[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Cała książka jest równiedziwaczna, jak jej tytuł to jedna z tych prac, o których można powiedzieć, że albo to kompletny śmieć,albo dzieło absolutnego geniuszu.Nic pośrodku! (Raczej to pierwsze, ale głowy bym nie dał.)Jaynes zaczyna od tego, że wielu ludzi odbiera własne procesy myślowe w formie dialogu między sobą" (jaznią, self") a drugim wewnętrznym protagonistą tkwiącym w głowie.Oczywiście dziś jużwszyscy doskonale wiemy, że oba te głosy" są naszym własnym głosem, a jeśli ktoś tego nie rozumie,uznawany jest za psychicznie chorego.Coś takiego przydarzyło się Evelynowi Waugh, choć epizod niebył długotrwały.(Pózniej Waugh, który nigdy się nie patyczkował ze sobą, powiedział do któregoś zeswoich przyjaciół: Wiesz, dawno już cię nie widziałem, ale w sumie w ogóle niewielu ludzi widziałemprzez ten czas, bo słyszałeś o tym? trochę zwariowałem".) Bohater The Ordeal of Gilbert Pinfold,powieści napisanej przez Waugh'a po wyjściu z choroby, też ma halucynacje i słyszy głosy, coszczegółowo zapisuje.Julian Jaynes twierdzi, że gdzieś tak do roku 1000 p.n.e.ludzie nie byli raczej świadomi, że tendrugi głos głos Gilberta Pinfolda to głos wewnętrzny.Myśleli, że to głos boga, Apolla, Astarte czyJahwe choćby, a może raczej jakiegoś lokalnego, domowego bóstwa, które daje im porady i wydajepolecenia.Jaynes nawet zlokalizował odpowiedni ośrodek odpowiedzialny za to słyszenie", ma on sięmieścić dokładnie po przeciwnej stronie mózgu niż ośrodki kontrolujące słyszenie i rozpoznawaniemowy. Rozpad dwukomorowego mózgu" był według Jaynesa historycznym przełomem, który nastąpiłw chwili, gdy ludzie pojęli, iż słyszane przez nich głosy, które dotąd uznawali za napływające z zewnątrz,w rzeczywistości są głosem wewnętrznym.Jaynes idzie zresztą w swojej teorii jeszcze dalej dla niegoów przełom był historyczny", bowiem w tym właśnie momencie narodzić się miała ludzka świadomość.Jedna ze staroegipskich inskrypcji głosi, że wszyscy inni bogowie są tylko emanacją, głosem"boga-stwórcy Ptaha.Współczesne translacje nie tłumaczą jednak określenia głos" dosłownie, przyjmujesię raczej, że trzeba w tym wypadku mówić o obiektywnych manifestacjach umysłu [Ptah]".Jaynes niezgadza się z taką interpretacją i uważa, że słowo głos" w tym kontekście ma znaczyć dokładnie to, coznaczy.Bogowie byli według niego głosem", halucynacją, która przemawiała wewnątrz czyjejś głowy.Twierdzi też, że tacy bogowie są ewolucyjnym potomstwem dawnych władców, którzy poprzez słowanawet pośmiertnie zachowywali posłuch wśród poddanych, właśnie jako wyimaginowane głosyprzemawiające w ludzkich głowach.Teoria Jaynesa bez wątpienia jest kontrowersyjna, ale wydała mi sięna tyle intrygująca, że uznałem, iż nie można nie wspomnieć o niej w książce poświęconej religii.Ocenęzaś pozostawiam moim czytelnikom.Propozycję Jaynesa można też poddać szczególnej reinterpretacji.Otóż przyjmując, że istniejerozwojowe powiązanie między bogami a fisiami, można się zastanawiać, czy relacja nie przebiega wprzeciwną stronę, tak jak sugerowałaby to teoria pedomorfizmu.W tym ujęciu rozpad dwukomorowegomózgu nie byłby gwałtownym, jednorazowym przełomem, ale raczej długotrwałym stopniowymprocesem cofania się do dzieciństwa aż do okresu poprzedzającego moment uświadomienia sobie, że owewewnętrzne głosy i zjawy nie są realne.Zgodnie z takim modelem odwróconego pedomorfizmu"najpierw znikłyby z mózgów dorosłych halucynacje bogów, potem cofalibyśmy się dalej do corazwcześniejszego dzieciństwa, a wreszcie i ten stan nasz gatunek osiągnął dziś halucynacje teprzetrwały tylko w formie fisiów czy małych czerwonych ludzików".Z tą wersją teorii jest jednakpewien poważny kłopot otóż nie wyjaśnia ona, dlaczego współcześnie bóg ma tak trwałą pozycję wdorosłości.Może zatem najlepiej byłoby założyć, że ani bogowie nie są ewolucyjnymi potomkami fisiów, anivice versa, lecz jedni i drudzy są produktem ubocznym tej samej psychologicznej predyspozycji.I Bóg(bogowie) wszak, i fiś dają nam swoisty psychiczny komfort, stanowią też ważne audytorium, któremumożemy przedstawiać własne pomysły.W ten oto sposób powróciliśmy do teorii, o której mowa była wRozdziale 5. hipotezy religii jako produktu ubocznego".POCIESZENIE I UKOJENIEPrzyszła pora, by zmierzyć się z poważnym wyzwaniem nie sposób zaprzeczyć, że Bóg dla wieluludzi jest pocieszycielem i ostoją, i, jeśli on nie istnieje, coś trzeba znalezć na jego miejsce.Nawet jeżeliktoś skłonny jest ostatecznie zgodzić się, że najprawdopodobniej Boga nie ma i że nie jest on zródłemmoralności, nie oznacza to, że się poddaje, zawsze ma bowiem (tak przynajmniej sądzi) jeszcze jednegoasa w rękawie potencjalną (psychologiczną lub emocjonalną) potrzebę Boga.Jeśli odrzucisz religię,pyta taki ktoś z nutką satysfakcji w głosie, co możesz zaproponować w zamian? Co możesz daćumierającym w bólu, ludziom, od których odeszli najbliżsi, różnym cierpiącym w samotności EleanoromRigby tym wszystkim, dla których Bóg jest jedynym przyjacielem?Pierwsze, co na takie dictum można odpowiedzieć, to rzecz, której w zasadzie nawet mówić niewarto.Ludzie czerpią z wiary pocieszenie, to prawda, ale z tego wcale nie wynika, że przedmiot ichwiary istnieje.Przyjmijmy nawet (choć nie jest to łatwe i stanowi zdecydowanie za daleko idąceustępstwo), że ktoś zdołał przeprowadzić niepodważalny dowód, iż wiara w istnienie Boga jestniezbędnym wymogiem ludzkiej psychiki i ludzkiego szczęścia, a wszyscy ateiści to nieuleczalnineurotycy, którzy w desperacji, wiedzeni kosmicznym lękiem, prą do samobójstwa.To nic nie zmienia żadne z tych twierdzeń w najmniejszym nawet stopniu nie odnosi się do prawdy lub fałszu religijnychwierzeń.Dobrze, można przyznać, iż stanowią one poważny argument za tym, by próbować samegosiebie przekonać, że Bóg jest (nawet jeśli go nie ma).Dan Dennett, jak już wspominałem, wprowadza wBreaking the Spell rozróżnienie między wiarą w Boga a wiarą w wiarę przekonaniem, że dobrze jestwierzyć, nawet jeśli sama wiara jest fałszywa ( Wierzę, zaradz memu niedowiarstwu!" Mk 9,24).Wiernych zachęca się, by wyznawali wiarę i praktykowali, nawet jeśli nie są jej pewni.Może, jeśli człowiek wystarczająco często coś powtarza, potrafi sam się przekonać, że to prawda.Wszyscy zresztą znamy łudzi, którzy akceptują wiarę religijną jako taką i nie pozwalają atakować religii,choć zarazem przyznają, że w sobie" wiary nie mają.Byłem lekko wstrząśnięty, gdy tej treści deklaracjęodnalazłem nawet nie u kogo innego, tylko u tak podziwianego przeze mnie Petera Medawara: %7łałujęmojej niewiary w Boga i poglądów na sferę religii, gdyż jestem przekonany, iż gdyby było możliweznalezienie dobrych naukowych i filozoficznych dowodów na istnienie Boga, przyniosłoby to radość ipocieszenie wielu potrzebującym" (The Limits of Science [Granice nauki], Oxford University Press, 1984,s.96)
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|