[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozejrzałam sięi stwierdziłam, że od wczorajszego wieczora teren nie uległ zmianie.A zatemjedno z dwojga: albo szkodnikowi przeszkodzono, usuwając go z tego padołu, al-bo też szkodnik nie zdążył, zajęty usuwaniem z tego padołu niepożądanej osoby.Albo może ktoś, natknąwszy się na zbrodnię, wolał chwilowo wstrzymać się oddziałania. Jednak trzeba to będzie porządnie oczyścić  powiedziałam z przekona-niem. To może raczej nie w tej chwili  zauważyła Lucyna trzezwo. Rusz sięi zacznij coś załatwiać, bo zaraz się tu zleci cała wieś.Co do wsi, zleciała się zaledwie połowa z uwagi na roboty w polu.Na poste-runek MO odległy o półtora kilometra nie pojechałam od razu, najpierw udałamsię na szosę, gdzie szczęśliwie napatoczyła mi się cysterna z mlekiem.Kierowca,wielbiciel kryminałów, nie tylko zgodził się zadzwonić w Warszawie pod podanyprzeze mnie numer, ale usłyszawszy o zbrodni, z wielkim zapałem zaproponował,że przywiezie tego pana osobiście.Na ósmą już tu będą z powrotem.Pochwali-łam pomysł, podziękowałam i cysterna z mlekiem runęła przed siebie z szybkościąwzbronioną ciężarówkom.Odwaliwszy obowiązki wróciłam do domu Franka.Na straży ruinki od stronydrogi stał Jędrek ogromnie zadowolony z niespodziewanej chwili wypoczynku.Stróżowanie przy zwłokach w porównaniu z pracą w polu wydawało mu się sa-mą przyjemnością i bez mała był wdzięczny zabójcy za przysługę.Po drugiejstronie, od pola, zgromadziła się reszta rodziny z wolna przychodząca do siebiepo pierwszym wstrząsie.Ciocia Jadzia drżącymi rękami zakładała nowy film doaparatu, zużywszy poprzedni na dokładne opracowanie miejsca zbrodni.Teresarobiła awanturę mnie i Lucynie. Czego się miotacie po nocy, jakby was pchły gryzły! Jakieś wycie mnieobudziło, ja z wami nie wytrzymam! To nie myśmy wyły  wtrąciła Lucyna niewinnie. To psy. Wszystko jedno! Po diabła cię tam zaniosło, czego latasz, zamiast spać?!Robaki masz?! Nie mogłaś poczekać do rana?!73  Nie mogłam, musiałam zobaczyć, co tam jest. Rano mogłaś zobaczyć! I w ogóle mógł go znalezć ktoś inny! Znów będziena naszą rodzinę! Ale przynajmniej będzie mogła pomóc milicji  powiedziała pocieszającomoja mamusia. Widziała mordercę i wie, jak wygląda. Nic podobnego  zaprotestowała kamiennie spokojnie Lucyna. Wcalenie wiem. No jak to, przecież mówiłaś, że widziałaś jego twarz? Po pierwsze, to nie była twarz, tylko zamazana, przerażona maska.A podrugie, to nie był morderca. Tylko kto?! Nie wiem.Obcy człowiek.I nie wiem, po co przyszedł. To wiadomo  wtrąciła jadowicie Teresa. Po tę ozdobną klamkę.Czywy specjalnie wymyślacie takie rzeczy, żebym ja się przypadkiem na tym urlopienie nudziła? Czekajcie, a ten nieboszczyk to kto?  spytałam. Też obcy? Zna goktoś z was? Franek mówi, że chyba go kiedyś widział  powiedziała moja mamusia,a podpierający oborę Franek westchnął ciężko i machnął ręką. Ale nie wie,gdzie i kiedy, i milicji się do tego w ogóle nie przyzna.Czy ten Marek zajmie siętym wreszcie jakoś porządnie.?Milicja przyjechała nawet dość szybko, wyciem syreny poruszając całą okoli-cę.Lucyna z zimną krwią opowiedziała władzom dwa sny, uzasadniając oględzinyzabytkowych ruin w środku nocy.Naszych adresów zwłoki tym razem nie miały.Co miały, tego nam nie wyjawiono, a podejrzeć nikt nie zdołał, ponieważ od razuzostaliśmy przepędzeni z zaplecza obory na podwórze.Pies poszedł po śladachdo stogu siana pod lasem, a potem na przystanek PKS-u, nie informując jednakże,czy bada ślady ofiary czy mordercy.Ze śladu Lucyny zawrócono go na samymwstępie.Obecności Marka na miejscu zbrodni domyśliłam się tylko dzięki temu, żecysterna z mlekiem, w tej chwili już bez mleka, w wyścigowym tempie przeje-74 chała przez całą wieś, trąbiąc przerazliwie i rozpędzając drób.Aatwo odgadłam,że wysiadł z niej gdzieś, gdzie nie zwrócił na siebie niczyjej uwagi, co zaś zrobiłpotem, miałam nadzieję, że się dowiem.Przybyłe władze przeprowadziły wstępne śledztwo, które pozwoliło namwzbogacić zasób prywatnej wiedzy.Bez wielkiego trudu pojęliśmy to, co samowynikało z zadawanych pytań.Nieboszczyk nazywał się Wiesław Turczyn, po-chodził prawdopodobnie z Lublina, zamordowano go zaś około trzeciej w nocy,tuż przed inspekcją Lucyny, waląc kamieniem w głowę.Można powiedzieć, żemorderca walił, a Lucynie już się śniło.Kamienia nie znaleziono, wszyscy zgod-nie uznali, że został utopiony w bagienku.Zbrodniarz skoczył na łąkę, plusnęłoi cześć, narzędzie zbrodni diabli wzięli.Pies miałby tu wiele do powiedzenia,gdyby nie to, że w celach rozpoznawczych na łąkę skoczyło także pół wsi.Liczne pogawędki z miejscową ludnością przyniosły również pewien plon.Pogawędki toczyłyśmy we dwie z Lucyną, reszta rodziny siedziała przed domemw ogródku, który stanowił znakomity punkt obserwacyjny i do którego donosiły-śmy kolejne wieści.Denat był obcy, ale widziano go parę razy.Pojawiał się cojakiś czas, pętał się po wsi, po cmentarzu i po lesie, z nikim nie nawiązywał roz-mów, nikt go nie znał, chyba że ksiądz.Ale ksiądz umarł dwa miesiące temu, więcnie da rady go spytać.Wyglądał zwyczajnie i przyzwoicie, żadnych podejrzeń niebudził, nikt właściwie nie zwrócił na niego uwagi.Pierwszy raz pokazał się jakośtak na wiosnę.Tuż przed samym odjazdem milicja zadała nam jeszcze jedno pytanie.Zadałje młody sierżant, wysoki i szczupły, sprawiający wrażenie żylastego [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl