[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Szczypta soli, kawałeczek huanu, odrobina cukru, ździebko szafranu indyjskiego.Potem znów się rozsiedli i czekali, bliscy uduszenia w tej celi wyszukanych tortur.Co jakiś czas usuwali z okienka koc, wpuszczając do środka nieco świeżego powietrza i wypuszczając trochę zapachu.Wiatr rozniósł aromatyczną woń po obozie.Wewnątrz więzienia smużki zapachu wydostawały się przez drzwi na korytarz, nasycając powietrze.- Jasny gwint! Smithy, czujesz?- Pewnie, że czuję.Myślisz, że nie mam nosa? Skąd to tak zalatuje?- Czekaj, czekaj.Gdzieś od więzienia, o, stamtąd!- To pewnie te żółte sukinsyny pichcą coś sobie tuż za drutem.- Tak, to oni.Bydlaki.- A ja myślę, że to wcale nie oni.To leci prosto od więzienia.- O rany, zobaczysz, co powie Smithy.Spójrz tylko, stoi i węszy.Całkiem jak pies.- Mówię wam, czuję, że to zalatuje od więzienia.- To wiatr.Wiatr wieje z tamtej strony.- Przecież wiatr nigdy tak nie pachnie.Mówię wam, ktoś gotuje mięso.Wołowinę.Głowę daję.Duszona wołowina!- Nowa japońska tortura.Sukinsyny! Żeby nam robić taki świński kawał!- A może to się nam tylko wydaje.Mówią, że zapach można sobie wyobrazić.- Jakim cudem może się to wydawać nam wszystkim? Popatrz na innych, wszyscy stoją.- Kto tak mówi?- Co?- Powiedziałeś przed chwilą: “Mówią, że zapach można sobie wyobrazić”.To niby kto tak mówi?- O Boże, Smithy.To takie powiedzenie.- No, ale ci, co tak “mówią”, to kto?- Skąd mam, do diabła, wiedzieć?!- To przestań z tym “mówią” to, “mówią” tamto.Zwariować można od takiego gadania.Siedzący w celi wybrańcy Króla przyglądali się mu, jak odmierza warząchwią porcję i wręcza napełnioną menażkę Larkinowi.Następnie wszystkie oczy oderwały się od naczynia Larkina i skierowały na warząchew, potem na Maca i znowu na warząchew, na Brougha i z powrotem na warząchew, na Texa i na warząchew, na Marlo-we’a i ponownie na warząchew, a wreszcie na porcję Króla.Kiedy obdzielił wszystkich i zabrano się do jedzenia, w garnku zostało jeszcze tyle jadła, że starczyłoby dla każdego na co najmniej dwie porcje.Jakąż udręką było tak dobrze jeść.Ziarna katchang idju rozpadły się w czasie gotowania i stały się częścią zawiesistej zupy.Melonowiec zmiękczył mięso i sprawił, że odpadło od kości, rozdrobniło się, a od fasoli i ziół nabrało brunatnej barwy.Potrawa była gęsta jak prawdziwy irlandzki gulasz z baraniny duszonej z ziemniakami i cebulą.I tak jak przy prawdziwym gulaszu ścianki menażek pokrywały krople miodowozłotego tłuszczu.Król uniósł głowę znad wyczyszczonej do sucha menażki.Dał Larkinowi znak, a ten bez słowa podał mu swoje naczynie.Potem w milczeniu wszyscy po kolei przyjęli dokładkę, która zniknęła szybko i bez śladu, tak zresztą jak następna, tym razem już ostatnia porcja.Wreszcie Król odłożył menażkę.- Kurwa jego mać - powiedział z rozkoszą.- Wyśmienite! - rzekł Larkin.- Coś wspaniałego - dodał Marlowe.- Zapomniałem już, co to znaczy żuć.Aż mnie szczęki bolą.Mac zebrał łyżką resztki fasolki.Odbiło mu się.Było to głębokie i donośne czknięcie.- Powiem wam, chłopcy, że jadałem swego czasu różne rzeczy w różnych miejscach, począwszy od rostbefu w restauracji Simpsona na Picadilly, a skończywszy na rijsttafelu w Hotel des Indes na Jawie.Ale żadne, przysięgam wam, żadne z tych dań nie umywa się do tego - powiedział.- Zgadzam się z tobą - rzekł Larkin, sadowiąc się wygodniej.- Nawet w najlepszej restauracji w Sydney, chociaż muszę przyznać, befsztyki są tam znakomite, nic mi tak nie smakowało.Król czknął i poczęstował wszystkich papierosami.Potem odpieczętował butelkę z sake i pociągnął długi łyk.Wódka była mocna i ostra w smaku, ale usuwała z ust wrażenie przesytu.- Trzymaj - powiedział Król, podając butelkę Marlowe’owi.Napili się wszyscy i wszyscy wypalili papierosa.- Ej, Tex, nie zająłbyś się kawą? - spytał Król ziewając.- Zaczekajmy jeszcze parę minut z otwarciem drzwi - zaproponował Brough, choć było mu wszystko jedno, czy drzwi zostaną otwarte, czy nie.Zależało mu tylko na tym, żeby choć jeszcze przez chwilę się nie ruszać.- O Boże, jak mi dobrze!- Tak się najadłem, że chyba pęknę - stwierdził Marlowe.- Nie ma co, to był naj.- Daj spokój, Peter.Wszyscyśmy to już powiedzieli.Wszyscy o tym wiemy.- Owszem, ale ja musiałem to powiedzieć.- Jak to załatwiłeś? - spytał Brough Króla i stłumił ziewnięcie.- Max powiedział mi, że pies zagryzł kurę.Wysłałem więc Dina do Hawkinsa i ten oddał mu Pirata.Potem daliśmy psa Kurtowi, żeby go zabił.Ja miałem dostać z niego zadek.- A dlaczego to Hawkins oddał psa Dinowi? - spytał Marlowe.- Bo Dino jest weterynarzem.- Aha, teraz rozumiem.- Jakim znowu weterynarzem - wtrącił się Brough.- Przecież to jest marynarz.Krół wzruszył ramionami.- No więc dziś dla odmiany był weterynarzem.Przestań się czepiać!- Cholera, jesteś niezrównany.Muszę ci to przyznać!- Dziękuję, Don.- W jaki.w jaki sposób Kurt to załatwił? - spytał Brough.- Nie pytałem go.- I słusznie, chłopcze - rzekł Mac.- A teraz proponuję, żebyśmy przestali o tym mówić, zgoda?- Dobra myśl.Marlowe wstał i przeciągnął się.- A co z kośćmi? - spytał.- Przeszmuglujemy je, kiedy będziemy stąd wychodzić.- A może byśmy tak zagrali w pokera? - zaproponował Larkin.- Świetnie - zgodził się Król.- Tex, nastaw wodę na kawę, Peter, sprzątnij tu trochę.Grant, zajmij się drzwiami.A ty, Don, może byś zebrał naczynia.Brough podniósł się ociężale.- A ty niby co będziesz robił? - spytał.- Ja? - Król uniósł brwi.- Posiedzę sobie.Brough spojrzał na niego.Inni też.Wreszcie Brough rzekł:- Mam wielką ochotę awansować cię na oficera.i to wyłącznie dla tej przyjemności, żeby ci dołożyć.- Za każde dwa ciosy zarobiłbyś ode mnie pięć, a to nie wyszłoby ci na zdrowie - odparł Król.Brough rozejrzał się po wszystkich i znów spojrzał na Króla.- Chyba masz rację - powiedział.- Trafiłbym pod sąd wojenny.- Roześmiał się.- Ale nic mi nie broni zabrać ci trochę forsy.Powiedziawszy to, wyciągnął pięciodola-rowy banknot i wskazał talię kart, którą Król trzymał w ręku.- Starsza wygrywa!Król rozłożył karty.- Wybieraj - powiedział.Brough triumfalnie odsłonił damę.Król przyjrzał się kartom i wybrał jedną z nich - był to walet.- Podwójna stawka albo nic - powiedział Brough uśmiechając się szeroko
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|