[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie mógł oczywiście domyślać się, że jaloki polowały na niego wspólnie ze mną, jednak niewątpliwie przewidywał, że po rozprawieniu się z lidi będą chciały zakosztować również ludzkiej krwi — te bestie były nałogowymi zabójcami, mordującymi często bez wyraźnej potrzeby.Gdy Radża zauważył, że Thurianin mnie atakuje, puścił lidi i rzucił się ku niemu, a jego towarzyszka zrobiła to samo chwilę później.Mężczyzna zobaczył jaloki i krzyknął do mnie, abym mu pomógł, gdyż obaj zostaniemy zabici, jeżeli nie będziemy walczyć ramie przy ramieniu.Zaśmiałem się tylko i pobiegłem do Dian.Obie bestie dopadły go jednocześnie — prawdopodobnie umarł zanim jego ciało dotknęło ziemi.Potem samica okręciła się i runęła w stronę Dian.Stałem już przy niej i teraz uniosłem włócznie, przygotowując się na przyjęcie atakującego zwierzęcia.I znowu Radża był szybszy od moich myśli.Wyobraził sobie pewnie, że samica atakuje mnie, jego pana, gdyż oczywiście nic nie mógł wiedzieć o łączących mnie i Dian wieżach, nie mógł wiedzieć, że wzniosłem broń do ciosu w obronie życia Dian, a nie własnego.Jalok skoczył na grzbiet swej towarzyszki i powalił ją na ziemie.Rozpoczęła się najstraszliwsza walka, jaką można by sobie wyobrazić, jeżeli walki byłyby mierzone natężeniem hałasu i szybkością ruchów przeciwników.Miałem wrażenie, że lada chwila oba jaloki rozerwą się wzajemnie na strzępy.Gdy w końcu samica zaprzestała oporu i przewróciła się na grzbiet, wyciągając bezwładnie łapy, byłem przekonany, że jest martwa.Radża stał nad nią warcząc, z kłami tuż przy jej gardle.Potem zobaczyłem, że żadne z nich nie jest nawet draśnięte.Samiec spuścił po prostu swej małżonce tęgie baty.Był to jego sposób, by ją nauczyć, że ja jestem nietykalny.Po chwili odszedł na bok i pozwolił samicy się podnieść.Natychmiast zabrała się do wygładzania swej potarganej sierści, natomiast Radża truchtem podbiegł do nas.Objąłem Dian ramieniem.Jalok stanął obok mnie, a ja przemawiałem do niego tak długo, aż nabrałem pewności, że doskonale zrozumiał o co mi chodziło — że Dian jest jego przyjacielem tak samo, jak ja.Z obiema bestiami, biegnącymi naszym śladem, wróciliśmy w miejsce, w którym zostawiłem Juaga.Tam przeżyłem kilka prawdziwie piekielnych chwil, usiłując utrzymać samice jak najdalej od jego gardła.Myślę, że wśród wszystkich złośliwych, okrutnych, przewrotnych bestii z obu światów palmę pierwszeństwa dzierży właśnie samica-hienodon.Jednak w końcu go zaakceptowała, tak jak wcześniej mnie i Dian, a ponieważ Juag skończył właśnie oprawianie thaga, wyruszyliśmy w piątkę z powrotem ku wybrzeżu.Przedtem zjedliśmy trochę mięsa, dzieląc się z psami, zaś tyle, ile mogliśmy unieść załadowaliśmy sobie na barki.W końcu dotarliśmy na plaże i wykopaliśmy czółno.Potem zajęliśmy się mocowaniem masztu i niewielkiego żagla, to znaczy Juag i ja, zaś Dian pocięła mięso thaga na długie pasma — w takiej formie najlepiej będzie się nadawało do suszenia w promieniach słonecznych, gdy je znowu zobaczymy.Wreszcie wszystko zostało zrobione.Byliśmy gotowi do wejścia na pokład łodzi.Nie miałem trudności w zaokrętowaniu Radży, jednak Rani — jak ją nazwaliśmy, gdy wyjaśniłem Dian znaczenie słowa Radża i powiedziałem jaki jest jego żeński odpowiednik, stanowczo odmawiała udania się w ślady swego męża.Wreszcie odbiliśmy od brzegu bez niej.Chwilę, później wskoczyła do wody i popłynęła za nami.Poczekałem, aż zbliży się do burty, a potem przy pomocy Juaga, wciągnąłem ją na pokład.Warczała przy tym i szczerzyła na nas zęby, jednak złagodniała natychmiast, gdy znalazła się bezpiecznie na dnie czółna, u boku Radży.Łódź zachowywała się pod żaglem znacznie lepiej, niż przypuszczałem, a nieskończenie lepiej niż „Sari”, nasz okręt wojenny.Płynęliśmy przez zatokę niemal prosto na zachód, gdyż miałem nadzieje, znaleźć ujście rzeki, o której opowiadał Juag, dokładnie po jej przeciwnej stronie.Juag był bardzo zaniepokojony, dowiedziawszy się, że mam zamiar przepłynąć ocean, a gdy ziemia zniknęła nam z oczu, wpadł w przerażenie.Powiedział, że nigdy w życiu nie słyszał, aby ktoś się na to poważył, że ci, którzy oddalili się zbytnio od lądu, już nigdy nie wracali.W jaki sposób mieli wrócić, jeżeli nie widzieli ziemi, ku której mogliby sterować?Starałem się mu wyjaśnić zasadę działania kompasu i jakkolwiek nigdy nie pojął nauczył się sterować przy jego pomocy równie sprawnie jak ja.Po drodze minęliśmy kilka wysp.Juag powiedział, że były one zupełnie nieznane jego plemieniu.Być może nasze oczy były pierwszymi, które je oglądały.Chętnie zatrzymałbym się, by je zbadać, ale interes imperium nie mógł już ścierpieć dodatkowej, zbędnej zwłoki.Spytałem Juaga w jaki sposób Hooja chce dotrzeć do ujścia rzeki, jeżeli nie może przepłynąć zatoki, ale wyspiarz powiedział, że prawdopodobnie będzie podążał okrężną drogą, wzdłuż wybrzeża.Juag był pod ogromnym wrażeniem żagla i jego działania.Na brzegu, w czasie montażu, nie bardzo mógł zrozumieć co chce dzięki niemu osiągnąć, jednak gdy ujrzał jak czółno tnie wodę bez użycia wioseł, był uradowany jak dziecko.Płynęliśmy gładko i bez żadnych przygód i w końcu dostrzegliśmy w oddali ląd.Przez pewien czas płynęliśmy wzdłuż brzegu, szukając rzeki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|