[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Niedaleko.Otwiera szeroko oczy. Julianne& Cii&  uciszam go, unosząc palec do ust. Siedz wygodnie i rozkoszuj się, skarbie.Nie ma to jak lodzik w poniedziałkowy ranek.Rozpinam jego rozporek i wyjmuję wielki, nabrzmiały członek.Biorę go do ust, drażnięapę językiem.Nate odruchowo wypycha biodra w górę. Jezu, skarbie!  Aapie mnie za włosy i trzyma, gdy przesuwam wargami po jego fiucie,zaciskam na nim usta, wsysam w siebie tak głęboko, że czuję w gardle metalowe kulki.Jęczę cicho, masuję go jedną ręką, drugą zaciskam na jądrach.Nigdy w życiu nie czułamsię równie seksowna, równie potężna, panująca nad sytuacją, i jestem tym zachwycona.Zachwycona tym, że Nate szaleje z pożądania.Do mnie. O tak, Julie& tak, skarbie& Ssij go& tak&  Te słowa dodają mi skrzydeł, poruszamsię coraz szybciej, mocniej, aż Nate gwałtownie wstaje, łapie mnie za ramiona, zgina się wpół inagle jest we mnie.Zaciska dłoń na moich włosach, ciągnie na tyle mocno, że jest to na granicybólu, drugą dłonią przytrzymuje moje biodra, wchodząc we mnie mocno, póki nie skończy, a ja wślad za nim.Wysuwa się ze mnie i cofa, a ja czuję wilgoć spływającą mi po udach.Nate wstrzymujeoddech. To cholernie seksowne, skarbie.Uśmiecham się i prostuję, poprawiam spódnicę i całuję go w podbródek, gdy zapinaspodnie. Mogę skorzystać z twojej łazienki? Oczywiście, proszę bardzo. Wskazuje drzwi do osobnej łazienki i idę tam, żeby siędoprowadzić do porządku. Cóż, panie McKenna, wygląda na to, że zostało nam jeszcze dziesięć minut. Wracamdo gabinetu i zastaję go przy oknie, wpatrzonego w panoramę Seattle, Space Needle, zatokę.Jestzamyślony, skrzyżował ręce na piersi.Podchodzę do niego od tyłu, obejmuję w pasie, całuję wramię.Zakrywa moje dłonie swoimi i stoimy tak przez dłuższą chwilę, zanim zapytam: Co się dzieje? Nic, zupełnie nic. Odwraca się i czule cmoka mnie w policzek. To była uroczaniespodzianka. Jeśli będziesz mi dalej wysyłał takie wiadomości, możesz codziennie liczyć na podobneniespodzianki. Puszczam znacząco oko.Uśmiecha się szeroko. Jak ci mija dzień, skarbie? Dłuży się.A tobie? Też.Ale teraz już jest lepiej. Całuje mnie, siada za biurkiem, sadza mnie sobie nakolanach. Aż do końca dnia mam spotkania, więc zobaczymy się dopiero jutro.Obejmuję go i wtulam twarz w jego szyję. Dobrze. Przyjedz do mnie po pracy.I zostań do rana. Rytmicznie gładzi mnie po plecach.Mamochotę mruczeć jak kotka. Masz spotkania do pózna, zapomniałeś już? Chcę wrócić do domu, do ciebie. Odchylam się, patrzę w jego szczere oczy.Nie chcę odmawiać.Ostatnia noc bez niegobyła wystarczająco ciężka. Nie chcę spać sam  szepcze.Jak mam mu się oprzeć? Dobrze  odpowiadam i znowu wtulam twarz w jego szyję, rozkoszuję się ostatnimichwilami bliskości, zanim będziemy musieli wracać do pracy. Przyjadę. Rozdział 9Dzisiaj są moje urodziny.Włączam komputer, żeby zabrać się do pracy, kiedy rozlega się pukanie do drzwi. Proszę wejść!  wołam.Pani Glover wchodzi do mojego gabinetu, energiczna jak zwykle, i niesie wielki bukietkolorowych kwiatów. Julie, właśnie je dla ciebie przywieziono. Bardzo dziękuję. Zostawia je na biurku i wychodzi, zamykając za sobą drzwi.Niecierpliwie wyjmuję bilecik z białej koperty.Mam nadzieję, że przysłał je Nate.Nie.Wszystkiego najlepszego, siostrzyczko.Baw się dzisiaj wspaniale.Kocham cię, Will.Jest kochany.Jest mi też najbliższy wiekiem.Sięgam po telefon i wysyłam mu SMS-a zpodziękowaniem za kwiaty i ponownie zabieram się do pracy.Godzinę pózniej ktoś znowu puka do drzwi  pani Glover, tym razem z bukietemróżowych róż. Wiesz, Julie, dzisiaj powinna pani chyba zostawić otwarte drzwi  stwierdza zuśmiechem.Zmieję się głośno. Dobry pomysł.Sięgam po bilecik, choć wiem, że to kwiaty od Natalie.Zawsze przysyła mi różowe róże.Wszystkiego najlepszego, najlepsza przyjaciółko.Kochamy cię  Nat, Luk i dzidzia.Chce mi się płakać.Ja też ich kocham.Wtulam twarz w różowe pączki i stawiam bukietna parapecie za moimi plecami.Do południa dostałam już sześć pięknych bukietów, które stoją w całym gabinecie, i półtuzina czułych bilecików od najbliższych.Ani słowa od Nate a.Może wieczorem mi coś przyniesie.Wzruszam ramionami.Spotykamy się zaledwie odczterech dni, nie ma obowiązku mi niczego dawać.O wpół do pierwszej wchodzi do mojego gabinetu.Wygląda jak rasowy biznesmen wczarnym garniturze i czerwonym krawacie.Powstrzymuję uśmiech, patrząc na niego i widzę, żerobi to samo. Ma pani chwilę, pani Montgomery? Oczywiście.Zamyka za sobą drzwi i po raz pierwszy od dawna dziękuję losowi, że nie mamprzeszklonych ścian, przez które byłoby widać pozostałe części firmy. Cześć  mruczy, rozglądając się dokoła. Cześć  odpowiadam, wstaję, wychodzę zza biurka.Bierze mnie w ramiona, całujemocno, odsuwa od siebie, przesuwa palcem po moim policzku. Jak się miewa jubilatka? Dobrze.Wszyscy mnie rozpieszczają. Odsuwam się o krok i gestem wskazuję bukiety.Uśmiecha się. Od wielbicieli?  pyta, unosząc brew. Owszem  od braci, rodziców i Nat, moich największych fanów  odpowiadam lekko. Nate poważnieje, muskając opuszkiem palca moją dolną wargę. Zapomniałaś o mnie  szepcze. Och  odpowiadam, zafascynowana powagą w jego spojrzeniu. Mam coś dla ciebie. Odsuwa się i wyjmuje kopertę z kieszeni marynarki.Moje brwiw zdumieniu sięgają linii włosów. Dlaczego? Bo dzisiaj są twoje urodziny, Julianne. Patrzy na mnie jak na idiotkę.Rumienię się zzadowolenia. Dziękuję. Jeszcze jej nie otworzyłaś. Podaje mi kopertę.Rozrywam ją.W środku jest odręcznienapisany bilecik.Patrzę na niego z uśmiechem.Julianne,sprawiasz mi wielką przyjemność, spędzając ze mną Twoje urodziny.W związku z tym dajęci wolne na resztę dnia.Otworzyłem nieograniczony rachunek w domu towarowym NiemanMarcus.Idz na zakupy.Kup coś w zamian za te ubrania, które podarłem w weekend, i niezapomnij o skórzanej kurtce, a w pozostałych sprawach zdaję się na ciebie.Kup, co tylkozechcesz.Wszystkiego najlepszego, ślicznotko.Twój Nate.O rany.Uśmiecham się i patrzę w jego rozbawione szare oczy. To zamiast tradycyjnego: nie powinieneś. Całuję go i lekko trącam nosem. A to zamiast równie tradycyjnego: ale chciałem. Uśmiecha się, zachwycony iobejmuje mnie.W bardzo krótkim czasie stał mi się bardzo bliski.A może nie, może tak było jużod dawna, tylko sama przed sobą nie chciałam tego przyznać? Bardzo, bardzo dziękuję  szepczę. Nie ma za co [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl