[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Forsy do pralki wrzucać nie muszę, najwyżej komuś tam czasem w przepierce pomogę, ale tyle tylko, ile siedzi w normie.O porządne przestępstwa nie musisz mnie podejrzewać.- W takim razie co.- Nic.Mam za sobą prywatny błąd.I dobra, powiem.Tak źle o mnie świadczy, że boję się przyznać ci się do niego, bo może więcej nie zechcesz mnie znać.Nie będziesz chciała mieć do czynienia z nieodpowiedzialnym palantem.Z idiotą, krótko mówiąc.W duszy Eluni skłębiły się nagle skomplikowane uczucia.Przecież z tym Kaziem chciała zerwać na zawsze, sam jej podsuwa pretekst, sam się podkłada, a otóż wcale nie chce, a już na pewno wykorzystanie pretekstu byłoby świństwem przeraźliwym, w oczy by sobie spojrzeć nie mogła! I jak w ogóle można zrywać na zawsze z kimś tak bardzo wpasowanym w życie, nie zerwać zatem, pozostać w przyjaźni, ale jak ma z nim pozostać w przyjaźni w obliczu tej błogiej, dzikiej, dręczącej namiętności do Stefana, którego sam widok napełniają ognistym upojeniem?! Stefan.Czy on w ogóle jeszcze dla niej istnieje.? A przecież ona poleci na niego na pierwsze kiwnięcie palcem, uczciwie musi się przyznać sama przed sobą, że na to kiwnięcie tylko czyha, a Kazio wtedy co.? Kazio ją niby oszukuje, nic podobnego, właśnie przestał oszukiwać, a ona Kazia to nie.? Prawdę! Musi powiedzieć Kaziowi prawdę!Być może wpatrzony w Elunię Kazio przeżyłby ciężkie chwile, gdyby nie to, że właśnie zadzwonił telefon.Wciąż pełna rozterki Elunia, zrozpaczona swoją decyzją, z rozdartym sercem, a do tego jeszcze z malutkim ziarnkiem piasku w trybach własnego organizmu, wręcz ucieszyła się z antraktu.Zerwała się z fotela i chwyciła słuchawkę.- Pani była wczoraj w banku - powiedział z drugiej strony Bieżan, nie wdając się w żadne wstępy.- To wiem z bankowego komputera.Muszę wiedzieć, co pani tam widziała.Jak grom z jasnego nieba rąbnęło Elunię zaskoczenie podwójne.Głupie pytanie, wdzierające się znienacka w jej życie uczuciowe i wspomnienie Stefana z brodą.Bieżan na drugim końcu przewodu mógł się zakrzyczeć na śmierć, Elunia po tej stronie zastygła na kamień.Odgłosy ze słuchawki rozlegały się bez mała w całym pokoju, Kazio wytrzymał zaledwie kilka sekund.Przyjrzał się Eluni i wstał z fotela.- Niech to cholera trzaśnie - rzekł z determinacją i odebrał jej słuchawkę.- Halo, wszystko jedno, kto ja jestem, panią Burską znam od dziecka.Kim pan jest, też bez różnicy.Nie rozłączyło się, tylko powiedział pan coś, od czego pani Burska jeszcze przez chwilę będzie niezdolna do życia, czasem jej się to zdarza.Więc niech pan tę chwilę cierpliwie przeczeka, bo sam jestem ciekaw, czym pan ją mógł tak ustrzelić.- Kto mówi? - spytał Bieżan odruchowo.- Ganc pomada.Mam nadzieję, że przyszły małżonek pani Burskiej.O, już odżywa.Elunia istotnie odżyła i wyjęła mu słuchawkę z ręki.- Tak, bardzo pana przepraszam.Rozumiem, o co pan pytał.Mnóstwo rzeczy widziałam, zupełnie zwyczajnych jak na bank.Ludzi też, niezbyt dużo.I jedną głupotę na parkingu, ale też nic nadzwyczajnego.Mam panu to wszystko zaraz opisać?- Tak.- Ale to potrwa.- Nie szkodzi.I tak będzie szybciej, niż jechać do pani.- Ludzi przy okienku czekowym dwie sztuki - zaczęła Elunia, doskonale rozumiejąc cel i sens pytania.- Jedna baba i jeden facet.- Babę pominąć.- Tak.Facet w starszym wieku, siwy, bardzo chudy, z pomarszczoną twarzą.- Do bani.Innych proszę.- Na pieniądze czekało też dwóch.Młody chłopak, najwyżej dwadzieścia, włosy w kitkę do pół pleców, średnio ciemne, wystający nos, dżinsy, pikowana kurtka.Drugi starszy, blisko czterdziestki, taki godny dyplomata, ostrzyżony, ogolony, nadęty, wysoki, metr osiemdziesiąt dwa, szczupły.- Ten młody z nosem nie skojarzył się pani? Nie widziała go pani wcześniej?- Nie, to nie on.Rozumiem, o co pan pyta.Miał ten nos inny, jakby tu.cieńszy, bardziej kościsty.- Do niczego.Potrzebny mi blondyn o kwadratowej twarzy.- Widziałam takiego - przerwała Elunia, z emocji zapomniawszy o ostrożności, zbyt późno orientując się, że kreci powróz na własną szyję.- Na parkingu.Wybiegł i wsiadł do samochodu.Urwała, wreszcie pojąwszy, co mówi.Ależ za skarby świata nie wyzna swojego przeżycia Bieżanowi, a jeszcze w obecności Kazia.!- No! - pogonił niecierpliwie Bieżan.- Na parkingu.Co tam było?- Samochody - powiedziała Elunia słabo, rozpaczliwie szukając wyjścia dla siebie.- Podjeżdżałam i dlatego zwróciłam uwagę.Jeden się szykował do wyjazdu, ale nie wyjeżdżał, kierowcy nie było, tylko pasażer
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|