[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Gryf ma te same wady  wtrącił Nocny Zpiewak. Za inteligentnie wy-gląda, chi, chi, chi.Ale ja się nadaję.Z taką pospolitą gębą nikt mnie nie będziepodejrzewał. Za, to masz za lekką rękę do pieniędzy  zaoponowała Srebrzanka. I wyjątkowe szczęście do ściągania sobie kłopotów na głowę.Mało rozra-białeś przedtem w mieście? Zlituj się!  jęknął Zpiewak. To było dawno temu.Skończyłem już dwa-dzieścia lat, chyba można mi zaufać? Zaufam ci, jak skończysz drugie dwadzieścia  zakończyła Srebrzanka.Zniechęcony Zpiewak przewrócił oczami. Ach, dlaczego porzucono piękną tradycję bicia krnąbrnych żon!  poskar-żył się w przestrzeń, za co otrzymał prztyczka w ucho.Zledziłem te przekomarzania jak zwykle za pośrednictwem Pożeracza Chmur,dziwiąc się jednocześnie, dlaczego nikt nie wskazał kandydatury oczywistej.Dostołu subijat musiał zasiąść ktoś bystry, rozsądny, a jednocześnie niepozorny.Poodrzuceniu tych, którzy nie umieli czytać w myślach oraz głów zbyt  gorących ,pozostawał Koniec  kandydat idealny.Nikogo nie wskazał do tej pory może wła-śnie dlatego, by nie zrobić mu przykrości.Koniec bowiem nie miał w sobie prawienic z typowego wyglądu maga  takiego jak w obiegowych wyobrażeniach.Ko-niec był niski, przysadzisty, miał krągłą twarz z osadzonymi w niej małymi oczka-mi o nieco cielęcym spojrzeniu.Nic bardziej mylnego  za fizjonomią prostaczkakrył się żywy umysł i mistrzowski talent Mówcy.Ostatecznie wskazałem Końca ja-ko jedynego możliwego pretendenta, a Wiatr Na Szczycie zaofiarował się chronić105 go dyskretnie podczas wyprawy, gdyż znal aż za dobrze możliwości rzezimieszkówz krętych zaułków skromniejszych dzielnic Podzamcza.* * *Gdy Strażnik Słów odczytał raport informatora, który codziennie dostarczałnajświeższe wiadomości z miasta, nie wywołał tym żywszego zainteresowania.Na prywatnej liście %7łółwi już od trzech lat pierwsze miejsce zajmowała sensa-cja o uduszeniu i częściowym spożyciu w potrawce piętnastoletniego kochankakonsula Omarnayu.Zarówno mordercą, kucharzem, jak i smakoszem był samkonsul.Niewiele niżej uplasowało się niespodziane lądowanie smoka w ogrodziewarzywnym Zamku Magów.Nic więc dziwnego, że relację pogromu dokonanegona dotąd niekwestionowanym mistrzu subijat przez nieznanego młodzika przy-jęto z wymuszonym zaciekawieniem, mającym zaledwie usprawiedliwić branieurzędniczego wynagrodzenia. Dlaczego mielibyśmy sądzić, że to był niezarejestrowany talent?  spy-tał niechętnie jeden z magów.Reszta toczyła wzrokiem po ścianach lub wbijałaoczy w stół przed sobą, kryjąc szczere znudzenie.Jeden realista ukradkiem czytałksiążkę rozłożoną na kolanach. Dlatego, że był za dobry.Ograć doszczętnie takiego odrzyj skórę, jak Rze-mień, to już nie wystarczy mieć szczęście czy umiejętności dobrego gracza.Tujuż trzeba by mieć talent. Ale nie miał tatuażu. Nie miał.I o to właśnie chodzi.Na Podzamczu działa nierozpoznany, nieza-rejestrowany i niekontrolowany Obserwator.Wykorzystuje talent na szkodę uczci-wych obywateli. Ten kanciarz Rzemień był uczciwy? Płacił podatki, jeśli o to chodzi.Ma prawo do ochrony interesów.A mypowinniśmy pilnować swoich.Nie muszę wam chyba, panowie, tłumaczyć jakdzieciom, że nie zgłaszanie przez rodziców rozpoznanych talentów prowadzi dorozluznienia kontroli, a brak kontroli do. tu mówca zadławił się na samowspomnienie jak gęś połykająca zbyt dużą kluskę  takich.incydentów, jakten sprzed dwóch lat.Obecni na zebraniu wymienili posępne spojrzenia. Incydentem nazwano tuutratę jedenastu błękitnych magów z kilku kast.Zaiste  incydent! Jak on wyglądał? Czy wiadomo, jak się nazywa?  padły nieuniknionepytania.Jeśli miano wysłać gończych za dzikim talentem, te informacje były klu-czowe.106 Przewodniczący zacytował z pamięci odpowiedni ustęp z przypisu do raportu: Młody mężczyzna lat około dwudziestu.Włosy czarne, proste i krótkie.Oczy małe, ciemne  czarne lub ciemnobrązowe, czoło raczej niskie, nos krót-ki, prosty, twarz okrągła bez zarostu.Wzrost niski, mocna budowa ciała, ubiórskromny, niewyróżniający się niczym.Przedstawił się jako Obuch syn %7łelaznego.Sugeruje to rodzinę zajmującą się kowalstwem. Ale równie dobrze mógł podać fałszywe imię. Owszem, ale jego wygląd świadczył, że jest silny i przyzwyczajony dociężkiej pracy.Trzeba sprawdzić rejestry, czy mamy jakiegoś kowala w okolicy,odpowiadającego opisowi.A ponadto dać znać straży miejskiej, że poszukiwanyjest człowiek o takiej powierzchowności. Pod zarzutem.? Obraza majestatu, nielegalne posiadanie niewolnika, jakieś głupstwo, co-kolwiek.Brak wam wyobrazni, panowie, czy co? I żeby go przypadkiem niepobili! Mamy zyskać tego człowieka, a nie stracić! Szanowny pan Oset się tymzajmie.I na tym kończymy.Dziękuję za zaangażowanie  ostatnie słowa zamie-rzenie nasycone były ironią.Wszyscy obecni zaczęli opuszczać salę przy akompaniamencie westchnieńulgi.Bierność Strażników Słów, trafnie nazywanych potocznie %7łółwiami, brałasię z samego jądra ich talentu.Obdarzeni pamięcią absolutną  z upływem latnabierali coraz większego wstrętu do ładowania się byle jaką sieczką informa-cyjną.Woleli przebywać w zaciszu bibliotek lub sycić umysł miłymi widokamikwitnących ogrodów, niż babrać się w nudnych i brudnych sprawach administra-cyjnych ocierających się czasami wręcz o szpiegostwo.Przełożony zamkowychStrażników Słów, sam obciążony niewdzięcznym zadaniem przez Radę, dręczyłz kolei własnych podwładnych bez żadnej przyjemności, po to tylko, by nie byćosamotnionym w nieszczęściu.Podczas gdy zwierzchnik opisywał domniemanego posiadacza dzikiego ta-lentu, czytający w ukryciu mag z nudów zaczął bazgrać kawałeczkiem grafitupo wewnętrznej stronie okładki.Z namysłem przyjrzał się swemu dziełu, drgnąłlekko, jakby uderzony jakimś nagłym skojarzeniem, po czym bez słowa zamknąłksiążkę.Po zakończeniu zgromadzenia natychmiast skierował się w okolice Wie-ży Wschodniej, gdzie w galeriowym budynku rezydował Stworzyciel Grzywa.Nadrzwiach jego pracowni nieodmiennie od lat wisiała karta z napisem:  Najlepszychirurg na tym piętrze.Cuda wykonywane od ręki.Rzeczy niemożliwe z opóz-nieniem jednodniowym. Witam.Znów ząb?  odezwał się Stworzyciel na widok znajomego Straż-nika Słów. Nie.Jestem zdrów.Chciałbym, żebyś rzucił okiem na to. Mag otworzyłksiążkę i pokazał Grzywie rysunek. Narysowałem to według ustnego opisu.Wydaje mi się, że widziałem już kiedyś tę twarz.107   Wydaje mi się  to bardzo nikła podstawa, nawet dla %7łółwia.Kto by tomiał być? Według Starego: niezarejestrowany dziki talent, który właśnie objawił sięw dzielnicy portowej.A według mnie: jeden z tych, którzy wymknęli się Kręgowi.Miał takie śmieszne krótkie imię  Koniec.Widziałem go kilka razy w bibliotece.Te same cechy twarzy.Wiek by się zgadzał  gdyby żył.Po Zamku krążą różneplotki o tamtej sprawie.Podobno byłeś w coś zamieszany.Co o tym sądzisz? O czym?  spytał Grzywa, przypatrując się szkicowi.Jak na jego gust,denerwująco przypominał oryginał. O rysunku  odpowiedział cierpliwie Strażnik. Jakim rysunku?  Grzywa dmuchnął na stronicę.Drobny proszek grafitowy sfrunął na podłogę [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl