[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Również lewą kość po-liczkową miał zupełnie siną.Uniósł lewą dłoń i spostrzegł, że opuchlizna nie zniknęła.Mógł jednak teraz poru-szać lekko palcami.Znaczyło to, że nie było złamania kości.Czuł, że ma ciało zlane potem.W pokoju było gorąco jak w piecu; brakowało wen-tylacji.30W drzwiach, przez które wybiegł chłopiec, stanęła czyjąś postać.Była to Sylvia. Ty. zaczął Ron.Zaraz jednak zdał sobie sprawę, że nie wie, co powinien po-wiedzieć.Dziewczyna podeszła do niego i uklękła koło materaca. Tak się bałam, że nie przeżyjesz. Co się stało? Gdzie jesteśmy?Koniuszkiem palca dotknęła sińca na policzku Rona. Biedaku.To Dino.Czekał na ciebie ze swoimi zbirami przed hotelem. A ja obawiałem się o ciebie. O mnie? sprawiała wrażenie zaskoczonej. Myślałem, że on będzie cię chciał skrzywdzić. O, Ron!Zarzuciła mu ręce na ramiona.To bolało.Ron nie wzbraniał się jednak.Sylvia mówiła mu cicho do ucha: Wróciłam do hotelu, żeby zobaczyć, czy z tobą wszystko w porządku.Znalazłamcię w holu.Udało mi się wynieść cię stamtąd, zanim wtargnęły stalowe głowy. Stalowe głowy ? No, gliny.W hełmach na głowach. Odsunęła się od niego. Na pewno jakiśturysta ich wezwał.Gdyby cię tam znalezli, wrzuciliby cię do Podziemia. Przecież jestem przyjezdny.Nie mogliby tego zrobić. Nie masz przecież pieniędzy ani dowodu osobistego, nie masz nic, prawda? Ale przecież. Pomyśleliby, że jesteś z jakiegoś gangu ulicznego.Albo że dostałeś kota i doko-nałeś samookaleczenia. W takim razie.jak się stąd wydostanę? Jaki dziś mamy dzień? Poniedziałek.Zwięto Pracy.Bramy zamykają dziś o północy.Otworzą je dopieroza rok, gdy się zaczną letnie wakacje. Muszę się stąd wydostać! Ron próbował wstać.Sylvia położyła mu dłoń na ramieniu. Spokojnie, spokojnie.Wydostaniemy cię stąd.Al wkrótce tu będzie.W porządku?On coś wymyśli.Odpoczywaj teraz.Dino niezle cię urządził.Ron zmarszczył brwi. Ilu ich tam było? Nie wiem odparła. Czterech albo pięciu.Może sześciu.Do pokoju wszedł malec.Miał oczy szeroko otwarte z podniecenia. Przyszedł Al! Zaraz tu będzie! wrzasnął chłopiec, po czym ponownie wybiegłna korytarz. Al zawsze ma jakieś rozwiązanie powiedziała Sylvia.31Ron chciał być na nogach, gdy Al pojawi się w pokoju.Sam nie bardzo wiedział,dlaczego tak mu na tym zależy.Z trudem podniósł się z materaca.Sylvia pomagała muwstać.Chłopiec znowu wbiegł do pokoju.Twarz miał zarumienioną, pokrytą potem. Już jest! Al już jest!Ron oczekiwał, że ujrzy wysokiego, potężnie zbudowanego mężczyznę o władczymspojrzeniu wodza.Tymczasem do pokoju wszedł chłopak w wieku Rona, jeszcze bar-dziej wychudzony niż Dino.Przez brodę biegła mu szeroka blizna.Wokół oczu miałmnóstwo dziwnie wyglądających zmarszczek. Aha, to ten frajer, tak? zapytał Al cichym, spokojnym głosem. Musi się stąd wydostać przed północą, bo w przeciwnym razie. zaczęłaSylwia. Wiem przerwał jej Al. Bierz dziecko i spływaj. Ale. No, już!Sylvia rzuciła na Rona spojrzenie pełne obawy.Potem, próbując zdobyć się nauśmiech, powiedziała: Do widzenia, Ron. Na razie odpowiedział Ron, gdy dziewczyna szła do drzwi.Al zmierzył Rona badawczym wzrokiem. Możesz chodzić? spytał. Myślę, że tak. W porządku.Pokażę ci drogę do najbliższego przejścia granicznego.To jakieśtrzydzieści kamienic stąd. Zaraz, zaraz powiedział Ron. Zanim gdziekolwiek pójdę, muszę dostaćmoje pieniądze.Razem z dowodem osobistym i kartą kredytową.Al patrzył na Rona uważnie, bez słowa. Zdaje się, że wiesz, jak się tu załatwia sprawy.Gdzie mogę dopaść tego Dina?Mam zawiadomić policję? Stalowe głowy ? Al roześmiał się głośno. Gdy ostatnim razem tu weszli,stracili połowę ludzi.W tej okolicy nie było ich od lat. Ale Dino. Zapomnij o tym! Ciesz się, że żyjesz. Słuchaj warknął Ron, któremu nerwy zaczęły odmawiać posłuszeństwa. Dino ukradł mi ponad tysiąc dolarów.Al zmarszczył brwi.Jego twarz miała gniewny wyraz. Słuchaj, frajerze.Po pierwsze, nikt tu nie ma obowiązku ci pomagać.Zwisa mi,czy żyjesz, czy gnijesz.Wszyscy mamy w nosie.No, poza tą szurniętą Sylvią.32 Co, ty. Po drugie, jeśli Dino coś zabrał, to nikt mu tego nie odbierze.Jeśli chcesz, możeszz nim stanąć do walki.To twoja sprawa.Uważaj tylko, bo tym razem może się to dla cie-bie skończyć nieco gorzej.Aapiesz?Ron zacisnął zęby. A po trzecie, Dino zabrał ci tylko kartę kredytową, dowód osobisty i klucze.Gotówkę wzięła Sylvia, kiedy spałeś. Co takiego? W hotelu powiedział Al. Ażesz! Ron poczuł, że drży ze wściekłości. Mam te pieniądze dodał Al spokojnym głosem. Należą do nas. Są moje! Już nie.Teraz są własnością mojego gangu.Tylko dlatego chcę cię stąd wydostać,że mam twoją forsę.Aapiesz? To tak, jakbyś zapłacił za bilet.Nic za darmo.Ron szedł utykając wyludnioną ulicą Manhattanu.Było gorące pózne popołu-dnie.Mijał rzędy starych budynków i opróżnione wystawy sklepowe, których okna pa-trzyły na niego smutnym wzrokiem.%7ładnych zasłon, żaluzji.%7ładnych przechodniów.Zdawało się, że jest jedyną istotą ludzką na Manhattanie.Ostatni żyjący na Ziemi.Wiedział jednak, że w tych ponurych gmachach istnieje życie; stada wygłodniałychszczurów buszowały w mrocznych suterenach. Ukradła mi pieniądze powtarzał w myślach, jakby ta straszliwa wieść do niegonie dotarła. Sprawiała wrażenie wylęknionej, bezbronnej.Taka łagodna, piękna.A to była jedynie sztuczka.Wyrafinowana gra.Ron poczuł ból w stopie.Szedł boso po bruku, na którym walały się niedopałki pa-pierosów, metalowe puszki, skrawki papieru i szklane odłamki.Z pewnością skaleczyłsobie stopę na szkle.Jego plecy i żebra wciąż były obolałe.Mógł już patrzeć obojgiemoczu, choć opuchlizna była jeszcze duża.Potłuczona dłoń również doskwierała.Nie mógł się powstrzymać od myślenia o Sylvii
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|