[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Paul przesunął się na środek kuchni, próbując ustalić, z której strony dobiega hałas.ŁUP! ŁUP!Drzwi piecyka otworzyły się i opadły.Dwa tuziny słoiczków z przyprawami, stojących na półce, zaczęły podskakiwać, pobrzękując.Co się tu, do diabła, dzieje? - zastanawiał się zaniepoko­jony.ŁUP!Obracał się wolno, nasłuchując, szukając.Naczynia znów się rozdzwoniły, a wielka warząchew zsu­nęła się z wieszadełka i spadła z brzękiem na deskę do kroje­nia mięsa.Paul podniósł wzrok na sufit, podążając tropem odgłosów.ŁUP!Spodziewał się, że zobaczy odpadający plaster tynku, ale nie dostrzegł nawet rysy.Niemniej źródło tego dźwięku znaj­dowało się zdecydowanie nad jego głową.Łup-łup-łup, łup.Walenie nieco przycichło.Przynajmniej dom przestał się trząść, a naczynia kuchenne nie stukały o siebie.Paul ruszył w stronę schodów, zdecydowany znaleźć przyczynę hałasów.Blondynka leżała w rynsztoku, na wznak; jedna ręka wy­ciągnięta wzdłuż boku, wyprostowana, dłoń uniesiona; dru­ga przerzucona przez brzuch.Złote włosy zabłocone.Strumień wody płynął wokół niej, unosząc liście, piasek i strzępy papieru do najbliższej studzienki kanalizacyjnej, a jej długie włosy powiewały i falowały w tym brudnym nurcie.Carol uklękła obok kobiety i zaszokowana stwierdziła, że ofiara była dziewczynką co najwyżej czternasto-, piętna­stoletnią, wyjątkowo ładną, o delikatnych rysach, a teraz przerażająco bladą.Była także nieodpowiednio ubrana jak na taką słotę.Miała białe tenisówki, dżinsy i bluzkę w niebiesko-białą krat­kę.Ani płaszcza, ani parasolki.Drżącymi rękami podniosła prawą rękę dziewczynki i wzięła za nadgarstek, szukając pulsu.Od razu wyczuła tęt­no, silne i miarowe.- Bogu dzięki - powiedziała, trzęsąc się.- Bogu dzięki, Bogu dzięki.Zaczęła szukać otwartych ran.Nie znalazła żadnych po­ważnych obrażeń, tylko kilka płytkich zadrapań.Jeśli, oczy­wiście, nie wystąpił krwotok wewnętrzny.Kierowca cadillaca, wysoki mężczyzna z kozią bródką, obszedł od tyłu volkswagen i spojrzał na leżącą.- Nie żyje?- Żyje - odrzekła Carol.Delikatnie uniosła kciukiem jed­ną z powiek dziewczynki, potem drugą.- Tylko nieprzy­tomna.Prawdopodobnie lekki wstrząs.Czy ktoś wezwał karetkę?- Nie wiem - powiedział.- Więc niech pan wezwie.Szybko.Pośpieszył, brnąc przez kałuże, a woda wlewała mu się do butów.Carol nacisnęła podbródek dziewczynki; szczęka była rozluźniona i usta otwarły się z łatwością.Nie zauważyła żadnego zatoru, krwi ani niczego, co mogło spowodować zachłyśnięcie, a język znajdował się w bezpiecznym położeniu.Siwowłosa kobieta w przezroczystym płaszczu nieprze­makalnym, trzymająca czerwono-pomarańczową parasolkę, wyłoniła się gdzieś z deszczu.- To nie pani wina - powiedziała do Carol.- Widziałam, jak to się stało.Widziałam wszystko.Dziecko rzuciło się pod pani samochód, w ogóle nie patrząc.Nie mogła pani nic zro­bić, aby temu zapobiec.- Ja też widziałem - wtrącił się tęgi mężczyzna, który nie mieścił się pod swoim czarnym parasolem - że dziecko szło ulicą jak w transie.Bez płaszcza czy parasola.Miała błędny wzrok.Zeszła z krawężnika między te dwie furgonetki i sta­ła tak przez kilka sekund, jakby czekała, aby rzucić się pod koła.I, na Boga, tak właśnie się stało.- Ona żyje.- Carol nie mogła powstrzymać drżenia gło­su.- Na tylnym siedzeniu w moim samochodzie jest aptecz­ka, może mi ją pan przynieść?- Oczywiście.- Tęgi mężczyzna pośpieszył do volkswagena.Chociaż nic nie wskazywało, że u nieprzytomnej mogą wystąpić konwulsje, Carol chciała mieć pod ręką paczuszkę ze szpatułkami do przytrzymywania języka.Zaczął zbierać się tłum.O parę przecznic dalej rozległa się syrena.Nadjeżdżała policja.- Takie ładne dziecko - powiedziała siwowłosa kobieta, wpatrując się w poszkodowaną.Inni gapie półgłosem zgodzili się z jej opinią.Carol wstała i ściągnęła płaszcz, zwinęła go i ostrożnie wsunęła prowizoryczną poduszkę pod głowę ofiary, unosząc ją nieco ponad poziom spływającej wody.Dziewczynka nie otworzyła oczu ani się nie poruszyła.Splątany kosmyk złotych włosów opadł jej na twarz i Carol ostrożnie go odsunęła.Ciało małej było gorące, rozpalone, pomimo kąpieli w zimnym deszczu.Nagle, kiedy palcami dotykała policzka dziewczyny, po­czuła zawrót głowy.Nie mogła złapać oddechu.Przez chwi­lę myślała, że straci świadomość i upadnie na nieprzytomną.Pociemniało jej przed oczami, a w tej ciemności zobaczyła krótki błysk srebra, blask światła jakiegoś ruchomego przed­miotu, tajemniczej rzeczy z jej koszmaru.Zacisnęła zęby, potrząsnęła głową, nie dając się porwać tej mrocznej fali.Cofnęła rękę i przyłożyła do swojej twarzy.Zawrót głowy minął równie nagle, jak się pojawił.Dopóki nie przybędzie karetka, ponosi odpowiedzialność za ranną i powinna trzymać się dzielnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl