[ Pobierz całość w formacie PDF ] .Nie byłtak lekkomyślny, by zaryzykować powrót do tragarstwa czy do obnoszenia plakatów.Tymbardziej, że ani na jeden dzień nie zaprzestał starań o posadę.Po dawnemu pisał oferty nawszystkie ogłoszenia, upominał się w biurach pośrednictwa pracy, wysyłał listy do uniwer-syteckich przyjaciół i kolegów.%7ładen z nich z reguły nie odpisywał.Jeden tylko, obecnie adwokat i radca prawny jakieśfirmy w Katowicach, nadesłał odpowiedz: posady żadnej nie ma, niestety, ale bądz tak dobry(skoro już siedzisz w stolicy), wyszukać w archiwach hipoteki akta dotyczące itd.Murek aktawyszukał, tracąc na to pół dnia, ponieważ jednak uwierzytelnienie odpisów kosztowało kilka-naście złotych, odpisał adwokatowi, że czeka na pieniądze.Zamiast pieniędzy adwokat przy-słał cierpki list zaznaczając, że nie spodziewał się takiego braku zaufania, w dodatku na takdrobną kwotę, i to od człowieka, który, powołując się na koleżeństwo, prosi o protekcję. Dlatakich ludzi nic się nie robi.Drugi wypadek, kiedy zaświtała Murkowi nadzieja, zdarzył się przy konkursie na posadęw Biurze Kodyfikacji Ustaw Samorządowych.Niespodziewanie wezwano go w miesiąc pozłożeniu podania.Przebrał się w swoje galowe ubranie i poszedł półprzytomny z radości. Panie doktorze przyjął go szpakowaty dygnitarz pańskie kwalifikacje na stanowiskonaczelnika wydziału prawnego są doskonałe.Z kilkuset kandydatów wybrałem pana. Niezmiernie jestem wdzięczny panu prezesowi z trudem wydobył z siebie Murek. Jak pan wie, znajdujemy się w stadium organizacji.Będzie doktor miał szerokie pole dopopisu.Ale i dużo pracy. Niczego bardziej nie pragnę. To cudownie.Zechce pan złożyć oryginał swoich papierów.A i jeszcze jedno: do ja-kich związków czy stowarzyszeń pan należy?.Tylko proszę o absolutną szczerość.Murek uśmiechnął się: Do żadnych, panie prezesie. Jak to?.Więc może do jakiegoś stronnictwa?. Nie.Dygnitarz spojrzał na Murka z nie ukrywanym zdumieniem: Zatem w życiu publicznym, w społecznym nie bierze pan żadnego udziału?Murek rozłożył ręce: Panie prezesie, od bardzo dawna jestem bez pracy.Z największym wysiłkiem zarobkujędoraznie, by nie umrzeć z głodu.Prezes niecierpliwie poprawił krawat. No tak, rozumiem, rozumiem.Ale widzi pan, doktorze, ja nie mogę kierowniczego bądzco bądz stanowiska powierzyć komuś, kogo nie poleca żadna organizacja czy instytucja.Hm.Murek obu rękoma kurczowo uczepił się brzegu biurka: Jeżeli pan prezes życzy zaczął będę się starał wstąpić do jakiejś organizacji. Nie o jakąś chodzi! przerwał prezes. Pan przecie orientuje się, że nie chodzi tu o byle ja-ką organizację, tylko o taką, której polecenie.No i teraz wstąpić.Nie, to niemożliwe.A możepan może powołać się na jakieś wybitne osobistości?.Kto mógłby udzielić panu referencji?99Murek spuścił głowę.Kogóż mógł wymienić?!.Z dawniejszychh lat znał kilku dygnita-rzy, lecz wiedział, że żaden z nich nie może go pamiętać.A z ostatnich czasów prezydentNiewiarowicz, wojewoda Aęk-Dornicki, dyrektor departamentu Gąsowski?.Ci nie wydalibyo Murku przychylnych opinii. Przecież musi pan kogoś znać! powiedział z naciskiem prezes. Niestety.Urodziłem się i kształciłem w Małopolsce bąknął Murek. Dziwne.No, szkoda.Szkoda, powtarzam, bo chciałbym doktora mieć u siebie.A każdy zkandydatów powołuje się na rekomendacje wpływowych osobistości.Angażując pana, nara-ziłbym się na liczne ataki.Pan rozumie?.I nie mógłbym żadnemu z tych protektorów po-wiedzieć, że taka to i taka figura żądała przyjęcia doktora Murka.Stanowisko jest zbyt po-ważne, by dało się obsadzić je po cichu.Szkoda. Panie prezesie, czy naprawdę. Doktorze.Prima charitas ab ego.Ja i tak mam dość wrogów.Niech pan jeszcze poszukaw pamięci.Murkowi przyszła genialna myśl: Więc może, panie prezesie, przyjmie mnie pan prezes na jaką bądz posadę.Jaką bądz.Niech pensja będzie najmniejsza, a każdą pracę wykonam sumiennie.Dygnitarz namyślił się i kiwnął głową: Dobrze.To jest możliwe.Niech się pan zgłosi za tydzień.Murek wychodził rozpromieniony.Wstąpił nawet do państwa Gubińskich na Piwnej, byzapytać, czy pokoik, który kiedyś oglądał, jest nadal do wynajęcia.Pokoik był wolny i panGubiński obiecał jeszcze tydzień z nim poczekać.Okazało się jednak, ż Murkowi nie byłosądzone tam zamieszkać.Gdy w wyznaczonym dniu zgłosił się w biurze, prezes zwrócił mu jego podanie: %7łałuję bardzo powiedział ale nie mogę pana zaangażować do wydziału prawnegowbrew woli naczelnika tego wydziału.Nie prowadziłoby to do niczego, a pan Rządkowskistanowczo oparł się zaangażowaniu pana.Pan rozumie, że nie mogę narzucać mu nikogo. Ale dlaczego ten pan?.Prezes przerwał machnięciem ręki: Uważa za kłopotliwe dla siebie posiadanie podwładnego z tytułem doktorskim.I rze-czywiście tam potrzebny jest zwykły kancelista.%7łałuję bardzo i do widzenia.Murek tego dnia do wieczora błąkał się po mieście bezczynnie.Nie czuł nawet głodu.Uśpiona w nim dotychczas i narkotyzowana codziennymi nadziejami rozpacz wybuchła z całąsiłą. To już koniec powtarzał głośno już koniec.Dotychczas starał się nie myśleć o swoim dojutrkowaniu.Tygodnie i miesiące poniże-nia, brudu, ciężkiej fizycznej pracy, były, zdawały się być, czymś chwilowym, przemijają-cym, nieważnym.Dopóki istniała nadzieja.Swój obecny tryb życia Murek uważał za krzyw-dę, za niesprawiedliwość, za nonsens wreszcie.A przecież wierzył niezachwianie, że wszelkaniesprawiedliwość zdarzyć się może, lecz nie może trwać.I teraz nie zwątpił o tym.Opanowała go tylko obawa, że w nim samym tkwi jakieś fatum,jakieś złe przeznaczenie czy grzech, który mści się na nim i najcięższą pokutą nie daje sięprzekreślić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zanotowane.pldoc.pisz.plpdf.pisz.plhanula1950.keep.pl
|