[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.?— Niemożliwe.On tu przecież mieszka!— Nic podobnego.Żaden Orzesznik tu nie mieszka.— Musi mieszkać! Pan Korecki tu u niego bywa!— Pana Koreckiego też nie znam.— No to co? Ale ja go znam!— A pani kto.?Pomyślałam, że szlag mnie trafi i cholery z nią dostanę.Otworzy wreszcie te drzwi czy nie? Głos był młody, ale nie dziecięcy, jakaś obsesjonistka na tle gwałtu.? Do diabła, stwierdziła już chyba moją płeć.?— Ja jestem znajoma.Pan Orzesznik tu mieszka z całą pewnością, a jak nie mieszka, to mieszkał.Niechże pani otworzy! Nie mogę tak wrzeszczeć przez drzwi!— A o co chodzi?Ugryzłam się w język, żeby nie ryknąć krótko i treściwie.— O informacje od pana Orzesznika — wyjaśniłam grzecznie, acz gromko, i nawet prawdziwie.— Jeśli go nie ma, chcę wiedzieć, gdzie jest!— Ja nie wiem.Na litość boską.! Krowa chyba jakaś za tymi drzwiami stoi!!!Straciłam do niej cierpliwość i sama przystąpiłam do zadawania pytań.— Czy pani tu mieszka, czy przyszła pani z wizytą?— Tak.Nie.A o co chodzi?— Może jest tam ktoś, kto coś wie! Sama pani jest?— Wcale nie sama.Mój mąż tu jest.— Umarł?— Co?— Pytam, czy umarł? Leży pijany?— No co też pani.— To dlaczego, do diabła, się nie odzywa?! Niech podejdzie do tych drzwi, choćby nawet z siekierą! Nie stoi tu ze mną czterdziestu rozbójników! Ani nawet dwunastu!W głębi mieszkania, wypełnionego dotychczas tylko jednym damskim głosem, usłyszałam jakieś dodatkowe dźwięki.Ktoś się poruszył, odezwał, widocznie ten mąż.pień, nie mąż.rzeczywiście tam był i wreszcie zareagował.—.idiotko, wszyscy usłyszą.— dobiegło mnie wyraźnie.— Dobrze, już otwieram — powiedziała dziewczyna żałośnie.Zaszczekały liczne zamki, drzwi uchyliły się w połowie.Nie chcąc dopuścić do ich ponownego zamknięcia, wdarłam się poza próg.Ujrzałam dziewczynę i chłopaka, chłopak w głębi, w szortach i podkoszulku, dziewczyna tuż przy mnie, wiotka blondynka w szlafroczku, obydwoje bardzo młodzi, na oko nawet sympatyczni, i wyraźnie przestraszeni.Chłopak siekiery w ręku nie trzymał.— Rany boskie, zamknijcie te drzwi i porozmawiajmy przez chwilę jak ludzie — powiedziałam, z wysiłkiem tłumiąc irytację.— Nic nie rozumiem, bo Lucjan Orzesznik naprawdę powinien tu mieszkać!— To pani nie z adeemu? — spytał chłopak niepewnie.Po dziesięciu minutach byliśmy już całkiem zaprzyjaźnieni i sprawa się wyjaśniła.Mieszkali na dziko, bez meldowania.O Lucjanie Orzeszniku rzeczywiście nie mieli najmniejszego pojęcia, ale wiedzieli, że przed nimi mieszkał tu ktoś inny, możliwe że właśnie ten Orzesznik, a mieszkanie w ogóle należało do jednego znajomego, chociaż może niezupełnie, znajomy je wynajmował po cichutku i po kumotersku bardzo tanio, prawdziwy właściciel zaś siedział za granicą.Osobiście też go nie znali.Przed sąsiadami i administracją udawali, że tylko przychodzą i podlewają kwiatki.Nie powiedziałam już nawet, co myślę wobec tego o pogawędce przez zamknięte drzwi i dzikich rykach na klatce schodowej, bo zdaje się, że dotarło to do nich samo.Zajęłam się Orzesznikiem.— Skoro Orzesznik mieszkał na podobnej zasadzie, ten wasz znajomy też go musi znać — stwierdziłam stanowczo.— Chcę waszego znajomego.Machlojki mieszkaniowe nic mnie nie obchodzą, może wynająć nawet Pałac Kultury.Kto to jest i jak go złapać?— Tego pani nie powiemy za żadne skarby świata — odparł chłopak równie stanowczo.— Ale możemy go sami zapytać, czy zna Orzesznika.Nawet zaraz.Tu jest telefon.— Bardzo dobrze, dzwońcie.Jeszcze trzy lata temu Orzesznik mieszkał tutaj i niech powie, gdzie mieszka teraz.Nie podglądałam, jaki numer kręcą, ale słuchałam rozmowy.Znajomy imieniem Rysio wyparł się Orzesznika całkowicie.Owszem, wiedział, że mieszka, i wiedział, że przestał mieszkać, ale sprawę mieszkania załatwiał z nim bezpośrednio legalny właściciel, ówże Fermiel, widniejący na liście lokatorów, i było to już bardzo dawno temu [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl