[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zeskoczyła na trawę nie­daleko Duncana.- Wydaje się sympatycznie.Siona spojrzała na Inmeirę, gdy pilotka i jeszcze jedna Mówiąca-do-Ryb dołączyły do nich.- Kiedy wracamy do Onn?- Ty nie wrócisz - powiedziała Inmeira.- Mam rozkaz zabrać cię do Twierdzy.Dowódca wróci.- Rozumiem.- Siona skinęła głową.- Kiedy odlatujemy?- Jutro o świcie.Zobaczę się z naczelnikiem wsi w sprawie kwa­tery.- Inmeira ruszyła wielkimi krokami w stronę wioski.- Gojgoa - powiedział Idaho.- To dziwna nazwa.Ciekawe, czym było to miejsce w czasach Diuny.- Tak się składa, że wiem - odparła Siona.- Na starych mapach jest ono zaznaczone jako Szuloch, co znaczy “nawiedzone miejsce".Przekazy Ustne mówią, że jego mieszkańcy popełnili wielkie zbrod­nie, zanim zostali zabici.- Dżekarata.- szepnął Idaho, przypominając sobie dawne legen­dy o złodziejach wody.Rozejrzał się dookoła, szukając śladów daw­nych wydm i skał; nie było nic - tylko dwóch starszych mężczyzn o spokojnych twarzach, którzy wrócili z Inmeirą.Mieli na sobie spłowiałe niebieskie spodnie i obszarpane koszule, zaś ich stopy były bo­se.- Znałeś to miejsce? - zapytała Siona.- Tylko jako nazwę z legendy.- Niektórzy powiadają, że są tu duchy - rzekła - ale ja w to nie wierzę.Inmeira stanęła przed Idaho i dała znak przybyłym, by zatrzymali się obok niej.- Ich mieszkania są biedne, ale odpowiednie - powiedziała.- Chyba że zechcecie się zatrzymać w jednej z prywatnych rezydencji - mówiąc to odwróciła się i popatrzyła na Sionę.- Zdecydujemy później - odpowiedziała jej dziewczyna.Wzięła Idaho pod rękę.- Dowódca i ja pragniemy przejść się po Gojgoi i popodziwać widoki.Inmeira chciała coś powiedzieć, ale zrezygnowała.Siona pociąg­nęła Idaho za sobą i oboje przeparadowali przed mężczyznami z wio­ski.- Wyślę z wami dwie strażniczki - zawołała Inmeira.Siona zatrzymała się i odwróciła.- Czyżby w Gojgoi nie było bezpiecznie?- To bardzo spokojne miejsce - powiedział jeden z mężczyzn.- Więc nie będziemy potrzebować strażniczek - rzekła Siona.- Niech pilnują ornitoptera.Znów powiodła Idaho ku wiosce.- W porządku - rzekł Idaho, uwalniając ramię z uścisku Siony.- Co to za miejsce?- Bardzo prawdopodobne, że uznasz je za nader przyjemne - po­wiedziała Siona.- Jest zupełnie inne niż dawny Szuloch.Bardzo spo­kojne.- Jesteś na coś zdecydowana - rzekł Idaho, idąc obok niej.- Co to takiego?- Zawsze słyszałam, że ghole zadają wiele pytań - odparła Siona.- Ja również mam pytania.- Och!?- Jak on wyglądał w twoich czasach, ten człowiek, Leto?- Który?- Tak, zapomniałam, że było ich dwóch - dziadek i ten Leto.Oczywiście mam na myśli naszego Leto.- Był zaledwie dzieckiem, to wszystko, co wiem.- Przekazy Ustne mówią, że jedna z jego pierwszych towarzyszek pochodziła z tej wioski.- Towarzyszka? Myślałem.- Kiedy miał jeszcze ludzką postać.To było po śmierci jego sio­stry, ale jeszcze zanim zaczął zmieniać się w czerwia.Przekazy Ustne mówią, że panny młode wchodziły w labirynt Imperialnej Twierdzy i nigdy ich już więcej nie widziano - poza twarzami i głosami transmitowanymi przez holo.Już od tysięcy lat nie miał żadnych towarzy­szek.Dotarli do małego placu w centrum wioski, przestrzeni o długości mniej więcej pięćdziesięciu metrów, w której środku znajdował się niewielki zbiornik czystej wody.Siona podeszła do jego brzegu i usiadła na kamiennej ławie.Klepnęła dłonią obok siebie, dając znak Idaho, by do niej dołączył.Duncan najpierw rozejrzał się dookoła i za­uważył ludzi spoglądających na niego zza zasłoniętych okien, szepczące i wskazujące ich sobie dzieci.Odwrócił się i popatrzył na Sionę.- Co to za miejsce?- Powiedziałam ci.Powiedz, jak wyglądał Muad'Dib.- Był najlepszym przyjacielem, jakiego może mieć człowiek.- Zatem Przekazy Ustne są prawdziwe, ale nazywają kalifat jego następców Desposyni, a to nie brzmi najlepiej.“Podpuszcza mnie" - pomyślał Idaho.Pozwolił sobie na niewyraźny uśmiech, zastanawiając się nad mo­tywami Siony.Wydawało się, że dziewczyna czeka na jakieś ważne wydarzenie.Ze strachem nawet.Ale w jej zachowaniu był odcień czegoś, co można nazwać uniesieniem.Nic, co mówiła, nie mogło być zakwalifikowane jako coś więcej niż grzecznościowa konwersacja, prowadzona dla zabicia wolnego czasu, dopóki.Dopóki co?W jego świadomość wtargnął cichy odgłos czyjegoś biegu.Idaho odwrócił się i zobaczył wypadające ku nim z bocznej uliczki mniej więcej ośmioletnie dziecko.Małe bose stopy wzbijały obłoki pyłu.Gdzieś z głębi ulicy dochodził rozpaczliwy krzyk kobiety.Biegnący chłopiec zatrzymał się około dziesięć metrów od nich i zaczął wpatry­wać się w Idaho wzrokiem, którego intensywność Duncan uznał za niepokojącą.Dziecko wydawało się mu w jakiś sposób znajome - smukła sylwetka, ciemne, kręcone włosy, twarz jeszcze chłopięca, ale zdradzająca rysy przyszłego mężczyzny - raczej wysokie kości poli­czkowe, równa linia brwi [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl