[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To by oznaczało, że coś tu musi być - dokończył Tommy.- Tu, w naszym domu.Tommy spojrzał na Tuppence, a Tuppence na niego.Była to dobra chwila na zastanowienie się.Tuppence ze trzy razy otwierała usta, lecz za każdym razem powstrzymywała się.marszczyła czoło i ponownie po­grążała się w myślach.To Tommy przerwał ciszę.- Co o tym myślał? Co mówił o Ukochanym? Pytam o starego Izaaka.- Że tego właśnie można się było spodziewać i że wózek rozpadał się ze starości.- Ale powiedział, że ktoś przy nim majstrował?- Tak - potwierdziła Tuppence - i to na pewno.Powiedział: “No, dzieciaki się nim bawiły.Lubią odkrę­cać koła, małpiszony".Ja nikogo nie widziałam.Ale na pewno dopilnowali, bym ich nie przyłapała.Pewnie czekali, aż wyjdę z domu.Spytałam Izaaka, czy sądzi, że to była czysta złośliwość.- I co?- Nie wiedział, co powiedzieć.- To mogła być złośliwość - przyznał Tommy.- Lu­dzie często się tak zachowują.- Czy usiłujesz mi wmówić, że ktoś przewidział, iż będę bawiła się wózkiem, że odpadnie koło i zabawka rozpadnie się na kawałki? Przecież to absurd, Tommy.- Brzmi absurdalnie - zgodził się Tommy - ale czasami absurd okazuje się prawdą.To zależy, gdzie, jak i dlaczego coś się wydarza.- Nie widzę tu żadnego “dlaczego".- Pomyśl o najbardziej prawdopodobnym wyjaśnie­niu - zaproponował Tommy.- Co masz na myśli, mówiąc “najbardziej prawdo­podobnym"?- Może ktoś chce, żebyśmy stąd wyjechali.- Dlaczego? Jeśli ktoś chce kupić nasz dom, może złożyć ofertę.- Oczywiście.- To ciekawe: o ile wiem, nikt nie chciał tego domu prócz nas.To znaczy, nikt nie oglądał go równocześnie z nami.Jakby powszechnie uważano, że cena jest niska dlatego, że posiadłość jest bardzo stara i wymaga ogrom­nego remontu.- Nie wierzę, że ktoś chce się nas pozbyć.Może byłaś zbyt wścibska, zadawałaś za dużo pytań i wypi­sywałaś tajemnicze informacje z książek.- Chodzi ci o to, że robię zamieszanie tam, gdzie nikt sobie tego nie życzy?- Mniej więcej - przyznał Tommy.- Gdybyśmy mieli nagle dojść do wniosku, że dom przestał nam się podobać, wystawili go na sprzedaż i wyjechali, wszystko byłoby w porządku.Ktoś byłby usatysfakcjonowany.Nie sądzę, że oni.- Kogo masz na myśli?- Nie mam pojęcia - odparł Tommy.- Dojdziemy do “nich" później.Po prostu jacyś “oni".Z jednej strony stoimy “my", z drugiej “oni".Musimy ich odszukać.- A co z Izaakiem?- Co masz na myśli?- Nie wiem.Zastanawiałam się tylko, czy jest w to zamieszany.- Jest bardzo stary, mieszka tu od dawna i trochę wie.Uważasz, że obluzowałby koła Ukochanego, gdyby ktoś podsunął mu pięciofuntowy banknot?- Nie - odparła Tuppence.- Na to jest za mało inteligentny.- To nie wymagało inteligencji.Potrzebowałby jej tylko po to, by przyjąć pieniądze i wyjąć parę śrubek lub złamać kilka drewienek tu i tam tak, by twój na­stępny zjazd ze wzgórza skończył się tragicznie.- Opowiadasz bzdury - stwierdziła Tuppence.- Sama mówiłaś to samo.- Tak, ale moje pomysły pasowały do sytuacji - po­wiedziała Tuppence.- Do tego, co usłyszeliśmy.- Cóż, biorąc pod uwagę wynik mojego dochodzenia lub badań, jakkolwiek nazwiesz to, czym się zajmowa­łem, najwyraźniej dowiedzieliśmy się rzeczy nie całkiem zgodnych z prawdą.- Powtarzasz to, co sama mówiłam przed chwilą: że wszystko zostało postawione na głowie.Teraz wiemy, że Mary Jordan nie była obcym agentem.Zjawiła się tu w konkretnym celu.Być może go osiągnęła.- W takim razie, spróbujmy wszystko poukładać od nowa i dopasować do tej informacji - powiedział Tommy.- Miała coś odkryć.- Najwyraźniej coś o kapitanie X.Musisz dowiedzieć się, jak miał na nazwisko.“Pan X" brzmi okropnie pusto.- Dobrze, dobrze, przecież wiesz, jakie to trudne.- Odkryła coś i przekazała to swoim przełożonym - mówiła Tuppence.- Być może ktoś otworzył list.- Jaki list? - zdziwił się Tommy.- List, jaki napisała do kogoś, kto był jej “konta­ktem".- A tak.- Sądzisz, że to był jej ojciec lub dziadek?- Raczej nie - odparł Tommy.- Chyba nie zała­twiano takich spraw w ten sposób.Może po prostu sama wybrała lub wybrano za nią nazwisko Jordan, ponieważ z niczym się nie kojarzyło.Byłoby inaczej, gdyby choć po części była Niemką.Może nosiła je wcześniej, pra­cując dla nas, nie dla nich.- Dla nas, nie dla nich - zgodziła się Tuppence - za granicą.- A przyjechała tu jako kto?- Och, nie wiem.Będziemy musieli zacząć od po­czątku, szukając i tego.W każdym razie przyjechała, odkryła coś i albo przekazała to dalej, albo nie.Nie musiała pisać listu.Mogła pojechać do Londynu i oso­biście złożyć raport.Na przykład umówić się na spot­kanie w Regent's Park.- Zwykle dzieje się odwrotnie, prawda? - powiedział Tommy.- To znaczy, najpierw spotykasz kogoś z am­basady, dla której pracujesz, dopiero potem umawiacie się w Regent's Park i.- Czasami chowa się coś w dziupli drzewa.Napra­wdę sądzisz, że tak się to stało? Brzmi nieprawdopo­dobnie.Przypomina raczej historię dwojga zakochanych, którzy przekazują sobie listy miłosne.- Jestem pewien, że to, co napisała, mogło wyglądać jak list miłosny, a w rzeczywistości zawierało zaszyfrowaną informację.- Wspaniały pomysł - oceniła Tuppence.- Tyle że.Och, to było tak dawno temu! Ciężko dojść dokądkol­wiek.Im więcej wiesz, tym mniej masz z tego pożytku.Ale nie zatrzymamy się, prawda, Tommy?- Ani na chwilę - odparł i westchnął.- Wolałbyś, żeby tak się stało? - zapytała Tuppence.- Prawie.Tak.Na ile mogę przewidzieć [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl