[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Skoro nie idzie pan do mnie, to ja do pana.140  Do mnie nie wolno  powiedział Bruno Wasyljewicz. Mam niedobrąsąsiadkę. I bardzo dobrze  ja też jestem niedobry.Bruno Wasyljewicz całkowicieoklapł i już się nie sprzeciwiał.Milczał aż do samego domu.Minc też milczał.Czuł się podle z powodu tej napaści na bezbronnego człowieka.Zatrzymali się przed czarnym ze starości, drewnianym piętrowym domem.Kiedyś w Wielkim Guslarze była wybudowana cała dzielnica takich domów  zetrzydzieści.Miał się bowiem rozwijać przemysł drzewny, kosztem tu zesłanych.To było na początku lat trzydziestych.Dzielnica nazywała się Belki.Od tego czasu wiele się zmieniło, zesłańcy wyjechali i baraki niemal wszystkiezostały zburzone. Od tamtych czasów pan tu mieszka?  domyślił się Minc. Nie  odpowiedział Bruno Wasyljewicz. My jesteśmy przyjezdni.W korytarzu było ciemno choć oko wykol, Bruno Wasyljewicz czymś szele-ścił, macał palcami po ścianie, szukając klamki do swoich drzwi. Nie zamykam na klucz  powiedział.W jego pokoju panował półmrok, okno zasłaniała stora.Z różnych ciemnychkątów ruszyły do nich koty, nie miauczały, tylko piorunowały ludzi wzrokiem. One wiedzą, jaki jest do nich stosunek mojej sąsiadki, Marii Siemionow-nej  szepnął Bruno Wasyljewicz. Już niejeden raz wzywała milicję.Koty wpuściły ludzi do pokoju.Stały dookoła nich, podnosząc pyszczki i ude-rzając o podłogę ogonami; było ich tu pół tuzina, albo i więcej. Czuje pan, jakie są głodne?  zapytał Bruno Wasyljewicz. Tak  powiedział Minc.Koty patrzyła na niego jak dzieci w sierocińcu, dzieci, które wiedzą, że płakaćnie wolno  bo jeszcze zbiją, a jeść i tak nie dadzą. Proszę chwilę poczekać  powiedział Minc.Chciał skoczyć na róg, tamwidział sklep spożywczy.Ale nie zdążył pobiec, ponieważ spod schodów wyłoniło się bezczelne na okobabsko w futrze z norek.Niosła duże pudełko z napisem  Whiskas. Pieniądze masz?  zapytała. Poznajcie się  powiedział Bruno Wasyljewicz. Maria Siemionowna.Nasza sąsiadka i ostoja.Jednakże, muszę panią, Mario Siemionowno, rozczaro-wać.Nie dali mi pieniędzy na uniwersytecie.Nie dali, kazali przyjść jutro. Ile to kosztuje?  zapytał Minc. Plus piętnaście procent  powiedziała Maria Siemionowna. Proszęmnie też zrozumieć  emeryturę mam nie ludzką a kocią.Ale żołądek, proszęo wybaczenie, ludzki.Minc kupił pudełko z kocią karmą, Maria Siemionowna odeszła przeliczającpo drodze pieniądze.Bruno Wasyljewicz i koty patrzyli na Minca nie mrugając.Minc Poczuł, że i Bruno Wasyljewicz jest gotów skosztować kociej karmy.141 Pokój świadczył o biedzie właściciela, był przy tym zagracony ponad miarę,zastawiony rozwalającymi się meblami, jakby specjalnie urządzono go tak, bykotom było miło bawić się w chowanegoBruno Wasyljewicz postawił pudełko na stole, a koty zaczęły zawzięcie drzećkarton.Pokój dzieliła na dwie części zasłona.Niespodziewanie rozległ się zza niejgłuchy, przerywany głos: Otrzymałeś honorarium?I nie wiadomo było, czy to głos męski, czy kobiecy.Bruno Wasyljewicz od-wrócił się do profesora, przyłożył palec do ust, a potem odezwał się: Honorarium za wykłady mają zapłacić pod koniec tygodnia.Dzisiaj niemieli w kasie pieniędzy. Zawsze tak! Leń!  złościł się ktoś za zasłoną. Poszedłbyś wcześniej,to i dla ciebie by wystarczyło.Koty szeleściły opakowaniem  Whiskasa , chrupki rozsypały się po stole, ko-ty chwytały je i chrzęściły. Proszę siadać. Bruno Wasyljewicz wskazał krzesło, sam usiadł na wy-gniecionej kanapie. Mogę panu pożyczyć  powiedział Lew Christoforowicz. Ile pan po-trzebuje?Bruno Wasyljewicz nie zdążył odpowiedzieć, jak zza zasłony dało się słyszeć: Kto tam jest? Dlaczego nieznajomy głos? To mój kolega po fachu, mamo  powiedział Bruno Wasyljewicz. Pro-fesor Minc. Nie miałam przyjemności poznać  powiedziała mama Bruno Wasyljewi-cza.Gwałtownie odsunęła zasłonę i wyjechała do gościa.Mama Bruno Wasyljewicza, niemłoda czarnowłosa kobieta z wydatnymi war-gami, siedziała na wózku inwalidzkim.Miała na sobie czarną, zdobioną szklany-mi paciorkami suknię.Kolana mamy przykrywał pled, ze starości wyglądającyjak nie wiadomo co.Dłonie, leżące na tej szmacie, były obficie upierścienione.Koty przestały jeść, usiadły w szeregu okazując szacunek gospodyni. Tak właśnie sobie żyjemy  powiedział Bruno Wasyljewicz. Cieszę się ze spotkania  powiedział Minc do matki konsultanta. Nie-stety, nie miałem wcześniej przyjemności poznania was.Mama przymknęła jasnobrązowe oczy. Czy pan jest człowiekiem majętnym?  zapytała. Stosunkowo. Czy pański majątek pozwala panu na butelkę szampana? Oczywiście  powiedział Minc. Proszę udowodnić  powiedziała mama.142 Minc wyjął portfel, otworzył go, wyjął banknot z widokiem na obóz koncen-tracyjny w Solówkach. Mamo, wstyd mi za ciebie  powiedział Bruno Wasyljewicz.Minc pomyślał, że staruszek wygląda gorzej niż jego własna matka.Zresztą,kobiety o wschodnim typie urody często tak się jakoś konserwują.Mama nacisnęła na przycisk w poręczy wózka.Natychmiast w progu, jakby tylko czekała na sygnał, pojawiła się Maria Sie-mionowna [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl