[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Była to maleńka kobieta, a właściwie dziewczyna, wyglądająca na dziesięć lat, wy-soka może na metr, o drobnych, delikatnych, idealnie proporcjonalnych rysach.Mavraod razu oceniła, że nie było to dziecko, ale osoba całkowicie dorosła.Była bardzo szczupła i lekka, na pewno nie ważyła więcej niż 12-15 kilogramów.Mavra spostrzegła też drobne, ale prawidłowo ukształtowane piersi.Na jej twarzy go-ścił wyraz dziewczęcej niewinności, młodzieńczo-anielski.Niemalże doskonałe rysy pomyślała.A potem, zupełnie nagle, dziewczyna rozbłysła.Zwiatło, najzupełniej realne, pro-mieniowało z całego jej wnętrza, ze wszystkich części ciała, niewiarygodny i niewytłu-maczalny złoty żar.390Blask ukazał przybysza ze wszystkimi szczegółami: z czerwonawą skórą jakbywyblakłym echem wewnętrznego żaru; z włosami, przystrzyżonymi i ułożonymi na pa-zia w niebiesko-czarnych pasmach.Po obu stronach głowy dziewczyny sterczała parauszu o spiczastych końcach, a oczy odbijały światło niczym ślepia kota.Z jej plecówwyrastały cztery komplety skrzydeł równo rozłożone parami, całkiem przezroczystei odpowiednio długie.Stworzenie uśmiechnęło się i podeszło do Mavry, unosząc dłońw powitalnym geście.Temu ruchowi towarzyszyło lekkie skrzypienie.Wydawało je cośniezmiernie sztywnego, wyrastającego z kręgosłupa dziewczyny i sięgającego aż do sa-mej ziemi.Ten wyrostek był w kolorze znacznie ciemniejszej czerwieni niż jej skórai był zakończony dość obrzydliwym ostrzem, które nieznacznie zarysowało drewnianedno skrzyni. Cześć, jestem Vistaru powiedział ten sam stwór, który już wcześniej rozma-wiał z Mavrą. Mavra Chang przedstawiła się.Rzuciła okiem na śpiącą dwójkę. Ten wy-soki to Renard, ta gruba nazywa się Nikki. Renard powtórzył gość. Nikki.391Teraz Mavra była w rozterce.Nie bardzo wiedziała, czy to, co zamierza powiedzieć,w jakikolwiek sposób przemówi do Vistaru.Musiała jednak spróbować. Oboje znajdują się pod wpływem narkotyku zwanego gąbką wyjaśniła. Sąw zaawansowanym stadium choroby i potrzebują szybkiej pomocy.Sami już nie mogąsobie pomóc.Twarz kobiety się nachmurzyła.Powiedziała coś do siebie w swoim języku, wyraża-jąc to po części szczególnym ruchem skrzydeł.Nie ulegało wątpliwości, że wiedziała,co to gąbka. Musimy ich stąd jak najszybciej zabrać powiedziała Vistaru. A są tacyciężcy.Mavra mogła to zrozumieć.Pamiętała, ile wspólnego wysiłku kosztowało gościuniesienie kraty. Mogę wyjść o własnych siłach powiedziała. Może na zewnątrz będę sięmogła na coś przydać.Latająca kobieta kiwnęła głową, a Mavra ruszyła w górę burty wozu drogą, którąznała aż za dobrze, z szybkością, która zadziwiła Vistaru.Gdy dobrnęła do górnej kra-392wędzi, przerzuciła przez nią ciało i wylądowała na ziemi z lekkością, jaką sobie wyrobi-ła, zeskakując z dwupiętrowych drabin.Rozejrzała się dookoła, znowu przypominającsobie, jakby to było dobrze, gdyby mogła skorzystać ze swojego napędu.Niebo trochę się przetarło, i światło docierające z wielkich kulistych gron rozświe-tliło Niesamowicie dziki krajobraz.Ujrzała leżące bez życia cyklopy, zwalone na kupę jak gigantyczne góry mięsa.Robiły wrażenie martwych, ale akurat co do tego nie mogła mieć żadnej pewności.Tak czy owak nabrała jednak respektu dla tych twardych, ostrych wyrostków swoichwybawców, które musiały być czymś w rodzaju żądła.Te dziewczynki wiedziały, jakprzyładować.Ekspedycja ratunkowa składała się z piętnastu, może dwudziestu osobników.Uno-sili się powoli, lekceważąc sobie całkowicie prawa ciążenia.Z bliska ich poruszające sięskrzydła wydawały rodzaj buczenia, z daleka jednak ruch ten był zupełnie bezszelestny.Było widać, że powietrze jest ich żywiołem przemykali w bok szybkim ruchem, po-tem zawisali nieruchomo, by za chwilę uskoczyć w przeciwną stronę.Niektórzy korzy-stali przy tym ze swoich wewnętrznych zródeł światła, mieniąc się wszystkimi kolorami393tęczy.Jedni pałali czerwienią i ciemnym złotem, inni zielenią, błękitem, brązem, jednibyli bardzo ciemni, inni za to promiennie jaśni.Poza tym jednak wszyscy zdawali sięidentyczni.Niektórzy dzwigali torby, przytroczone do brzuchów; najpewniej mieściłyone liny, używane do podnoszenia ciężarów.Mavra zajęła się teraz sprawą wozu.Najłatwiej pewnie byłoby go wywrócić.Alejak to zrobić? Zawołała Vistaru, która podleciała do niej, swobodnie unosząc się w po-wietrzu. Czy możesz zaczepić liny do tej burty? spytała. Być może, gdyby częśćz was pociągnęła z tamtej strony, a ja z resztą popchnęłabym z tej dałoby się gowywrócić.Vistaru zastanowiła się, a potem podleciała do unoszącego się nieco wyżej jasno-błękitnego pobratymca.Zadzwięczała melodyjna rozmowa.W blasku światła Vistarubłękitny osobnik, z wyłączonym wewnętrznym zródłem światła, ku niejakiemu zdziwie-niu Mavry okazał się mężczyzną.Prawda, identycznym z jego żeńskimi krewniakami,odróżniającym się jednak od nich zdecydowanie właśnie swoim organem.Pomyślałao Renardzie: oto idealna dla niego powłoka.394 Barissa mówi, że nie, to zbyt niebezpieczne.Jest lepszy sposób.Z tyłu jest jakbyzasuwka, widzisz? spytała Vistaru powróciwszy do Mavry.Mavra westchnęła i poszła do tyłu.Rzeczywiście, było tam coś takiego, z drewnai żelaza, najpewniej do ładowania owiec albo innego towaru.Przy urządzeniu krzątałasię para przybyszów.Mavra odwróciła się do Vistaru. Jak was nazywają? spytała. Powiedziałam ci, Vistaru odpowiedziała.Mavra potrząsnęła głową. Nie, nie.Pytam, jak się nazywacie wszyscy razem, to znaczy.wszystkie.Próbowała obejść słowo: stworzenia. cała wasza rasa?Mały elf kiwnął głową na znak, że rozumie. Nazywamy się Lata powiedziała. Przynajmniej tak to się przekłada na ję-zyk Konfederacji dodała. W naszym języku ja się nazywam. seria dzwięcz-nych dzwoneczków. a wszyscy razem. znowu muzyczne dzwonienie.395Mavra skinęła głową, doceniając wysiłek, jaki Lata kosztowało mówienie.Musiałasię usilnie starać, by przetłumaczyć każde słowo, zapamiętując jego wymowę, i widaćbyło, że ich język i mowa ludzka nie mają żadnych punktów stycznych, zarówno co dogramatyki, jak i wszelkich innych cech
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|