[ Pobierz całość w formacie PDF ] .No, mogę wam też powiedzieć, że Niemcy bardzo się ucieszyli.Tekradzione samochody, które miały przyjechać tranzytem, już do nich wróciły.Złapaliśmy także sprzedawcę, który dostarczał złodziejom informacji o kupowanychsamochodach i dorabiał kluczyki.Zlikwidowaliśmy dwa warsztaty, przerabiającenumery.To już coś.- Ale do świąt się chyba całej reszty nie zdąży - powiedział w zamyśleniuzmartwiony Pawełek.- Do świąt został tydzień.Dlaczego akurat doświąt?- Bo na święta przyjeżdża nasz ojciec - wyjaśniła Janeczka.- Przyprowadzi nowevolvo.Nie chcemy, żeby je ukradli.- Zdaje się, że doskonale potraficieprzeciwdziałać kradzieżom - zauważył porucznik cierpkim tonem.- Niekiedy nawetzbyt dobrze.Co nie znaczy, że ja to pochwalam! Janeczka i Pawełek popatrzylina niego wzrokiem kompletnie bez wyrazu.Potem spojrzeli na siebie.Pawełekodchrząknął z odrobiną zakłopotania.-Dobra, coś się zrobi.- Ale jak pan już porozmawia z panem Wolskim, to pan nam powie, co z tegowynikło? - wróciła do pierwotnego tematu Janeczka.-Powiem tyle, ile będę mógł.O szybę samochodu puknęły nagle pazury i Janeczka ujrzała łeb Chabra.W zębachpsa tkwił kawałek papieru.Uchyliła drzwiczki i przejeła korespondencję.- Proszę wracać do domu, bo robi się pózno- odczytała na głos treść, wypisaną ręką pani Krystyny.- No proszę, jak sięwszyscy nauczyli pisać listy przez psa.-Zdaje się, że matka nie wie, gdzie jesteśmy- mruknął Pawełek.Porucznik z ulgą pomyślał, że ten pies to czyste błogosławieństwo.Janeczkawestchnęła z żalem i zaczęła wysiadać.- No trudno, musimy iść.Jeszcze tylkoniech pan nam powie, kto to jest ten Aojecki, u którego byli Purchel i Lewek.-Zwyczajny człowiek, nieświadomy swojej roli.Szwagier Lewka.Porozmawiamyjeszcze.Dobranoc.- Tego Selera gdyby tak udało się dopaść - powiedział tęsknie Pawełek,przechodząc przez furtkę.- Jak by tu się o nim czegoś dowiedzieć? - Chyba cudem- odparła sucho jego siostra.- Pan Wolski wie, ale na pewno nie powie.I zporucznika też tego nie wydusisz.Będę musiała się poważnie zastanowić.Wracając nazajutrz ze szkoły, już dość blisko domu, Janeczka ujrzała nagle naulicy jakiegoś człowieka.Odchodził od kiosku Ruchu z paczką papierosów w ręku,na przegubie drugiej ręki wisiała mu obciążona niewidoczną zawartością foliowatorba.Pogrzebał w kieszeni, schował kupioną paczkę, wyjął drugą, pogniecioną iprawie pustą, zajrzał do niej, wyjął jedynego pozostałego papierosa, paczkę zaśzgniótł do reszty i rzucił na chodnik.Zapalił tego ostatniego papierosa,spojrzał z uwagą na Janeczkę i szybkim krokiem zaczął się oddalać.Naglepopędził biegiem i znikł jej z oczu.Stojąc jak wrośnięta w ziemię, Janeczka patrzyła za nim długą chwilę.Pierwsząjej myślą było; iść za nim.Myśl błysnęła i zgasła.Zauważył ją, nie mogła gośledzić.W dodatku popędził biegiem, musiałaby biec również.Do niczego.Poruszyła się, podeszła do zgniecionego opakowania, podniosła je delikatnie,przez chwilę zastanawiała się, jak zabezpieczyć ten łup, zrezygnowała z chowaniago w tornistrze i ze śmieciem w palcach popędziła do domu.Chaber czekał na niąprzy furtce.Zawróciłaby od razu, zabierając go ze sobą, gdyby nie tornister.-Czekaj, piesku! - szepnęła.- Zaraz będzie robota!Na palcach podeszła do domu, cichutko otworzyła drzwi, ulokowała tornister zanimi w holu, sięgnęła po ustawioną w kącie parasolkę i wycofała się.Pilnowała,żeby nie brzęknąć furtką.Biegiem popędziła z powrotem na miejsce spotkaniaczłowieka i tam podetknęła psu pod nos pogniecione opakowanie papierosów.-Pieseczku, szukaj! - poleciła z naciskiem.- Musimy znalezć tego bałwana.Szukaj! Chaber doskonale rozumiał, że nie woń tytoniu Jest tu ważna, tylko wończłowieka.Człowiek trzymał to w ręku, nosił w kieszeni.Dla tak uzdolnionegopsa jak Chaber zadanie było najprostsze i najłatwiejsze w świecie.Tropionyosobnik nie chodził nigdzie daleko.Plątał się po najbliższej okolicy, odwiedziłsklep spożywczy, był przy kiosku, pokręcił się trochę obok zaparkowanego nachodniku samochodu, wreszcie wszedł do budynku przy Ursynowskiej.Pokonał dwapiętra i znikł za drzwiami mieszkania numer osiem.Obecnie przebywał wewnątrz.Janeczka zeszła na dół i poszukała listy lokatorów.Istniała, owszem, ale byłapodarta i tego kawałka z mieszkaniem numer osiem brakowało.Janeczka zastanowiłasię.Osobnik z pewnością tu mieszkał, bo na ulicy znalazł się w samej marynarce,bez palta.Wyglądał jak człowiek, który na chwilę wyszedł z domu, żeby cośkupić, i wrócił prawie natychmiast.Biegiem popędził zapewne dlatego, że było muzimno.Stała w zamyśleniu obok samochodu, kiedy nagle ujrzała Pawełka i Bartka.Wracali ze szkoły o dziwnej porze, jakby w połowie lekcji, i najwidoczniejBartek odprowadzał Pawełka, bo sam mieszkał w przeciwnej stronie.- Co turobisz? - zainteresował się Pawełek.- Znikłaś mi z oczu, myślałem, że wrócimyrazem, ale trzeba było jeszcze naradzić się ze Stefkiem.Co tu ma być? - Wiesiotu mieszka - powiedział Bartek, spoglądając na budynek.Janeczka odwróciła siędo niego gwałtownie.- Co?!- Wiesio tu mieszka, mówię.Na drugim piętrze.-O Boże.! Tu wszedł ten kudłaty bałwan, który ukradł samochód pana Zajrzała!Spotkałam go na ulicy i Chaber za nim poszedł.On tu mieszka! W mieszkaniu numerosiem! - Jak to, pod ósemką mieszka właśnie Wiesio!- stwierdził zaskoczony Bartek.- Kudłaty.? Jego brat jest kudłaty - Ma takieczarne kręcone kłaki, wielki łeb, jest średnio gruby? i nie bardzo wysoki? -Zgadza się, taki trochę pękaty.Czekaj, co ty mówisz? Rąbnął samochód? -W moichoczach - oświadczyła Janeczka uroczyście.- Od tego się wszystko zaczęło.Poznałam go od razu, bo w pierwszej chwili był odwrócony bokiem.Więc bratWiesia kradnie osobiście.! - A myśmy chcieli wziąć Wiesia do spółki! -wykrzyknął ze zgrozą Pawełek.-Wiesio nazywa się Rzepak i jego brat też?- upewniła się Janeczka.- Jak mu na imię? Nie Wiesiowi, tylko temu bratu? -Karol - powiedział oszołomiony Bartek.- Rany koguta, nic dziwnego, że się namnie rzucił z pazurami, jak tylko pierwsze słowo wypuściłem z gęby! Cośtakiego.! Hej, a to jest jego wózek! -Nie stójmy tu, bo może wyjrzeć przezokno.- No i cóż takiego, mało razy tu byłem? Mogę mieć interes do Wiesia, poleciał dodomu od razu PO ostatniej lekcji, jak z pieprzem.Ale dobrze, chodzmy kawałekdalej.- Głupota - powiedział z niezadowoleniem Pawełek przy Odyńca.- Trzeba mu było odrazu załatwić chociaż z jedno koło.Widzę, że masz parasolkę.Janeczka pokręciłagłową.- Chaber mówił, że przed chwilą oglądał samochód.Jeśli przypadkiem wyjrzałprzez okno i nas zobaczył.Od której strony on ma okna? - zwróciła się doBartka.- Od ulicy - wyznał ponuro Bartek.- Wiesio też mógł wyglądać
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|