nas wychodzi z bazy, to inni myślą: wróci czy nie wróci? A ilu już nie wróciło.Co się będziemy bujać.Ja jestem na wszystko przygotowany.Dlatego mogę sobie żartować".A po chwili namysłu dodał: "Jędrek, mam do ciebie jedną prośbę.Zapamiętaj dobrze.Jak mnie wcześniej.rozumiesz.to ty, bracie kup sobie litr dobrego wina, idź, bracie, gdzie w las albo na gronie i nie płacz za mną, tylko wypij i zaśpiewaj, żeby mi tam - wskazał ręką ku górze - weselej było."- Żeby mi tam weselej było - powtórzył Bukowy szeptem.Zbliżył się do Mrowcy.Stał chwilę w zupełnym odrętwieniu, potem gwałtownym ruchem odrzucił koc z jego głowy.Długo wpatrywał się w martwą twarz przyjaciela.Zdawało mu się.że śpi
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|