[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na przedpiersiu zamku Ethan zastygł w napięciu.Ale tego ostrożnego oficera zniosła z wyrwy i poniosła do portu ciasno upakowana rzeka atakujących koczowników.Niektórzy z barbarzyńców zaczęli biec po szczycie murów w stronę zamku i miasta.Biegli, ponieważ ścieżki lodowe zostały stopione i porąbane tak, że stały się bezużyteczne.Doszli do miejsca, gdzie mur wchodził do samego zamku i tam zatrzymała ich lita, kamienna bariera i grad strzał z góry.Kilku zaczęło bez rezultatu walić w zamurowane wejścia.Niektórzy usiłowali się wspinać po nagich kamieniach, ale tych z łatwością jednego po drugim zestrzeliwali łucznicy z góry.Większość zawróciła i rozpościerając skrzydła na pół zjechała, a na pół opadła na zdobyty bez walki lód.Port szybko wypełniał się wrzeszczącymi, rzucającymi się wojownikami, którzy kręcili się w kółko w poszukiwaniu kogoś, z kim można by się pobić.Zaczynali miotać się bez celu, straciwszy pewność siebie.Cała masa chwiała się niezdecydowanie, przesuwała, potem jak jeden mąż z okropnym krzykiem ruszyli w stronę nie bronionego miasta.Na wybrzeżu w pełnej sile czekało na nich to, co zostało z sofoldiańskiej armii.Pojawiły się zamaskowane bariery i rzędy zaostrzonych kołów, powiązanych kolczastymi powrozami z pika-piny.W te mocne, niemal nie dające się zerwać sznury, powbijano mozolnie zaostrzone odłamki szkła, drewna i metalu.To September a nie Williams nauczył tubylców, jak sporządzić przyzwoitą imitację złożonego w harmonijkę drutu.Grad włóczni, bełtów z kusz i strzał powalił setki zaskoczonych wrogów podczas tego pierwszego, zaskakującego kontrataku.To tylko ostatnia linia oporu, wywrzaskiwali oficerowie koczowników do swoich ludzi.Jeszcze jeden wysiłek i te wydelikacone mieszczuchy muszą się załamać! Wielka fala znowu popłynęła do przodu i znowu setki zginęły w ledwie że przykrytych, głębokich dołach, wypełnionych zaostrzonymi kołami, których czubki pomazane były gnojem volów i innymi truciznami.Ukryte fosy szybko wypełniły się jęczącymi, wijącymi się ciałami.Jeszcze raz, poganiali krzykliwie ubrani kapitanowie, pyszni oficerowie polowi! Jeszcze jeden, ostatni atak i zmiotą tych do granic wytrzymałości osłabionych obrońców.I po raz trzeci masa koczowników potoczyła się do przodu i gwałtownie uderzyła w linie Sofoldu.Rozgorzała walka wręcz w oddzielonych od siebie punktach wzdłuż nadbrzeża.Horda barbarzyńców centymetr po centymetrze posuwała się naprzód, o każdą długość miecza, o każdą długość włóczni toczyła się zażarta walka.Wysoko na blankach September spokojnie powiedział do swoich łącznościowców:– Przygotować się.Potwierdzenie zamigotało z maleńkiej chatki, niebezpiecznie blisko linii frontu.Tymczasem do portu wlewało się coraz więcej wrogów i zwalniało, natrafiając na swoich towarzyszy.Z dziesięć tysięcy koczowników musiało naciskać nieubłaganie na przerzedzone szeregi sofoldiańskiej obrony, a z każdą sekundą przybywało ich więcej, a każdy tran był jak filar nienawiści i furii.– Teraz – powiedział cicho September.Rozkaz błysnął w kierunku oczekujących odbiorców.Operatorom odbłyśnika nie brak było odwagi.Nie rzucili się na ziemię, dopóki nie byli pewni, że rozkaz odebrano.Przez chwilkę nie działo się nic.Przez jedną okropną chwilkę wszystko jakby zamarło.Ethan powoli uniósł głowę i wyjrzał przez szczelinę strzelniczą.Lód zwinął się w konwulsjach.Wstrząs oderwał go od ziemi i odrzucił na nieustępliwą skałę.Poczuł lepką wilgoć na policzku, ale to było tylko zadrapanie.W ułamek sekundy później usiłował zwinąć się w maleńką kulkę.Spadł na nich ostry wrzask rozdzieranego lodu pomieszany z kawałkami barbarzyńskich zbroi i kawałkami samych barbarzyńców.Daleko, na leżącym na południowy zachód polu lodowym, Borda-tane-Anst, rycerz Sofoldu, poczuł, jak zatrzęsła się pod nim lodowa ziemia, zobaczył, jak w porcie jego ojczyzny wy – bucha olbrzymia kolumna płomieni i dymu.W myśli radował się, bo zadziałała magia tych obcych czarodziejów, ale w głębi duszy przerażony był niemal śmiertelnie.Ziemia nie rozwarła się pod ich stopami.Pociągnął za skraj śnieżnobiałej opończy, pod którą przeleżał cały ranek, podniósł się i machnął mieczem na prawo i na lewo.A potem razem z sześciuset wyborowymi sofoldiańskimi żołnierzami rozpostarł dany i ruszyli nieubłaganie na tyły obozowiska koczowników.Oprócz mieczy i włóczni każdy z nich niósł pochodnie.Kiedy wiatr odwiał dym przed ich oczami ukazała się dantejska scena w porcie.Nie było kurzu, ale kłujące, oślepiające cząsteczki lodu wciąż jeszcze wisiały w powietrzu i Ethan wdzięczny był, że ma gogle.Z dołu dochodziła okropna kakofonia głosów, tym razem podnoszących się nie z wezwaniem do walki, ale świadczących o bólu, strachu i grozie.Dwóch mężczyzn patrzyło nie zwracając uwagi na to, co wyprawia Hunnar.Tego, zwykle tak pełnego godności, że aż niemal chłodnego, poważnego, młodego rycerza opuściła wszelka powściągliwość i podskakiwał naokoło jak kocię, łapiąc w objęcia każdego zbrojnego, który mu się nawinął i wydając okrzyki radości.Nieprzeliczone mnóstwo barbarzyńskich żołnierzy, którzy przed chwilą jeszcze stali w porcie, leżało teraz martwych lub umierało od straszliwych ran.Lód popękał od setek ładunków, ale nie otwarła się w nim otchłań w mroźne głębiny.Oszacowania Eer-Meesacha i Williamsa okazały się poprawne.Lód był w tym miejscu dużo za gruby, żeby takie starożytne materiały wybuchowe mogły go poważniej uszkodzić.Mur okalający port nie okazał się aż tak mocny.Kilka jego partii wyglądało tak, jak gdyby za chwilę miały się zawalić.Zapalniki i detonatory nauczyciela, zrobione z potraktowanej jak złom szalupy ratunkowej, skutecznie wypełniły swoje zadanie.W odstępach kilku sekund jeden po drugim wybuchły setki ładunków.W nocy wytopiono lejkowate dziury w lodzie, potem wypełniono je szkłem, metalem, kością, kawałkami drewna i gromadzonymi przez rok opiłkami brązu, żelaza i stali, pierwotnie przeznaczonymi do ponownego przetopienia w wulkanicznych odlewniach.Wypełniono je wszystkim, co mogło ciąć i rozdzierać.Te prymitywne szrapnele zostały zalane wodą i podczas nocy ponownie zamarzły [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl