[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Już kilku prezydentów tego chciało.- Kto wie? Może nie będę się tak mocno bronił? - Hildor spojrzał w stronę Sonorova, który opowiadał pąsowemu ze zmieszania Petowi, w jaki sposób zyskał imię, ku uciesze wszystkich dookoła.- Razem z Karlem mamy już trochę dość tej nerwowej bieganiny.Stać nas na spokojne życie do śmierci.Jak to zauważyła słusznie pani Kristine, żona naszego prezydenta, jestem jednym z najbogatszych ludzi w Układzie.- Naprawdę nie chcecie lecieć z nami? - zapytała.- Położymy was w hibernatorium w godzinę po starcie i obudzimy dopiero u celu.Nawet nie zauważycie, kiedy wam ten czas zleci.Dłuższa drzemka zawsze działa ożywczo na organizm.- Mówiłem, że chcę mieć wreszcie trochę spokoju.Poza tym zostawiacie mi potomka.Ktoś musi się nim zająć.- Gniewasz się? - Anna była gotowa wrócić na Ziemię i zmusić Alicję do usunięcia ciąży.Nawet gdyby tamta nie chciała.- Dlaczego miałbym się gniewać? - zdziwił się Hildor.- Wymyśliliście to naprawdę doskonale.A ja z przyjemnością zajmę się dzieciakiem.Będę wreszcie dziadkiem, a nie tylko przyszywanym ojcem.Na starość ludzie mają najdziwniejsze pomysły.- Pet przepisał na to dziecko swoje konto.W ogóle strasznie jest dziwny ostatnio.- Może i on się zakochał, a raczej nie do końca odkochał - zauważył Hildor.- I wy powinniście poważnie pomyśleć o dzieciach.Sonorov, na mocy swoich specjalnych uprawnień, wysłał wam dwie skrzynie zabawek.W jednej umieścił nalepki: “od wujka Alfreda", a w drugiej “od wujka Karla".Kir kazał je postawić w specjalnym schowku magazynu, żeby nie uległy uszkodzeniu - Anna spojrzała nagle na Hildora poważnie.- Czy myślisz, że będę mogła mieć dzieci? - spytała tak spokojnie, że profesor aż przyciągnął ją do siebie ze wzruszenia i posadził na kolanach.- Będziesz najlepszą ródką jaką kiedykolwiek zanotowały kroniki Ziemi.Jeżeli wiesz, kto ma być ojcem, to radzę ci już się do tego zabrać.W każdym razie zaraz po starcie.- Alfredzie! Ale on nic o tym nie wie! - szepnęła mu do ucha i szybko pocałowała w policzek, zeskakując na podłogę.- Nie powinieneś dźwigać takich ciężarów.Zaczynam tyć.Nawet Kir roześmiał się słysząc te słowa, a jego akurat zawsze trudno było rozbawić.Wyszli z Sonorovem o ósmej rano następnego dnia.Rozstanie było niezwykle spokojne, choć obaj musieli się mocno brać w garść, żeby się nie rozkleić.Nawet Sonorov nie protestował, kiedy każdy z mutantów przekazywał im telepatycznie swoje pożegnanie.Zjechali windą w dół i trochę zbyt szybkim krokiem poszli do gabinetu generała Wolfa.Czekały ich ostatnie przygotowania do przyjęcia oficjalnych gości.* * *Ceremonia startu była skromna, choć uroczysta.Uczestniczyli w niej - nie ucząc pomniejszych gości - Oconnor z żoną i Borisov, wszyscy prezydenci regionalni, admirał Boko, Hildor i Sonorov.Szefem ceremonii został generał Wolf.Jego komandosi prezentowali się wspaniale, a eskadra trzech okrętów wojennych na godzinę przed startem ustawiła się nad bazą, żeby odprowadzić Feniksa do orbity Saturna.Zgodnie ze zwyczajem stamtąd rozpoczynał się zawsze właściwy lot.Jedynym odstępstwem od zwyczajów była załoga Feniksa, którą reprezentowała tylko trójka mutantów z Kirem Jenim na czele.Pozostałych dwoje, to byli Anna i Pet.Wszyscy wysłuchali w skupieniu przemówienia Oconnora.Potem kilka słów powiedział Borisov.Wreszcie Bron podkreślił, że Flota uczyniła jak zwykle wszystko, co było w jej mocy, żeby i ta wyprawa mogła powrócić bez przeszkód.To sformułowanie wywołało pewne szepty wśród osób towarzyszących i cień uśmiechu na ustach mutantów.Na końcu Kir pożegnał się tradycyjnie z Ziemią, ale nikomu nie podziękował.Kiedy znaleźli się u szczytu statku, tuż przed wejściem do śluzy, Sonorov i Hildor odebrali jeszcze raz ich pożegnanie i krótkie ostrzeżenie.- Trzymajcie się - nadawał Kir.- Sprawdziliśmy ich myśli.Miałeś rację.Gdyby mogli, to rozszarpaliby nas na kawałki.Teraz mają zamiar skupić się na was.Oconnor jakby mniej.Bron najbardziej.Więcej nie możemy dla was nic zrobić.Zniknęli w śluzie i od tej pory jedynym kanałem kontaktu z Feniksem było radio.Sam start obserwowano w specjalnie przystosowanej sali.Feniks uniósł się powoli w górę i zaraz zniknął im z oczu, odzierając całą scenę z dramatyzmu.Jedynie komandosi strzegący Borisova nadali odrobinę prawdziwości tej scenie, bo po usłyszeniu komendy' start, ich dłonie delikatnie przesunęły się w stronę wiszących u boku laserów.Prawdziwe dramaty miały się dopiero zacząć.Dla wszystkich.Warszawa, październik 1982 - grudzień 1984 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • hanula1950.keep.pl