[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Porucznik zaczął opowiadać, a oni uzupełniali historię detalami.Kiedy Jesse doszedł do tego momentu, gdy w dysku pojawił się otwór, szeroko otworzył oczy i cofnął gwałtownie rękę tak samo jak wtedy.Sheila postawiła słoik na biurku i popatrzyła przez okular mikroskopu.Jeden z dysków leżał na podstawce.– Cała sytuacja staje się coraz bardziej dziwaczna – zauważyła.– Coś wam powiem: powierzchnia wygląda na całkiem gładką, pozbawioną wszelkich skaz.Daję słowo, to solidny kawałek, cokolwiek to jest.– Tak to wygląda, ale takie nie jest – stwierdziła Cassy.– To bez wątpienia jakiś mechanizm.Wszyscy widzieliśmy otwór.– I igłę – dodał Pitt.– Kto mógłby coś takiego zrobić? – zastanawiał się na głos Jesse.– Kto to zrobił – poprawiła go Cassy.Cała czwórka popatrzyła na siebie z konsternacją.Przez dłuższą chwilę nikt się nie odezwał.Pytanie dziewczyny wprawiło ich w zakłopotanie.– Cóż, wydaje mi się, że nie zdołamy odpowiedzieć na żadne pytanie, dopóki nie dowiemy się, co znajduje się w płynie, którym nasiąkła bibułka – powiedziała w końcu Sheila.– Problem w tym, że będę musiała to zrobić sama.Richard, kierownik techników laboratoryjnych, zdradził się już przed szefem w sprawie naszego gościa z CKCh.Nie mogę zaufać ludziom z laboratorium.– I tak musimy postarać się o pomoc innych – stwierdziła Cassy.– Tak, na przykład wirusologa – dodał Pitt.– Biorąc pod uwagę to, co przydarzyło się panu Hornowi, nie będzie to łatwe – uznała Sheila.– Trudno jest stwierdzić, kto przechodził tę grypę, a kto nie.– Z wyjątkiem osób, które dobrze znamy – wtrącił Jesse.– Wiedziałem, że kapitan zachowuje się dziwnie.Nie wiedziałem tylko dlaczego.– Ale nie możemy usprawiedliwiać się tym, że nie wiemy, kto był chory, a kto nie, i siedzieć z założonymi rękami – powiedziała Cassy.– Musimy ostrzec ludzi, którzy jeszcze nie zostali zainfekowani.Znam parę, która może służyć wielką pomocą.Ona jest wirusologiem, a on fizykiem.– Brzmi to idealnie, jeżeli nie zostali zakażeni – stwierdziła Sheila.– Myślę, że mogę sprawdzić – ofiarowała się Cassy.– Ich syn jest uczniem w jednej z klas, gdzie mam praktykę.On może się domyślać, że coś się dzieje, bo rodzice jego dziewczyny zachorowali.– To może niepokoić – uznała Sheila.– Z tego, co porucznik Kemper mówi o kapitanie, wynika dla mnie, że ludzie po przejściu grypy zachowują się jak głosiciele ewangelii.– Amen – podsumował Jesse.– Nie zamierzał przyjąć odmowy.Postanowił dać mi dysk bez względu na to, co o tym sądzę.Chciał, żebym zachorował, co do tego nie ma wątpliwości.– Będę ostrożna i dyskretna – obiecała Cassy.– Dobrze, spróbujmy.Ja tymczasem wykonam kilka wstępnych badań tego płynu – zdecydowała Sheila.– Co zrobimy z dyskami? – zapytał Jesse.– Pytanie brzmi raczej, co one zrobią z nami – zauważył Pitt i popatrzył na przedmiot umieszczony pod mikroskopem.Rozdział 12Godzina 9.00Poranek był cudowny.Dalekie, poszarpane, purpurowe szczyty gór na tle bezchmurnego, błękitnego nieba przypominały kryształy ametystu zatopione w kąpieli ze złotego światła.Przed bramą posiadłości zebrał się wyczekujący tłum.Stali tam ludzie w różnym wieku i o różnej pozycji społecznej, od mechaników po supernaukowców, od gospodyń domowych po prezydentów korporacji, od studentów po profesorów uniwersyteckich.Wszyscy byli ożywieni, szczęśliwi, promieniujący zdrowiem.Panowała świąteczna atmosfera.Z domu wyszedł Beau, u jego boku szedł King.Zszedł po schodach, przeszedł około piętnastu metrów i odwrócił się.To, co zobaczył, wielce go uradowało.Poprzedniego dnia nad ścieżką do domu powieszono olbrzymi transparent: INSTYTUT NOWEGO POCZĄTKU.WITAMY!Beau omiótł wzrokiem otoczenie.W ciągu ostatniej doby wykonał kawał roboty.Cieszył się, że poza krótką drzemką nie potrzebował już normalnego snu.Inaczej wszystko to nie byłoby możliwe.W cieniu drzew, ale i na skąpanych słońcem trawnikach spacerowały dziesiątki psów rozmaitych ras.W większości były to duże zwierzęta, a żadne nie było na smyczy.Beau wiedział jednak, że są czujne jak wartownicy, i był zadowolony.Raźnym krokiem wrócił do przedsionka, aby dołączyć do Randy’ego.– To jest to – powiedział Beau.– Możemy zaczynać.– Co za dzień – odparł Randy.– Wpuszczamy pierwszą grupę.Zaczną w sali balowej.Randy wyjął telefon komórkowy, połączył się z jednym ze swoich ludzi i kazał mu otworzyć bramę.Kilka chwil później Randy i Beau usłyszeli śmiechy w rześkim porannym powietrzu.Z miejsca, w którym stali, nie mogli dojrzeć bramy głównej, ale doskonale słyszeli narastający gwar rozmów zbliżających się ludzi.Huczący z podniecenia tłum zaroił się przed domem, otaczając wejście gęstym półkolem.Beau uniósł rękę niczym rzymski wódz, a wszyscy natychmiast zamilkli.– Witajcie! – zawołał.– Oto nowy początek! Wy jesteście dowodem, iż podzielamy te same idee i wizje.Wiemy, co musimy zrobić.Więc zróbmy to!Tłum eksplodował brawami i okrzykami aprobaty.Beau popatrzył na promieniejącego Randy’ego.On także klaskał.Beau skinął Randy’emu, żeby ten wszedł do domu, i zaraz ruszył za nim.– Cóż za elektryzująca chwila – powiedział Randy, wchodząc do ozdobionej sali balowej.– Jakbyśmy tworzyli jeden potężny organizm – odparł Beau, kiwając głową ze zrozumieniem [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl