[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cios był miażdżący.Banlon wyrwał kara­bin z bezwładnych rąk i odwrócił się do Claremonta, który celował z rewolweru w stronę tendra.- Nie ruszać się! - krzyknął i patrząc na Deakina dorzucił: - Chciałbym, żebyś choć drgnął.Nikt się nie poruszył.- Rzućcie broń! Rzucili broń.- Ręce do góry i wstawać!Wszyscy troje wstali, lecz tylko Deakin i Claremont unieśli ręce.- Głucha jesteś? - warknął Banlon na Marikę.Wyglądało na to, że dziewczyna faktycznie ogłuchła.Z niedowierza­niem wpatrywała się w Rafferty'ego.Nie ulegało wątpliwości, że żoł­nierz nie żyje.Banlon przesunął karabin.- Trzeci raz nie powtórzę, panienko.Powoli, jak we śnie, uniosła ręce.Banlon odwrócił się do agenta.Marika wciąż wyciągała prawą rękę w stronę zwisającej z sufitu lampy naftowej.Nie wiadomo, czy Deakin zauważył ten ukradkowy ruch - jego oczy i twarz nic nie wyrażały.Dziewczyna zacisnęła dłoń na lampie.- Nie wiem, po coś tu przyniósł tę białą pościel, ale w sam raz się przyda - rzekł Banlon.- Właź tam na drewno i pomachaj prześcierad­łem.Jazda!Marika odczepiła lampę i zamachnęła się gwałtownie.Banlon ujrzał kątem oka błysk światła.Okręcił się na pięcie, uskakując w bok, lecz było już za późno.Lampa trafiła go w twarz.Nie wypuścił karabinu z rąk, ale na całe dwie sekundy stracił równowagę, a dla człowieka takiego jak Deakin dwie sekundy to aż nadto czasu.Agent rzucił się do przodu i rąbnął maszynistę bykiem.Karabin z łoskotem upadł na podłogę, a Banlon zwalił się jak kłoda na kocioł.Deakin skoczył na niego jak dziki kot, chwycił go za gardło i dwukrotnie uderzył jego głową o stal.Twarz Deakina nie była już beznamiętna.Kiedy zerknął na lewo i zatrzymał przelotne spojrzenie na zwłokach żołnierza, wykrzywił ją dziki, nieludzki grymas.Patrząc na niego, Marika po raz pierwszy poczuła strach.Agent znów spojrzał na Banlona.Nie wiedział, czy maszynista żyje, czy nie, ale było mu to obojętne.Raz jeszcze walnął jego głową o kocioł, tym razem łamiąc mu podstawę czaszki, przerzucił go sobie przez ramię, zrobił dwa kroki i wypchnął go z kabiny.Pearce i O'Brien stali na przednim pomoście pierwszego wagonu.Nagle obaj zerknęli na pobocze, w samą porę, by rozpoznać kozioł­kujące zwłoki maszynisty, nim skryła je ciemność.Wymienili spojrzenia i czym prędzej wrócili do wagonu.Na twarzy Deakina chwilowe nieprzejednanie ustąpiło miejsca trady­cyjnie beznamiętnej minie.- No, dalej - odezwał się do Mariki zachęcająco.- Wiem.Nie powinienem tego robić.- Dlaczego? - odparła rozsądnie.- Sam, pan mówił, że niczego by mu pan nie udowodnił.Po raz drugi tej nocy beznamiętność opuściła Deakina.Z osłupieniem wlepił wzrok w dziewczynę.- Zdaje się, że mamy ze sobą więcej wspólnego niż paru myśli.Uśmiechnęła się słodko.- A skąd pan wie, co ja myślę?.W przedziale dziennym O'Brien, Pearce, Henry i Fairchild odbywali.taradę wojenną, choć prawdę mówiąc gubernator niezbyt się udzielał.Trzymając pełną szklankę whisky, wpatrywał się w piecyk z miną cierpiętnika.- To straszne! - jęknął słabym głosem.- Okropne! Jestem skoń­czony.O mój Bożel- Kiedy odkryłem, że wydał pan majątek na łapówki, byleby zostać gubernatorem, i wiedząc, z kim mam do czynienia, przyjąłem pana do naszej spółki z Nathanem, jakoś nie widział pan w tym nic strasznego - wściekł się O'Brien.- Kiedy wpadł pan na pomysł, że Nathan byłbydla nas najbardziej przydatny jako agent do spraw Indian i osobiście mianował go pan ich przedstawicielem na tym terytorium, też nie uwa­żał pan, że to okropne.Nie widział pan nic złego w tym, żeby domagać się połowy zysków dla siebie.Rzygać mi się chce, jak na pana patrzę, gubernatorze Fairchild.- Nie sądziłem, że wpakujemy się w taką kabałę - mruknął Faix­child posępnie.- Te zabójstwa, morderstwa.I jak tu uczciwy człowiek ma zachować spokój ducha? - Nie zważając na okrzyk zdumienia majora, a może nie dosłyszawszy go, ciągnął: - Nie powiedzieliście mi, że weźmiecie moją bratanicę jako zakładniczkę na wypadek kłopotów z jej ojcem.Nie powiedzieliście mi.- Już ja bym panu powiedział.- przerwał mu rozsierdzony szeryf [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl