[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Byli niezliczeni świadkowie tych zdarzeń zarówno wśród personelu, jak i pasażerów, wszyscy absolutnie wiarygodni.Wielu z nich miało długoletnie doświadczenie w lataniu i dar precyzyjnej obserwacji.Przedstawiane opisy zawsze się dokładnie pokrywały, także wtedy, gdy ich autorami były osoby nie mające ze sobą kontaktu.Dotyczyło to również osobliwych okoliczności towarzyszących zjawom, jak np.znacznego spadku temperatury w czasie ukazywania się duchów.Każdy, kto próbował przedstawić naturalne wytłumaczenie tych zjawisk, musiał ostatecznie skapitulować wobec faktu, że wiele opisów zawierało szczegóły nie znane opinii publicznej, jak również, że świadkowie zidentyfikowali Boba Lofta i Dona Repo na zdjęciach, choć oficerów tych wcześniej nie znali.W tajemnicy na niektórych samolotach Whisperliner należących do Eastern Airlines odprawiano egzorcyzmy, czym jednak nie zdołano przegnać "duchów".Wręcz przeciwnie, pojawiały się jeszcze częściej.Być może, dla naszego rozumowania decydujące znaczenie będzie mieć sposób, za pomocą którego ostatecznie udało się jednak "wypędzić duchy".Był on całkowicie świecki i stuprocentowo pragmatyczny.Zgrzytając zębami z niechęci i wykraczając przeciw tak zwanemu zdrowemu rozsądkowi, kierownictwo Eastern Airlines zdecydowało, że sięgnie po środki zasługujące na miano rozpaczliwych.Wydano instrukcję, aby z nawiedzanych przez duchy maszyn Whisperliner serii L-1011 usunąć urządzenia takie, jak np.radia, wentylatory, fotele, grzejniki i urządzenie do zapisu głosu w kabinie pilotów, a następnie je zniszczyć.Wymienione obiekty funkcjonowały bez zarzutu i były w nienagannym stanie, a łączyła je jedna cecha wspólna: wszystkie pochodziły z wraku rozbitego samolotu nr 310, i po jego odnalezieniu zostały zamontowane w bliźniaczych maszynach.Po ich usunięciu i zniszczeniu "inwazja duchów" skończyła się natychmiast.I jak tu teraz rozsupłać ten gordyjski węzeł zagadek?Trudno udzielić odpowiedzi na to pytanie.Jeśli jak Aleksander Wielki użyjemy miecza do rozwiązania problemu, to zapewne przetniemy także cienką czerwoną nić przewodnią, której odszukanie było od początku naszym zamiarem.Lepiej byłoby poddać ów przypadek pod dyskusję niż starać się go za wszelką cenę upchnąć w ramach jakiegoś systemu kategorii.W gruncie rzeczy jedno jest, jak się zdaje, całkiem pewne: ukazywały się zjawy, w jakiś sposób powiązane z materią nieszczęsnego samolotu.Nieskuteczne okazały się egzorcyzmy, za to pomógł prosty zabieg materialnego zniszczenia.Czy można z tego wszystkiego -pomijając interpretacje odwołujące się do zaświatów -odczytać działanie ukrytych sił sprawczych, rozporządzających tym, co ożywione i nieożywione?Zaproponuję w tym specjalnym przypadku odwrócenie ciężaru dowodzenia, co kiedy indziej byłoby niedopuszczalne, i wysunę zuchwałe twierdzenie: w każdym razie nie można na tej podstawie także wnioskować o czymś przeciwnym.Ten fenomen, którego śladami dążymy, nie charakteryzuje się publicznym występowaniem czy jasnymi formami albo wręcz jednoznacznością.Przeciwnie, ma wiele oblicz, co utrudnia znalezienie elementów pasujących do naszej układanki.No cóż, cokolwiek się de facto wydarzyło w samolotach Eastern Airlines, po raz kolejny w sposób jasny i wyraźny dowodzi jednego: nie jesteśmy panami nawet tego, co sami zbudowaliśmy.Ani na ziemi, ani na wodzie, ani w powietrzu.Trzeba to było jeszcze raz podkreślić przed przejściem do dalszych przykładów.Eskapady statków powietrznych bez pilotaWróćmy teraz do zdarzeń, które niedwuznacznie pasują do zakładanego schematu: osobliwych eskapad statków powietrznych bez załogi.Lotnicy często meldują o napotykanych na najróżniejszych wysokościach samolotach bez pilotów.Wiarygodnie udokumentowany jest na przykład lot pustej maszyny Lear-Jet, którą zaobserwowano w 1983 r.nad Morzem Północnym.Rekordy absurdu bije lot bez pilota na pokazie lotniczym, kiedy to pewna Cessna 172 w 1986 r.zaskoczyła obsługę kanadyjskiej bazy lotniczej w Chatcham koło New Brunswick.Ludzie ci nie wierzyli własnym oczom, kiedy ów mały samolot o własnych siłach bezbłędnie wystartował, wykonał kilka okrążeń nad pasem startowym, a następnie wylądował, choć tym razem już nie tak perfekcyjnie, bo wywracając się na grzbiet.Na pokładzie nie było pilota, co z absolutną pewnością mogli stwierdzić członkowie personelu naziemnego, kiedy podbiegli do samolotu.W takich przypadkach trudno nie myśleć o nawiedzeniu.My jednak sądzimy, że może istnieć jeszcze inna interpretacja.No cóż, samochody, statki czy samoloty są dość skomplikowanymi urządzeniami o trudnym do zgłębienia "życiu wewnętrznym" i dla wielu podejrzanej elektronice.Być może, mają wbudowane jakieś podzespoły, które mogą zadziałać samoczynnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl