[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedną małą potyczkę z ustrojem udało mi się wygrać.Ciężki krzyż pański miałam z dziećmi.Jerzy uczył się nawet dobrowolnie, chociaż dość fanaberycznie.Matematyką oddychał jak powietrzem, sama w niego wchodziła, inne przedmioty nie przyczyniały wielkich trosk, ale przez ruski język musiałam przepychać go niczym wieprza przez rurociąg.Robert za to nie chciał się uczyć wcale, kończył szkołę podstawową i udałam się do dyrektora.— Proszę pani — rzekł do mnie nieszczęsny człowiek z wielkim naciskiem — nie ma znaczenia, jakie on będzie miał stopnie.On naszą szkołę skończy.Zainteresowałam się, skąd ta pewność.— Gdyby został na jeszcze jeden rok, ja tracę cały personel pedagogiczny.Nie ma dnia, żeby nauczycielki nie przybiegały mi tu z płaczem i nie usiłowały składać wymówienia.Albo pani syn, albo one.— Co on takiego robi? — spytałam beznadziejnie, bo właściwie wiedziałam to doskonale.— Zadaje pytania.Wcale nie jest niegrzeczny, nie chuligani się, broń Boże, bardzo dobrze wychowany, tylko zadaje pytania.Lekcja odbywa się wtedy, kiedy on na to pozwoli i nauczycielki już tego nie wytrzymują…Przypomniałam sobie, jak w czasie pobytu w Niechorzu poszłam z młodszym dzieckiem na spacer.Usiadłam na ławce.W pobliżu, za krzakami, dwóch facetów naprawiało motor i Robert wypatrzył ich od razu.Udał się tam i wziął udział w robocie, zadając zarazem pytania.Siedziałam jak mysz pod miotłą, nie przyznając się do własnego istnienia, szczęśliwa, że chociaż przez chwilę ktoś inny cierpi, a słyszałam wszystko.Po godzinie faceci nie wytrzymali.— Gdzie twoja mamusia? — spytali błagalnie.— A tam siedzi…Przyprowadzili mi go i też zadali pytanie.— Jak pani to może znieść, na litość boską? On ma niespożyte siły!— Wcale nie mogę — odparłam szczerze.— Dlatego taka byłam zadowolona, że znalazł sobie panów.Chociaż chwila wytchnienia…Zrozumiałam doskonale nauczycielki.Dyrektor poradził mi, żeby oddać dziecko do zawodówki, Rejtana mogę sobie od razu wybić z głowy, Rejtan znajduje się tuż obok i oni ich ostrzegą, w żadnym wypadku nie zostanie przyjęty.Zawodówkę uważałam za idiotyzm, inteligencję należy kształcić, a nie marnować, pamięć ten mój podlec miał fotograficzną, do tego ogromne zdolności rysunkowe i manualne, namiętność do mechaniki, kretyństwem byłoby samo przystosowanie do zawodu bez dalszego kształcenia…Skłonności pirotechniczne posiadał także.Ustawicznie produkował coś dla potrzeb własnych i kiedyś to coś wybuchło mu na schodach.Cieszyłam się bardzo, że mnie wtedy nie było, bo sąsiedzi zrobili awanturę Wojtkowi, który lekkomyślnie wyjrzał na klatkę schodową, słysząc potężny huk.Raz wynikł z tego pożytek.Pluskwy, acz zasadniczo zlikwidowane, przychodziły z wizytą od sąsiadów z dołu i właziły przez przewód wentylacyjny, walczyliśmy z nimi w pocie czoła, wśród licznych udręk, aż załatwił sprawę Robert.Wrzucił do przewodu jakiś swój wynalazek, podpalił i jak rąbnęło, rozleciał się doszczętnie komin na dachu.Pluskwy jednakże skończyły się jak nożem uciął.Spróbowałam włączyć w sprawę ojca moich dzieci.Po okresie gruntownego desinteressement przestawił psychikę i nawet był chętny.Miał już trzecią kolejną żonę, poznałam ją osobiście, spodobała mi się, ładna, inteligentna, sympatyczna dziewczyna, rozumiała, w czym rzecz, bo sama miała syna z pierwszego małżeństwa, poparła myśl, że Robert powinien konsultować się z tatusiem.Wspólnymi siłami uzgodnili, że dziecko pójdzie do technikum budowlanego, od czego ręce mi opadły i wyrzekłam się poglądów własnych.I pomyśleć, że w tej chwili mój młodszy syn wdaje się w maklerstwo giełdowe! Rany boskie…!Krótko po powrocie z Danii przeżyłam jakąś przedziwną nieprzyjemność, której nie mogłam zrozumieć.Jak świadczy o mojej inteligencji, nie będę podkreślać.Oczywiście uczepił się mnie Urząd Skarbowy, co było do przewidzenia.Skąd mam samochód? Wiedziałam, że tak będzie, pobuntowałam się trochę Jeszcze w Danii, ale przezornie przywiozłam wszystkie zaświadczenia o zarobkach i zapłaconych podatkach, zamierzając załatwić całość za jednym zamachem.Zdziwiło mnie, że interesują się garbusem.— Dlaczego mnie się czepiają, a nie ciebie? — spytałam Wojtka.— Przecież ty masz garbusa, ty go przywiozłeś i odprawa celna była na ciebie, więc skąd Ja?Odpowiedział mi coś ni w pięć, ni w jedenaście i za skarby świata nie chciał iść ze mną do Urzędu Skarbowego.Zawlokłam go siłą, bo wydawało mi się, że tak trzeba.Poddał się, siedział w kącie cichutko, jakby go wcale nie było, ja zaś udowadniałam, że nie musiałam kraść w domach towarowych, ani sprzedawać tajemnic państwowych, bo uczciwie zarobionych pieniędzy wystarczyło mi na dwa samochody [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl