[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poruszał się, wierzchołki drzew i gałęzie tańczyły kołysane podmuchami wiatru.Przez cały okres mojego pobytu w Quintana Roo powietrze było zastygłe w bezruchu i gorące.Były chwile, kiedy z radością powitałbym chłodny powiew, Ostrożnie wyjrzałem przez okno, starając się nie wystawiać głowy na przypadkowy strzał.Na wschodzie niebo pociemniało, zasnuwając się ciężkimi chmurami, przez które przebijało odległe migotanie błyskawic.— Fallon! Kiedy zaczyna się pora deszczowa? Lekko drgnął.— Lada chwila, Jemmy.Nie zainteresował się, dlaczego o to pytam.— A gdybyś teraz zobaczył chmury i błyskawice, to co byś pomyślał?— Że deszcze się zaczęły.— I to wszystko? — spytałem rozczarowany.— To wszystko.Następna kula uderzyła w barak, a ja zakląłem, bo poczułem, jak drzazga wbija mi się w łydkę.— Hej! — krzyknął Smith z trwogą.— Skąd ona, u diabła, przyleciała? — wskazał na wyszczerbioną dziurę w drewnianej podłodze.Zrozumiałem, co miał na myśli.Ta kula uderzyła pod nieprawdopodobnym kątem, a przecież nie odbiła się rykoszetem.Wpadła następna — krzesło drgnęło i przewróciło się.Zobaczyłem dziurę w siedzeniu i już wiedziałem wszystko.Poczekałem jeszcze na kolejną kulę.I tym razem usłyszałem wyraźnie, jak przebiła dach.Chicleros wdrapali się na stok wzgórza za cenote i z góry ostrzeliwali nasz barak.Sytuacja stała się zupełnie nie do zniesienia.Dodatkowo zabezpieczone były tylko ściany i osłona ta do tej pory dobrze nam służyła, od góry jednak nie chroniło nas nic.Mogłem już dostrzec światło dzienne, wpadające przez szczelinę w płycie azbestowej dachu, w miejscu, w którym kula rozłupała kruchy płat.Przy dostatecznej liczbie celnych strzałów chicleros mogli nieomal zedrzeć dach znad naszych głów, ale my najprawdopodobniej nie dożylibyśmy tego.Minimalne schronienie mogliśmy znaleźć, kuląc się na styku podłogi za ścianą baraku stojącego najbliżej wzgórza, lecz stamtąd nie widzielibyśmy, co dzieje się przed barakiem.Gdybyśmy tak postąpili, to jedyną rzeczą, jaka pozostałaby Gattowi do zrobienia, to podejść i otworzyć drzwi, a żaden z nas nie byłby nawet w odpowiedniej pozycji, by go zastrzelić.Kolejna kula uderzyła z góry.— Smith, chcesz się przebić? Poszedłbym z tobą.— Nie da rady — powiedział nieustępliwie.— Wolę zginąć tutaj.W dziesięć sekund po wypowiedzeniu tych słów dostał kulę w środek czoła.Siła uderzenia rzuciła go na ścianę, a w chwilę potem osunął się na podłogę.Zginął, nie widząc ani człowieka, który go zabił, ani nie znając Gatta, który wydał rozkaz.Pochyliłem się nad nim i w tym samym momencie kula trzasnęła w ścianę, w miejsce, gdzie przed chwilą stałem.Fallon krzyknął ostrzegawczo:— Jemmy! Okno! — i usłyszałem przytłumiony huk strzelby.Jakiś człowiek wrzasnął, a ja przetoczyłem się po ziemi z rewolwerem w ręce.W samą porę, by zobaczyć chiclero, znikającego za rozbitym oknem, i Fallona, który trzymał dymiącą jeszcze broń.Podszedł do okna i strzelił ponownie, a z zewnątrz odpowiedział mu krzyk.Odsunął się i złamał strzelbę, by ją nabić, więc szybko zająłem jego miejsce.Jakiś chiclero w pośpiechu szukał schronienia.Inny, z rękami przy twarzy, zataczał się jak pijany, przeraźliwie jęcząc.Zignorowałem go i strzeliłem do trzeciego, skradającego się do drzwi o jakiś metr ode mnie.Nawet nowicjusz musiałby w takiej sytuacji trafić.Jęknął i złamał się wpół.Cofnąłem się, gdy kula roztrzaskała jeden z pozostałych w oknie kawałków szkła, po czym gwałtownie wzdrygnąłem się, kiedy dwie następne przebiły dach.Lada chwila spodziewałem się uderzenia jednej z nich.Fallon znowu się ożywił.Trącił mnie stopą.Spojrzałem w górę i zobaczyłem, że wpatrywał się we mnie bystrym wzrokiem.— Możesz stąd wyjść — powiedział szybko.— Ruszaj się! Gapiłem się bezmyślnie, więc machnął ręką, wskazując akwalung.— Do cenote, cholera! — wrzasnął.— Tam się do ciebie nie dobiorą.Podczołgał się do ściany i przyłożył oko do dziury po pocisku.— Od frontu jest spokój.Mogę ich zatrzymać wystarczająco długo.— A co z tobą?— Co ze mną? — Odwrócił się.— Tak czy inaczej nie żyję.Nie martw się, Gatt nie weźmie mnie żywcem.Nie było wiele czasu do namysłu.Katherine i ja mogliśmy schronić się w cenote przed kulami Gatta, ocaleć dzięki temu na jakiś czas, ale co potem? Po wypłynięciu bylibyśmy wystawieni na strzał, a przecież nie mogliśmy wiecznie siedzieć na dole.Jednak nawet niewielka nadzieja na przedłużenie życia była czymś więcej niż te kilka minut, które pozostawały nam w baraku.Chwyciłem dłoń Katherine.— Zakładaj akwalung i, na Boga, spiesz się.Spojrzała na mnie ze zdumieniem, ale błyskawicznie zaczęła się przebierać.Zdarła z siebie ubranie i włożyła kombinezon, a ja pomogłem jej założyć szelki.— Co z Fallonem? — spytała zdyszana.— Mniejsza o niego — uciąłem.— Skoncentruj się na tym, co robisz.Intensywność ostrzału baraku zmniejszyła się, czego zupełnie nie mogłem zrozumieć.Na miejscu Gatta teraz właśnie nasiliłbym ogień, lecz tylko jedna kula wpadła przez dach, kiedy wraz z Katherine męczyliśmy się z szelkami i podłączeniem butli.— Jak tam na zewnątrz? — spytałem Fallona.Popatrzył przez okno na niebo po wschodniej stronie, a nagły podmuch wiatru rozwiał jego rzadkie włosy.— Myliłem się, Jemmy — powiedział nieoczekiwanie.— Nadchodzi burza.Wiatr jest już bardzo silny.— Wątpię, czy nam to coś pomoże.Ładunek dwóch butli na ramionach ciążył mi.Wiedziałem więc, że nie zdołam szybko biec, a Katherine będzie jeszcze bardziej skrępowana.Byłem przekonany, że zostaniemy zastrzeleni w drodze do cenote.— Ruszajcie — popędził nas Fallon, podnosząc strzelbę.Zebrał całą broń i zgromadził ją obok siebie, przy oknie.Z irytacją wzruszył ramionami.— To nie pora na długie pożegnanie, Jemmy.Wynoście się stąd, do wszystkich diabłów! — Odwrócił się do nas plecami i uniósł karabin zajmując miejsce przy oknie.Odsunąłem stół barykadujący drzwi, po czym powiedziałem do Katherine:— Kiedy otworzę drzwi, wybiegniesz.Myśl tylko o tym, żeby dobiec do cenote.Kiedy się w niej znajdziesz, nurkuj do pieczary.Zrozumiałaś?Przytaknęła, lecz bezradnie spojrzała na Fallona.— A co z.?— Mniejsza o to — powtórzyłem.— Ruszaj, już!Otworzyłem drzwi i Katherine wybiegła na zewnątrz.Skuliłem się i podążyłem za nią.Gdy tylko moje stopy uderzyły o ziemię, skręciłem, by zmienić kierunek.Usłyszałem huk wystrzału, ale nawet nie wiedziałem, czy to strzelał wróg, czy osłaniający nas ogniem Fallon.Katherine zniknęła za rogiem baraku.Gdy skoczyłem za nią, uderzył we mnie nagły podmuch wiatru.Dosłownie zatkało mnie, kiedy otworzyłem usta, by złapać oddech [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl