[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Co gorsza, drapała się dalej, z nadzwyczajną zręcznościąi wyraznym zapałem.Pani Malwina była zachwycona.Pana Karola również rozbawiłuroczy widok dwóch należących doń istot, jednej na drzewie, a drugiej poddrzewem.Kasia wybrała sobie dość grubą gałąz, odrastającą od pnia nieco skośnieku górze i z wdziękiem wlazła na nią prawie do końca.Znajdowała się teraz nadgłowami pani Malwiny i pana Karola.Gałąz zakołysała się lekko i Kasia miauknęłajakby pytająco i z lekką obawą.- Moje cudo! - rozczuliła się pani Malwina.-Moja najśliczniej-sza! Moja słodka!.Kasia wczepiła pazury w korę i przywarłado gałęzi.Miauknęła ponownie, nieco głośniej.- Ojej, ona się boi - powiedziałapani Malwina z lekkim niepokojem.- Niech ona wróci! Kasiuniu, chodz, kici,kici! Chodz, kochanie moje, kotuchna, wracaj do pani! Chodz! Kici, kici,kici!.I tu ujawnił się dramat.Kasia nade wszystko w świecie chciała wrócićdo pani, okazało się to jednakże niewykonalne.Wejść na górę, wlazła, ale wżaden absolutnie sposób nie umiała zejść na dół.Usiłowała pełznąć tyłem, jednatylna łapka ześliznęła się z gałęzi, kotka straciła równowagę i omal nie spadła.To przeraziło ją ostatecznie.Miauknęła przerazliwie, rozdzierająco,rozpłaszczyła się i wszystkimi pazurami przywarła do gałęzi, nie śmiać uczynićnajlżejszego ruchu.Pani Malwina przeraziła się tak samo.- Boże! - krzyknęłatragicznie.- Ona spadnie!!! Karolu.!!! Pan Karol sam się zaniepokoił.Wiedział wprawdzie, że kot powinien spaść na cztery łapy, ale Kasia była dośćnietypowa, raczej nie po kociemu chowana i nie wiadomo było, czego można po niejoczekiwać.Darła się na górze przerazliwie, najwyrazniej w świecie wzywającpomocy.Pani Malwina wpadła w histerię.- Karolu, zrób coś! Ona spadnie, zabijesię.!!! Jezus Maria, Kasiuniu, nie ruszaj się, kotuchna, złoto moje, niepłacz! Nie płacz!!! Karolu, wejdz po nią.!!! Pan Karol nieco z tego zgłupiał.Jego ukochana żona zaczęła rozpaczliwie płakać, kotka na gałęzi miauczałarozdzierająco, z całej siły trzymając się pazurami.Gałąz chwiała się lekko, coprzyprawiało ją o coraz większą panikę.Wokół nie było widać żadnego ratunku.-Rusz się, na litość boską, dlaczego stoisz?! Idz po nią! Zrób coś!!! - szalałapani Malwina, tupiąc nogami i szlochając.- Kasiuchna, trzymaj się, kochanie,trzymaj się mocno! Jezus Maria, ratunku.!!! Pan Karol zgłupiał do reszty iusiłował wejść na drzewo.Prosty, gładki pień czynił rzecz niemożliwą, pierwszegałęzie rosły zbyt wysoko.Pani Malwina zrobiła się nieprzytomna.- Na głupiedrzewo nie umiesz wejść! Jej się coś stanie, ja tego nie przeżyję! Wejdzże,pomóż jej! Zdejmij ją stamtąd! - Co ty sobie wyobrażasz, że ja jestem małpa? -zdenerwował się pan Karol.- Nie wożę w samochodzie słupołazów! Połóżmy coś poddrzewem, słomę, gałęzie.Nic jej się nie stanie, nawet jak zleci! Pani Malwinazaprotestowała ogniście, lżąc męża mianem zimnokrwistego kata.Jeśli Kasiaspadnie na gałęzie, może sobie wybić oko.Potłucze się, złamie nogę, doznaobrażeń wewnętrznych.Jeżeli już ma spadać, to tylko na coś miękkiego.Bardzomiękkiego! - Przywiez kołdry! Nie, poduszki! Jedz do domu, przywiez wszystkiepoduszki, kołdry, piernaty, przywiez moje futra!!! I twój kożuch!!! Prędzej, nalitość boską, na co jeszcze czekasz, ona się długo nie utrzyma! Jedzżenatychmiast! Piekło rozpętało się wokół pnia sosny na spokojnej polance.PaniMalwina rwała włosy z głowy, na zmianę modląc się, płacząc, pocieszając Kasię iponaglając męża.Rozpaczająca na gałęzi Kasia ochrypła ze strachu.Powiał wiatri zakołysał drzewem.- Zaszkodzi jej na gardło!!! - krzyknęła strasznym głosempani Malwina.- Jedz, ty zbrodniarzu.!!! Panu Karolowi udzielił się nastrójszaleństwa.Przestał myśleć.Dzikim galopem rzucił się do samochodu iwystartował niczym do rajdu.Przygotowująca kolację gosposia osłupiała na widokswego pana, hamującego z wizgiem przed furtką i wpadającego do domu z rozwianymwłosem i obłędem w oczach.Wspomnienie pozostawionej w lesie żony otumaniło panaKarola jeszcze bardziej niż jej widok.- Prędzej!!! - wrzasnął okropnie.- NiechFelicja daje wszystkie kołdry! I poduszki! Piernat ze skrzyni! Wszystko dosamochodu! Prędzej!!! Gosposia zbaraniała całkowicie, ale posłusznie spełniłapolecenia, śpiesząc się tak, jakby dom miał za chwilę wylecieć w powietrze.PanKarol zdzierał pościel z tapczanów w sypialni.Histeria pani Malwiny miała naniego potężny wpływ i wydawało mu się teraz, że bezwzględnie trzeba usłaćpościelą całą polankę bez mała do wysokości gałęzi.Wszystkiego mu było ciągleza mało.Zderzając się ze sobą i wpadając na siebie, zapchali całkowicie wnętrzei bagażnik samochodu.Gosposia nie rozumiała nic.- Ale co się stało, proszępana? - dyszała w biegu.- Gdzie pani? Może zapakować, zabrudzi się.- Niechją cholera bierze, niech się brudzi! Kasia wlazła na drzewo! Prędzej!!! Związekmiędzy kotem na drzewie a ogołacaniem domu z pościeli wydał się gosposi dośćniejasny.Upychane byle jak kołdry i poduszki nie mieściły się w samochodzie.Pan Karol wahał się tylko przez ułamek sekundy, rzucił się do garażu i wyprysnąłzeń drugim samochodem.Gosposia miała prawo jazdy i umiała prowadzić.- Felicjapojedzie ze mną! - rozkazał.- Resztę poduszek tam! Materace.! - Dom zostanie- ostrzegła gosposia w przelocie.- Trudno, to tylko chwila.Wybiegając z ogrodu z ostatnim materacem z gąbki, pan Karol nogą zatrzasnąłfurtkę.Nie sprawdzając, czy się zamknęła, runął do samochodu.Dwa wypchanepościelą pojazdy ruszyły z wyciem silników.Oszołomiona i przerażona gosposia zdeterminacją docisnęła pedał i zaledwie nieznacznie została w tyle.Pani Malwinaklęczała pod drzewem, płacząc rzewnymi łzami.Kasia na gałęzi, wyczerpana doostateczności, popiskiwała słabo i chrypliwie.- Chyba tyłem jechałeś, tybandyto.!!! - krzyknęła z dziką furią jej pani, zrywając się z kolan na widokmęża.Zaraz za panem Karolem nadjechała gosposia i trzy osoby rzuciły się dogorączkowej pracy.Poduszki, kołdry, piernaty i materace na grubo usłały terenpod drzewem
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|